Pola wraca z Hollywood

Data publikacji: 11.03.2011
Średni czas czytania 4 minuty
drukuj
creativecommons.org/2.0

Problem promocji Polski powraca w tym roku jak bumerang. Jedni chcą kolorowych urban-toys, inni stadionów i wydarzeń sportowych, jeszcze inni wolą wykorzystywać twarze znane u innych, a mniej u nas. Taki trudny los spotkał ostatnio postać już historyczną, u nas kojarzoną pod nazwiskiem Apollonii Chałupiec, w świecie raczej jako Pola Negri.

Film „Mania. Historia pracownicy fabryki papierosów” pochodzi z 1918 roku i był podobno wstępem naszej dziewczyny z Lipna do międzynarodowej kariery. W zasadzie, gdyby założyć, że w czasie Prezydencji hasłem, do którego będziemy starali się przekonać Europę, będzie hasło: Polak (ewentualnie i trochę lepiej Polka) potrafi, to wybór nie mógłby być lepszy. Bo z Lipna do Hollywoodu to robi wrażenie.

Co prawda budzi zainteresowania, być może niezdrowe i zbędne fakt, że przeciwko tej formie promocji protestuje środowisko, a przynajmniej jego część, filmowców. List sprzeciwiający się ministerialnemu projektowi podpisali między innymi Andrzej Wajda, Krzysztof Zanusii, Agnieszka Odorowicz, Jacek Bromski. Ich zdaniem argumentem decydującym jest to, że film jest po prostu kiepski. Zdecydowanie bardziej podoba im się propozycja, która była zgłoszona jako alternatywna do projektu rekonstrukcji i promocji filmu z Negri. Otóż Studio Filmowe Kadr wpadło na pomysł, aby pokazać w dziesięciu wybranych stolicach europejskich 14 cyfrowo zrekonstruowanych arcydzieł kina polskiego, wśród nich miały się znaleźć „Eroica” Munka, „Pociąg” Kawalerowicza czy „Sanatorium pod Klepsydrą” Hassa.

Ministerstwo z kolei argumentuje, że realizacja projektu z Polą Negri stworzy dla Filmoteki Narodowej szansę współpracy z zagranicznymi archiwami. W tym kontekście niezwykle ważny jest międzynarodowy charakter rekonstruowanego filmu. Przypomnijmy zatem, że reżyser był z Węgier, główna heroina z Polski, a film wyprodukowały Niemcy. Argumentacja brzmi może nazbyt naiwnie, tym bardziej, że można by na podobnej zasadzie wskazać na mniej więcej dowolny film Polańskiego. Nie chodzi o to, żeby w tej dyskusji stawać, po którejkolwiek ze stron. Bo i przeciwko Poli Negri nic nie mam i Munka bardzo lubię. Najciekawsza w tym wszystkim jest sama wzmagająca się tendencja do promowania Polski. Jak widać kultura jest bardzo ważnym narzędziem tejże. Jak nie pacynki Bagińskiego, to przymglone spojrzenie dziewczyny z Lipna. I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie niepokojące pytanie, jakie to wszystko niesie treści. Mało interesujący jest w tej sytuacji sam „gest” promocji, ale intryguje promowana treść. Z jednej strony słyszymy o Polsce jako kraju rozrywki, przyjemnego spędzania czasu i kultowego programu „You can dance”. Z drugiej niemalże trzecią kinematograficzną potęgę świata. A prawda jest gdzie indziej.

W wywiadzie, który ukazał się w ostatnim wydaniu tygodnika „Polityka” Andrzej Wajda (nota bene czarny bohater wielu środowisk związanych z kulturą) mówi o tym, że budzić zaczyna się Polska prowincja. Prawda. Nieprawda. Można się spierać. Pewnie prowincja niejedno ma imię i wciąż zależna jest od uznania centrum. Stary paradoks. Chodzi tylko o to, że wciąż promując obracamy się bądź w rzeczywistości agencji reklamowych, bądź w przestrzeni kanonu kulturalnego. Czy nie jest możliwa trzecia droga?