SB: Jest to pewna struktura miejska, która, będąc niewidoczna dla większości przechodniów jest jednocześnie jednym z najsilniejszych układów tego rodzaju w centrum miasta. „Uśmiech Warszawy”, razem z kilkoma innymi strukturami nadaje porządek centrum miasta. Jest on ważny z punktu widzenia struktury urbanistycznej Warszawy, która powszechnie uchodzi za bardzo chaotyczną, a jest w istocie bardzo mocno ustrukturyzowana. Z Małgorzatą Kuciewicz, Sebastianem Bałutem oraz Simonem De Iacobis, twórcami pomysłu na wspólne święto kilku warszawskich ulic rozmawia Wojtek Kacperski.
Gdybyście mieli sami krótko opisać, kim jesteście i czym się zajmujecie?
Sebastian Bałut (SB): Jestem architektem oraz w pewnym sensie designerem i artystą. Założyłem kilka lat temu biuro architektoniczne ze znajomymi „590 architekci”.
Małgorzata Kuciewicz (MK): Jestem architektką z „Centrali”, a w przypadku projektu „Uśmiech Warszawy” najistotniejsze to, że mieszkam w tym miejscu i poruszam się wszędzie pieszo.
Simone De Iacobis (SI): Jestem architektem z „Centrali”, a także fotografem. Jako dla obcokrajowca bardzo ważną rzeczą jest dla mnie umiejętność zrozumienia miejsca w którym mieszkam i funkcjonuję.
Tak mógłbym nazwać najważniejszą część tego projektu: budowanie rozumienia przestrzeni.
Kto wpadł na pomysł „Uśmiechu Warszawy”?
MK: W 2001 roku Sebastian zwrócił moją uwagę na tę strukturę warszawskich ulic[1]. Rozmawialiśmy wtedy także, że zrobi projekt wykorzystujący warszawskie ulice przekątniowe, ale skończyło się na rozmowach. W pewnym sensie wydawało mi się zbyt oczywiste pokazywanie czegoś, co było przecież widoczne na mapie miasta i nie widziałam nic niezwykłego w zajmowaniu się tym. Dopiero gdy dziesięć lat później zobaczyliśmy projekty przebudowy placu Trzech Krzyży oraz nowego budynku Wolfa, który staje przy Alejach Jerozolimskich, zrozumieliśmy, że ta struktura nie jest tak oczywista dla architektów oraz urbanistów. Było to swoiste przebudzenie dla nas. To była jedna z podstawowych przesłanek przemawiających za realizacją tego projektu. Wspólnie zaczęliśmy prace nad projektem ostatniego lata. Nie wiem jednak, czy dla „Uśmiechu” nie jest już za późno.
Dlaczego za późno?
SB: Ponieważ sytuacja w mieście się zmieniła i pewne elementy „Uśmiechu Warszawy” zaczęły zanikać. Nowe budynki zaczęły wyrastać i zmieniać urbanistyczną strukturę Śródmieścia miasta.
Jak opisalibyście to, czym jest „Uśmiech Warszawy”?
SB: Jest to pewna struktura miejska, która, będąc niewidoczna dla większości przechodniów jest jednocześnie jednym z najsilniejszych układów tego rodzaju w centrum miasta. „Uśmiech Warszawy”, razem z kilkoma innymi strukturami nadaje porządek centrum miasta. Jest on ważny z punktu widzenia struktury urbanistycznej Warszawy, która powszechnie uchodzi za bardzo chaotyczną, a jest w istocie bardzo mocno ustrukturyzowana.
Dlaczego uważacie, że ta struktura powinna zostać pokazana i uratowana?
