"Ekonomia Kultury. Przewodnik Krytyki Politycznej". Na marginesie lektury.

Data publikacji: 12.01.2011
Średni czas czytania 5 minut
drukuj
Antoni Słonimski w „Kronikach tygodniowych” bodajże z roku 1931 pisał, że najpierw   trzeba ludzi ubrać i ogrzać, posłać do szkoły, a dopiero później rozdawać bilety na „Traviatę” i do Muzeum Narodowego. Nie twierdzę, że idea przemysłów kreatywnych czy edukacji kulturalnej wchodzi w konflikt z myśleniem Słonimskiego, sądzę jednak, że dochodzi między nimi do zderzenia. Choć niekoniecznie czołowego. Moje wątpliwości potęguje wydana niedawno nakładem Krytyki Politycznej „Ekonomia Kultury. Przewodnik Krytyki Politycznej”. Książka stanowi zbiór esejów, fragmentów tekstów, rozmów skupionych tematycznie wokół tych zagadnień, których kształt przybiera dzisiejsza debata o kulturze. W tekstach padają pytania o zderzenie przemysłów kulturowych z krytyczną i autonomiczną rolą sztuki, o faktyczny wpływ idei miast kreatywnych na strukturę społeczną, pojawiają się opinie polemiczne wobec często dogmatycznie przyjmowanych twierdzeń guru kreatywności Richarda Floridy. Nawoływaniom do edukacji kulturalnej towarzyszą ostrzeżenia przed paternalizmem i klientyzmem ukrytymi w projektach edukacyjnych i animacyjnych. Autorzy stawiają pytania o sposoby i jakość uczestnictwa w kulturze, jakie niosą nowe media, przyglądają się krytycznie założeniom myślenia opartego na przesłankach kapitalizmu kognitywnego, analizują mechanizmy urynkowienia i komercjalizacji twórczości artystycznej.

Gdyby zadać uczestnikom tego „sympozjonu” pytanie jakie jest najskuteczniejsze i dostępne w ramach kultury narzędzie oddziaływania, zapewne chórem odkrzyknęliby, że edukacja.  I świętą rację by mieli. Pytaniem pozostaje tylko do jakiej kultury edukować, gdzie postawić granicę między niezależnym, krytycznym uczestnictwem w kulturze a powiększaniem swojego potencjału poprzez teatr, koncert, książkę. Stawiając kwestię inaczej, gdzie kończy się edukacja a zaczyna instrumentalizacja. Albo jeszcze inaczej: za pomocą jakiego narzędzia kultura, kreatywność, pomysłowość wchodzą w trwałe i decydujące afiliacje z ekonomią, polityką czy gospodarką. Dla kogo w dalszej kolejności jest to szansą, a dla kogo kolejnym problemem.

Być może stawianie takich pytań jest naiwnością. Świat pewnie będzie się dzielił, tak jak się dzieli – na uprzywilejowaną większość swobodnie poruszającą się po świecie znaczeń, symboli, złożonych treści i całą resztę, której coś z tego wielkopańskiego stołu skapnie. Na tych, którzy mogą spokojnie konsumować  i na tych, którzy zawsze będą nadrabiać.

Paradoksalnym dowodem na to jest zamieszczona w „Przewodniku” rozmowa z Maciejem Gondorowiczem, który na Księżym Młynie w Łodzi chce stworzyć dzielnicę kreatywną. Najbardziej uroczy fragment wywiadu dotyczy niejakiej pani Hani, która zamieszkuje opisywaną dzielnicę od dość dawna i gra w narracji Gondorowicza rolę przedstawicielki „ludu”. Otóż owa pani Hania zainspirowana artystami, przedstawicielami nowopowstającej klasy kreatywnej założyła sympatyczny, mały sklepik, w którym sprzedawała chyba jakiś wyrób własny. W ten prosty sposób, pani Hania stała się żywym dowodem na zbawienny wpływ kreatywności na mieszkańców dzielnic zapomnianych. Co prawda czytelnik ma raczej wrażenie, że stała się kwiatkiem do kożucha, ale przynajmniej opowieść serwowana przez Gondorowicza jest spójna i optymistyczna. Nie chodzi o to, żeby się czepiać, a to, żeby pokazać jak bardzo zideologizowana jest koncepcja przemysłów kreatywnych, że głosząc projekt rozwoju społecznego i ekonomicznego prowadzi tylko do zmian pozornych.

Wydaje mi się, że „Przewodnik” nie podejmuje również innego istotnego zagadnienia. Z lektury wiemy, że co jak co, ale w kontekście ekonomii kultury, edukacja się liczy. Nie wiemy jednak jaka. Szkoda, że przy okazji rozmów na temat statusu artysty, nowoczesnych mediów, demokracji nie znalazła się żadna rozmowa, w której poza zgłoszeniem postulatu rozbudowy edukacji kulturalnej nie spróbowano odpowiedzieć na pytania jaka edukacja, dla kogo, rozwijająca jakie kompetencje, w czyim interesie prowadzona.
Może zatem ma rację Słonimski, może trzeba wrócić do rzeczy elementarnych?

„Ekonomia Kultury. Przewodnik Krytyki Politycznej”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2010