Ustawienia i wyszukiwarka
Kultura i klasa [Kultura się Liczy!]
Po długim okresie powojennym, podczas którego uznano dostęp do kultury za prawo każdego człowieka, sztuka znów staje się przywilejem najbogatszych - alarmują wyniki najnowszych badań. „Wracamy do sytuacji sprzed II wojny światowej” twierdzi Hadrian Garrard, dyrektor organizacji Create, publikującej raport „Panic! What Happened to Social Mobility in the Arts?” - ujawniający szereg nierówności wśród pracowników sektora kultury.
Ankieta, przeprowadzona na liczbie 2359 pracowników sektora kultury i przemysłów kreatywnych, ujawniła szereg nierówności wśród respondentów. Podczas gdy dotychczasowe badania wyraźnie pokazywały, że różnice w wysokości czy regularności dochodów są wśród artystów pod względem płci czy pochodzenia etnicznego dużo wyższe niż wśród przedstawicieli innych zawodów, ten raport pokazuje również znaczną dysproporcję ze względu na pochodzenie społeczne. Okazuje się, że tylko 18% respondentów pochodzi z klasy ludowej. Jednocześnie 88% badanych przez pewien czas swojej kariery zawodowej pracowało za darmo, a 38% nie ma stałego zatrudnienia. Znaczna podwyżka czesnego w brytyjskim szkolnictwie wyższym w 2010, rosnące koszty utrzymania w takich centrach kultury jak Londyn czy Manchester i niestabilność zatrudnienia skutecznie blokują dostęp do zawodów artystycznych nawet przedstawicielom klasy średniej. Fakt, że zajmowanie się sztuką staje się zajęciem dla coraz bardziej zawężonej grupy skomentował laburzysta Chris Bryant, były sekretarz i minister kultury w Gabinecie Cieni. Zasugerował, by Partia Pracy starała się o przekierowanie większej ilości publicznych środków na „kulturalną pustynię” - tereny poza Londynem i południowo-wschodnią Anglią oraz zachęcanie środowiska artystycznego do zatrudniania ludzi pochodzących z różnych środowisk. „Nie chcemy kultury zdominowanej przez Eddiego Redmayne’a, Jamesa Blunta i im podobnych” - dodał, wyjaśniając, że oczywiście szanuje talent i dokonania tych artystów. Według badań, zwłaszcza w branży aktorskiej klasa ludowa jest niedoreprezentowana - wydaje się, że w ostatnich latach dominują mężczyźni o arystokratycznym pochodzeniu, z dyplomami prestiżowych szkół. Przywołany Eddie Redmayne studiował na jednym roku z księciem Wilhelmem w Eton College, Benedict Cumberbatch uczęszczał do Harrow.
Również badania przeprowadzone przez Wolny Uniwersytet Warszawy w 2014 na reprezentantach sektora sztuk wizualnych (artystach, kuratorach i pracownikach wsparcia) wykazują, że w Polsce większość z nich wywodzi się rodzin o wyższym wykształceniu (61%, i ponad 50% w raporcie brytyjskim). Jako, że wykształcenie koreluje z wysokością dochodów, można zakładać, że pracownicy sektora pochodzą z klasy średniej, a ich rodziny były w stanie zapewnić im odpowiednie wsparcie. Wskazuje na to wysoki wskaźnik posiadania własnych mieszkań (45% u artystów, 31% u kuratorów). Jednocześnie niewielki odsetek badanych osób zaciągnęło kredyty hipoteczne - tłumaczony niestabilnym zatrudnieniem i nieregularnymi dochodami. Oznacza to, że posiadanie własnego mieszkania jest jednym z warunków rozwoju kariery artystycznej. Osoby bez wsparcia rodziny i bliskich prędzej porzucają próbę utrzymania się w zawodzie artysty.
Swoisty proces selekcji może mieć niebezpieczne skutki widoczne przez wiele lat, gdyż poza nielicznymi wyjątkami, sytuacja ekonomiczna w sektorze kultury zamyka drogę do uprawiania sztuki ludziom spoza określonej grupy społecznej. Co z kolei prowadzi do zubożenia sztuki, pozbawienia ją wątków i tematów bliskich odbiorcom z klas niższych. W swej kontrowersyjnej książce „The Death od French Culture” Donald Morrison i Antonie Compagnon diagnozowali uduszenie francuskiej kultury przez własną elitę - jej niechęć do otwarcia na świat, biurokrację i protekcjonistyczne tendencje. Podobne zjawiska w sferze kultury brytyjskiej wypunktowali Gunnell i Bright w „Creative Survival in Hard Times” dla Arts Council England, wskazując, że pogarszające się warunki zatrudnienia w branży przemysłów kreatywnych przyczyniają się do tworzenia z nich środowiska zamkniętej enklawy - choć według teorii Floridy klasa kreatywna miała charakteryzować się dużą różnorodnością i inkluzywnością. Dodatkowo, kultura przestaje być nie tylko narzędziem awansu w sensie zmiany klasy społecznej, ale też możliwością prowadzenia bardziej wartościowego życia w obrębie swojej pozycji społecznej.
Wykazuje to badanie „Praktyki kulturowe klasy ludowej” Instytutu Studiów Zaawansowanych z 2014 roku. Instytucje kultury tworzone w celu rozszerzenia możliwości kontaktu ze sztuką są zazwyczaj częścią konsumpcji klas wyższych. Klasa ludowa nie identyfikuje się z instytucjami kultury, nie korzysta z ich ofert - nawet tworzonej z myślą o tej grupie społecznej. Instytucje są prowadzone i programowane przez osoby z klas wyższych, nie odzwierciedlają potrzeb lokalnych społeczności. Zazwyczaj już na etapie projektu budynku, architekci nie uwzględniają gustu i stylu życia osób z innych klas społecznych - o co apelował na łamach The Guardian w 2014 roku reżyser filmowy, Mark Cousins. W końcu na terenach podmiejskich - instytucje są „kolonizowane” przez osiedlającą się napływową ludność z większych miast. Choć badanie wykazuje, że podstawą barierą w przeszkodzie do uczestnictwa w kulturze są finanse, to równie silne są normy - długotrwałe dyspozycje ciała i umysłu, w tym w szczególności tzw. "dobre maniery", gust kulturowy, znajomość konwencji kulturowych i towarzyskich. Nieznajomość reguł zachowania (wytwarzanych i narzucanych przez klasy wyższe), obcość klasowa personelu instytucji kultury, niechęć do oddania przestrzeni dla gustów i potrzeb klasy ludowej powodują, że instytucje kultury stają się nośnikami „kultury prawomocnej”, narzędziem dystynkcji i legitymizacji różnic społecznych.
Na szczęście istnieje możliwość rozwiązania sytuacji, w której zarówno twórcy jak i odbiorcy kultury stają się w coraz większym stopniu przedstawicielami klasy wyższej i średniej. John Holden, w swym raporcie „Culture and Class” proponuje szerszą demokratyzację kultury poprzez porzucenie chronionego kanonu i docenienie twórczości wszystkich ludzi. Pierwszym krokiem do uczynienia bardziej egalitarnego społeczeństwa powinno być zachęcenie ludzi nie do uczestnictwa w kulturze, a do produkcji dóbr i usług kultury. Jednocześnie Holden nie podważa konieczności wspierania sektora kultury z publicznych środków, systematycznego rozwoju bazy instytucji upowszechniających sztukę czy obniżania cen dóbr kultury.