SI: Myślę, że to jest związane z tym, że morfologia tej ulicy jest tak osobliwa, że aktywizuje miasto. I to jest widoczne. Sebastian mówił o tym, że jest za późno na to, aby ją uratować i że zaszły już nieodwracalne zmiany w architektonicznej substancji „Uśmiechu Warszawy”. Ja myślę o innych zmianach – o procesie lokowania się na „Uśmiechu” instytucji kulturalnych (jest na niej m.in. Fundacja „Bęc Zmiana”, Fundacja „In situ”, w niedalekim czasie ma zaś powstać Muzeum Sztuki Nowoczesnej i ono także znajdzie się na jego trakcie). To, co chcemy tutaj zrobić teraz, to pokazać, że morfologia ulicy – podobnie jak Broadway w Nowym Jorku – powoduje zmiany. Tego rodzaju wydarzenia nie dokonałyby się na regularnej szachownicy, ponieważ nie posiada ona tego zróżnicowania, każdy odcinek jest w niej identyczny. A to diagonalne cięcie wzdłuż tkanki śródmiejskiej determinuje w pewien sposób wyjatkowość. Może być ona dostrzeżona w narożnikach, w skrzyżowaniach. No i jakoś to samo powstało, bo trudno tu mówić o planowaniu.
SB: Jest także bardzo interesującym fakt, że znajduje się on w samym centrum miasta. „Uśmiech Warszawy” przecina łukiem połowę Śródmieścia. Jest to najważniejsza część miasta i bardzo mocno wierzę, że gdyby coś zostało zrobione z tą strukturą, stworzyłaby ona nową tożsamość centrum. I nie ograniczałoby się to tylko do Śródmieścia, ale do całej Warszawy.
MK: Dla mnie z kolei najważniejszym jest fakt, że „Uśmiech Warszawy” znajduje się w tym miejscu przez tak długi czas – właściwie jest on tutaj od setek lat wydeptywany przez ludzi. Ale to nie wszystko. W trakcie prac nad tym projektem miałam w głowie jeden cytat: „Nie widzisz niczego, dopóki nie masz metafory, która pozwoli ci to spostrzec” (Gleick, Chaos).
SB: Musisz to najpierw jakoś nazwać, żeby to ujrzeć.
MK: Tak i dla mnie cała ta idea „Uśmiechu Warszawy” może być przedstawiona jako narzędzie rozwoju miasta. Narzędzie urbanistyczne. Nie projektujemy nic nowego, żadnego bulwaru albo nowego budynku. Samą nazwą dajemy metaforę, prowadzącą do powstawania nowego sposobu patrzenia. Naszym zamiarem jest zmiana świadomości ludzi.
SB: Wiemy, rzecz jasna, że zmiana myślenia o pewnym miejscu w przestrzeni miejskiej zdeterminuje późniejsze zmiany w jego przestrzeni, ale to nie jest nasz cel, to przyjdzie potem. Chcielibyśmy po prostu utrwalić tę strukturę w umysłach ludzi.
W trakcie prezentacji niniejszego projektu padła z waszej strony sugestia, że święto ulicy mogłoby być jednym ze sposobów uratowania świadomości istnienia owej struktury. „Uśmiech Warszawy” nie składa się z jednej lecz z wielu ulic. Jak wyobrażacie sobie takie święto?
MK: Myślę, że to dobry sposób promocji dla miasta. Po kilku naszych wykładach zapamiętałam sytuację, gdy ludzie zaczęli używać, w odniesieniu do tego traktu, nazwy „Uśmiech Warszawy”. Wierzę, że po kilku wydarzeniach ta metafora stanie się bardziej powszechna.
SB: Ta metafora-narzędzie pomocne jest nie tylko przy pokazywaniu tej struktury na mapie, lecz także w bardziej namacalnym sensie. Myślę, że tego rodzaju wydarzenie, jak święto ulicy idealnie wpasowuje się w ten pomysł.
SI: Naturalnie, wydarzenia tego typu są częścią procesu, który – powiedzmy sobie – tworzy pewien sens przynależności. Dzieje się tak dlatego, że ludzie będą rzeczywiście używać tej przestrzeni, nie tylko oglądać ją na mapie.
SB: Święto mogłoby „wdrukować” „Uśmiech” w umysły ludzi. To najlepszy sposób, ponieważ odbywa się poprzez użycie przestrzeni. Jest ona dzięki temu namacalna i to nadaje temu sens.
MK: Uważam, że festiwal jest jedynym sposobem, żeby to zrobić. Oczywiście można zrobić na trasie „Uśmiechu” kilka czasowych instalacji artystycznych, ale święto ulic, święto struktury ma bardziej osobisty charakter dla każdego. Ono zbiera ludzi we wspólnotę.
