Nowe miejsca: muzeum erotyki w Warszawie

Data publikacji: 25.02.2011
Średni czas czytania 4 minuty
drukuj
Georges Bataille pisał: „W erotyzmie mieści się ostatecznie więcej, niż skłonni jesteśmy z początku sądzić.” Każdy, kto po raz pierwszy styka się z książkami Bataille przeżywa takie zaskoczenie, bo okazuje się nagle, że napisane przez niego książki traktujące o seksie, transgresji, pożądaniu, melancholii są równocześnie wykładami ekonomii (jedną z książek Bataille’a bodaj Jeleński określił jako jeden z najlepszych współczesnych wykładów z ekonomii), esejami literackimi, studiami antropologicznymi i rozprawami teoretycznoliterackimi. I nie chodzi tylko o to, że autor „Księdza C.” eksplorował wszystkie te tematy niezależnie od siebie, chodzi o to, że erotyzm był tym miejscem, w którym wszystkie się jakoś przecinały.

W zasadzie można odnieść wrażenie, że nie ma tematu równie dalekiego kulturze polskiej z jej z jednej strony zgrzebnością i mizantropią a z drugiej z wulgaryzmem i dosłownością niż tradycja erotyzmu opisywanego tak jak u Bataille’a, Leirisa, zapisanego w obrazach Balthusa i lalkach Bellmera. Może trochę u Leśmiana, u Lebensteina. Może Miłosza.

Teoretycznie zatem nowootwarte muzeum erotyki nie powinno narzekać na brak zwiedzających (w końcu erotyka/erotyzm to u nas tematy nie tak oczywiste; śmiało można założyć, że gdyby wśród zwiedzających zrobić ankietę z prośbą o zdefiniowanie seksu a potem erotyki, otrzymalibyśmy dwa identycznie wypełnione zadania). Z drugiej strony nie napawa optymizmem informacja zamieszczona na stronie muzeum, w której możemy przeczytać, że:

„Muzeum Erotyki w Warszawie jest jedynym tego typu Muzeum w Polsce i  jednym z nielicznych w Europie, gdzie można obejrzeć przedmioty, jakie inne muzea wstydliwie skrywają przed zwiedzającymi.

Motywy erotyczne odgrywały zawsze znaczącą rolę w sztuce i cywilizacji wielu narodów, jednakże w zależności od okresów ich powstawania były silnie eksponowane lub też skrzętnie ukrywane w zaciszach domów i  pałaców.

Ponad 2000 eksponatów zebranych przez Muzeum Erotyki w Warszawie pozwala poznać erotyczne fascynacje twórców ze wszystkich kontynentów, a  jednocześnie docenić pomysłowość i kunszt artystów.”

A zatem znów mamy eksponowaną dychotomię prywatne – publiczne, jawne – wstydliwie skrywane. Trochę szkoda (choć na podstawie opisu na stronie nie można oczywiście wysnuć pełnych wniosków), że znika gdzieś ten erotyzm, który tak opisał cytowany już Bataille: „Wychowałem się sam i jak daleko sięgnę pamięcią niepokoiły mnie sprawy płci. Miałem prawie 16 lat, kiedy napotkałem dziewczynę w moim wieku, Simonę, na plaży w X. Dzięki dalekim związkom rodzinnym szybko zbliżyliśmy się do siebie. W trzy dni później zostałem sam na sam z Simoną w jej willi. Ubierała się w czarny fartuch i nosiła krochmalony kołnierzyk. Zaczynałem przypuszczać, że i ona podziela mą trwogę , silniejszą tego dnia, bo pod fartuchem była chyba naga”.

Chodziłoby zatem o taki projekt, w ramach którego erotyzm byłby z jednej strony niepokojem egzystencjalnym, z drugiej jednym z elementów budujących relacje międzyludzkie i instytucje społeczne (w polskim przypadku dochodzi do rzeczy niemal fenomenalnej, gdyż instytucja rodziny funkcjonuje jako najczystsza i zbudowana tylko na wzajemnym zaufaniu i absolutnie a-erotycznej miłości), a nie tylko miejscem ekspozycji przedmiotów wstydliwie skrywanych w muzealnych piwnicach.