Warto przeczytać w lipcowym numerze „Zwierciadła”, felieton Henryki Bochniarz poświęcony kulturze. Autorka, jedna z czołowych postaci polskiego biznesu mówi o finansowaniu kultury jako o pewnej potrzebie społecznej partycypowania we wspólnych przedsięwzięciach.
Kultura jest dla mnie ważna, bo dodaje smaku mojej zabieganej codzienności, bo przełamuje tak częsty schemat: dom – praca, praca – dom, skłania do myślenia o czymś zupełnie innym niż kłopoty, obowiązki, bo daje energię.
Jest też bardziej hedonistyczny, partykularny, ale również bardzo ludzki motyw finansowania kultury. Drobni sponsorzy, ludzie, którzy są skłonni przeznaczyć kilkanaście, czy kilkadziesiąt złotych nie tylko wspierają kulturę ale doświadczają pełniejszego uczestnictwa w inicjatywie, którą wspierają. Uczestnictwo to pozwala poczuć im się lepszymi, ważniejszymi, znaczącymi, nawet jeśli ich doświadczenia dnia codziennego są bardzo odległe od tych uczuć.
Mam też za sobą doświadczenia amerykańskie, gdzie projekty kulturalne budują społeczności lokalne. Utrzymywaliśmy się ze stypendium, ale mimo to trudno było sobie wyobrazić, byśmy nie wsparli nawet kilku- czy kilkunastodolarowymi datkami miejscowej biblioteki albo muzeum czy sali koncertowej. Taki był obyczaj, moim zdaniem dobry, który sprawiał, że każdy czuł się, choćby drobnym, ale sponsorem kultury. Jak ktoś dał więcej, mógł to ogłosić (bądź nie), wykupując fotel w teatrze, cegiełkę w murze, opatrując dar dla muzeum stosowną informacją – ten sposób wykorzystała także w swoim teatrze Polonia Krystyna Janda i do dziś twierdzi, że najlojalniejszymi sponsorami są właśnie widzowie.
Całość felietonu możecie Państwo przeczytać tutaj.