A dla kogo byłoby organizowane to święto? Dla mieszkańców ulic składających się na „Uśmiech”, czy wszystkich warszawiaków?
SI: Dla obu grup. Myślimy o zorganizowaniu festiwalu koncertów balkonowych – szukamy ludzi mieszkających na „Uśmiechu Warszawy”, którzy zechcieliby oddać nam na jakiś czas swój balkon, żeby zorganizować na nim mały koncert, który mógłby być oglądany z poziomu ulicy. To projekt angażujący ludzi mieszkających na tym obszarze, zarówno mieszkańców, którzy by oddali nam swoje balkony, jak i przechodniów, użytkowników ulicy. Otrzymaliśmy trochę funduszy na wydarzenia poświęcone małym dzieciom, ponieważ uważamy, że tego rodzaju impreza powinna brać pod uwagę ich obecność w przestrzeni miejskiej.
Kiedy myślicie, że to święto mogłoby się rozpocząć?
SB: Myśleliśmy o tym święcie jako o długoterminowej imprezie. Coś koło kilku miesięcy. Mamy nadzieję, że uda się wystartować w 2011. Jednak nie jest to nasza jedyna inicjatywa związana z tą strukturą. Proces „wdrukowywania” „Uśmiechu Warszawy” w głowy mieszkańców musi być długi, żeby mógłby okazać się efektywny.
Macie jakieś daty?
MK: Robimy to wespół z Fundacją „In situ” jako organizatorem, pierwsze warsztaty na tej ulicy mają zacząć się za miesiąc.
Co mogłoby „Święto Uśmiechu Warszawy” wnieść do zróżnicowanego zestawu warszawskich świąt ulic?
SB: Podstawową różnicą jest to, że nie odbyłoby się ono na poziomie wspólnoty tej ulicy, ale także na poziomie miasta jako całości. Naprawdę wierzę, że znaczenie tego miejsca jest widoczne nawet w odległych zakątkach Warszawy.
MK: Jest tak, ponieważ „Uśmiech” jest jedną z najstarszych struktur na mapie miasta. Ten układ jest starszy od samej Warszawy, prastary gościniec prowadzący do przeprawy wiślanej był powodem, dla którego miasto powstało właśnie w tym miejscu. Jest zatem ważny z punktu widzenia kategorii takich, jak pamięć, tożsamość i tradycja.
SI: Nie wiem, czy to będzie miało związek z pytaniem, ale usłyszałem raz, jak po jednej z naszych prezentacji ktoś powiedział, że Warszawa potrzebuje osi, w rodzaju ulicy, która nie jest instytucjonalną osią – jak Nowy Świat lub Trakt Królewski w ogóle. Moim zdaniem „Uśmiech Warszawy” mógłby odegrać rolę takiej nowej osi, ogniskującej kulturę. Nie jestem nawet pewien, czy już nie odegrał jej w jakiś sposób, wziąwszy pod uwagę choćby to, że jest starszy od samego miasta. Bardzo mocno wierzę w to, że święto ulicy, a w naszym przypadku święto kilku ulic naraz, jest ważnym wydarzeniem dla społeczności miejskiej, dla sąsiedztwa. Jest to swego rodzaju oddolny ruch, wychodzący ze strony obywateli, nie zaś od urzędników. Nie jest dany ludziom, ale stworzony przez nich, przez nas. I to jest właśnie bardzo w nim ważne.
MK: Jest to szczególnie ważne także przez wzgląd na niewidoczność tej struktury – w pewnych miejscach „Uśmiech Warszawy” już zaniknął i mógłby zostać w jakiś sposób przypomniany podczas festiwalu.
SB: To byłby dobry sposób odkrycia go na nowo.
MK: Myślę, że dla wielu osób byłaby to dobra okazja, by przespacerować się wzdłuż tej struktury po raz pierwszy w pełni świadomie.
Jako mieszkańcy miasta, musieliście zauważyć, że w przeciągu ostatnich kilku lat nastąpił w Warszawie wybuch zainteresowania wartościami lokalnymi. Jakie macie zdanie na ten temat?
