Czy zatem najbardziej bulwersujące w tej sprawie jest to, że Chopin wygląda, jak zauważył dziennikarz „Gazety Wyborczej” , niczym bard polskiej piosenki ryczanej Michał Wiśniewski? A może oburzenie wywołuje fakt, że wieszcz muzyki narodowej używa słów, których pensjonarki używać nie zwykły? A może autor Koncertu f-mol niezbyt ładnie prezentuje się na tle więziennej dekoracji i z bratem recydywistą? Może gdyby komiksy nie były przeznaczone do szkół, w ogóle całej akcji by nie było, a komiksy rozeszłyby się na pniu wśród fanów gatunku, którzy dokonaliby rzetelnej krytyki komiksu, a nie byli głosem polskiej poprawności i słuszności. W końcu tradycję komiksu polskiego wyznacza Koziołek Matołek i papcio Chmiel. Nie wiem, czy ma sens pisać o specyfice gatunku, jakim jest komiks. Prof. Jerzy Szyłak, na którego powołuje się GW, twierdzi, że taka forma komiksu może być usprawiedliwiona tym, że w Niemczech inny rodzaj komiksu nie ma szans znaleźć odbiorców.
Czy nie jest przypadkiem tak, że największe oburzenie wywołuje nie to, że włożono w usta kompozytora słowa, których i tak wszyscy używamy, ale to, że zrobiono to właśnie CHOPINOWI. Polska kultura jest kulturą nadęcia i zadęcia, brakuje w niej kpiny, ironii, persyflażu, dystansu. Nie chodzi o to by bronić konwencji komiksu, ale o to, żeby zobaczyć w czym rzeczywiście leży problem.
Bo nie brzydkie słowa są tu największym powodem do irytacji.
Najbardziej bulwersujący w tej sprawie jest fakt niezwykłej lekkości i dezynwoltury z jaką Sekretarz Stanu w MSZ Jan Borkowski mówi o tym, że problemu już nie ma, bo cały nakład komiksu pójdzie na przemiał. W przeliczeniu na złotówki znaczy to, że na przemiał pójdzie 120 tyś złotych.