MK: Podoba mi się to. Przywiązuję pewną nadzieję do tego, że instytucje kulturalne, które w jakiś sposób znalazły swoje miejsce na „Uśmiechu Warszawy” połączą się i może zrobią coś wspólnie. Widzisz, ta struktura posiada swoisty magnetyzm, który przyciąga pewną grupę ludzi – ludzi zorientowanych na kulturę – i to mogłaby być dobra baza na pewną wspólną aktywność w przyszłości. Koniec końców, Muzeum Sztuki Współczesnej powstanie dokładnie na północnym odcinku „Uśmiechu”. Uważamy, że to nie jest przypadek.
Co jest charakterystycznego w ulicach, które mają swoje święta? Czy możliwe jest istnienie ulicy, która jest niegodna posiadania swojego święta?
SB: Święta tego rodzaju są wydarzeniami, które wprowadzają wiele zmian do przestrzeni miejskich. Gdybym miał odpowiedzieć na to pytanie w nieco odmienny sposób, to powiedziałbym, że mogą istnieć ulice, które nie potrzebują zmian, ponieważ są już wystarczająco charakterystyczne. Ale mówiąc poważnie, uważam , że każda ulica zasługuje na swoje święto. Powinniśmy jednak pamiętać, że święta ulicy tworzą nową rzeczywistość społeczną na pewnym poziomie.
MK: Istotnie, są bardzo silnymi narzędziami konstrukcji tożsamości ulicy. Znam Festiwal Próżnej, Święto ulicy Francuskiej i muszę przyznać, że te imprezy stworzyły w pewnym sensie wizerunek tych miejsc – za każdym razem, kiedy myślisz o nich, pojawia ci się obrazek święta. Może to być do pewnego stopnia niebezpieczne, ponieważ święto tworzy również pewną kliszę. Tak się stało trochę z Francuską – ten festiwal chciał z niej zrobić ulicę tak bardzo francuską, że osiągnęło to pewien poziom absurdu.
SI: Myślę o tym wybuchu wartości lokalnych i swoistego obudzeniu lokalnego obywatelstwa. Bardzo chciałbym widzieć „Uśmiech Warszawy” jako aktywnego aktora tego procesu. Widzisz, takie procesy potrzebują swojej ikony, potrzebują symbolu. „Uśmiech Warszawy” może być czymś takim. Gdybym mógł porównać to do jakiegoś przykładu, który obrazowałby, jak miałoby to funkcjonować, przytoczyłbym projekt artystyczny „I love New York” lub bardzo niedawny „I amsterdam”. Te ikony są bardzo dobrymi narzędziami kreowania tożsamości. Nie chodzi mi o to, że jest naszym zamiarem zrobić z „Uśmiechu Warszawy” symbol tej rangi, jak w przywołanych przykładach, ale przyznam, że to idzie w tym kierunku.
SB: Jest to też wartościowe dla Warszawy, aby zmierzyć się poprzez to ze stereotypem miasta, w którym nie ma mieszkańców, którzy nie czują z nim związku. Jest on zwyczajnie nieprawdziwy! Nowy Jork jest tutaj dobrym przykładem – to naprawdę wielkie miasto, z niesamowitym klimatem, a jednocześnie zamieszkanym przez ludzi, którzy pomimo tego, że przyjechali do niego skądś, kochają je jak swoje.
MK: I moim zdaniem to jest świetne, że tak dużo ludzi żyje w stolicy, mając swoje korzenie w innych miastach – a mimo to chcących budować swoją własną, warszawską tożsamość. Przyswajają szybko symbole, stare i nowe, gładko wchodzą w rytm miasta. Pamiętam czasy, gdy jeszcze nie było palmy na rondzie de Gaulle’a – a teraz nie możesz sobie wyobrazić Warszawy bez niej! To miasto zmienia się tak szybko także dzięki tym ludziom i ja się z tego cieszę. To daje mi powód, by myśleć, że coś podobnego może stać się z „Uśmiechem Warszawy”.
[1] „Uśmiech Warszawy” to ciąg warszawskich ulic, na który składają się: ulice Mokotowska, Bracka, Zgody. Przed wojną trakt ten kończył się ulicą Bagno i od północy był zamknięty placem Grzybowskim.