ZJAWISKO CZWARTE: SĄD NAD RODZINĄ POLSKĄ - Beata Stasińska

Data publikacji:
Średni czas czytania 6 minut
drukuj
W epoce wielkich rewizji, którą konserwatyści wolą nazywać okresem zamętu lub upadku wartości, nie ma wyjątków i wyroków w zawieszeniu. Rodzina, ta – powtarzając banał – podstawowa komórka społeczna i ostoja polskości, musiała zostać poddana wielokrotnemu oglądowi, ubrana w nowe narracje i zesłana do czyśćca.
W epoce wielkich rewizji, którą konserwatyści wolą nazywać okresem zamętu lub upadku wartości, nie ma wyjątków i wyroków w zawieszeniu. Rodzina, ta – powtarzając banał – podstawowa komórka społeczna i ostoja polskości, musiała zostać poddana wielokrotnemu oglądowi, ubrana w nowe narracje i zesłana do czyśćca. Po latach z jednej strony mitologizacji jej roli, z drugiej deprecjonowania tematyki jako niewartej literatury przez wielkie L, problem nabrzmiał i ujawnił się ze zwielokrotnioną siłą. Pomogły w tym media i coraz większe społeczne przyzwolenie na publiczne ujawnianie traum dzieciństwa czy małżeństwa. I tak powstał nowy typ literatury inicjacyjnej: minorowej, terapeutycznej już przez sam fakt głośnego wypowiadania bólu, czy to w autobiograficznej, czy artystycznej formie. Nie lukrująca przeszłość pogodna saga, nie rodzinna fotografia, ale mroczna opowieść ofiary o domu, z którego trzeba uciekać.

Głos pisarze oddali wielkim nieobecnym: dzieciom i kobietom. To one opowiadają, wykrzykują swoje doświadczenia, osądzają. Na ławie oskarżonych najczęściej zasiada ojciec, czasem uległa mu kobieta, która nie umie, boi się, nie chce bronić praw swoich i dziecka. Bywa, że oskarżoną jest niezdolna do okazywania uczuć matka (Zimno mi, mamo Hanny Samson), emocjonalna szantażystka, terroryzująca dziecko swoją przeszłością (Utwór o matce i Ojczyźnie Bożeny Keff). Alkoholizm, przemoc, brak szacunku dla słabszego, emocjonalne blokady i terror rodzinnych rytuałów, które mają podtrzymywać mit rodzinnego raju – to stale elementy tego portretu.

Pierwsza w tej galerii była Absolutna amnezja Izabeli Filipiak. W tej specyficznie polskiej „powieści rodzinnej” główna bohaterka Marianna wychowuje się w schizofrenicznym domu z partyjnym ojcem i katolicką matką. Wojciech Kuczok w Gnoju dramat bitego dziecka przerywa groteskową sceną unicestwienia i domu, i przeklętej rodziny. Dom polski w wielu utworach to pierwsza lekcja poddaństwa, tłumienia uczuć i seksualności, jakiś prawzór totalitarnej władzy, którą wspiera częstokroć Kościół. Pisze o tym Ewa Madeyska w Katonieli, Marta Dzido w Śladzie po mamie, czy prześmiewczo Dawid Bieńkowski.

Obok polskiego domu stoi zwykle kościół. Jednak dużo czasu musiało minąć, byśmy przestali jak Czesław Miłosz dziwić się, że oto w katolickim kraju nie ma literatury na temat wiary i Kościoła. Jej śladowe ilości wyszły niedawno spod katolickich piór. Powstałe książki dotyczą dylematów między ortodoksją a życiem w liberalnym społeczeństwie (powieści Andrzeja Horubały, dramat Jerzego Pilcha, powieść Ojciec odchodzi Piotra Czerskiego), by nie powiedzieć moralności katolickiej i grzeszności (na razie tylko mężczyzn). Na takie tematy jak nakazy religijne i hipokryzja, że o problemach teologicznych nie wspomnę, musimy zatem jeszcze poczekać.

Opresywne dom i środowisko, w których trudno żyć, kończy się wielką ucieczką kobiet. Uciekają od społecznych ról, w których próbuje się je zamknąć (powieści Olgi Tokarczuk, Piaskowa Góra Joanny Bator), w szaleństwo, zbawczą samotność, szukając własnej podmiotowości.

Niewątpliwie nurt krytyczny wobec polskiego modelu rodziny nie popłynąłby bez lekcji feminizmu. Ona też sprawiła, że w ostatnich latach pojawiło się w polskiej literaturze nader dużo książek o zmieniającym się wzorze mężczyzny; najpierw aprobatywnych wobec polskiego narcyza lub macho, z czasem coraz bardziej krytycznych, by nie powiedzieć prześmiewczych (Krzyszfor Varga, Dawid Bieńkowski). Dziś polscy autorzy stali się coraz bardziej autokrytyczni i ironiczni. Portret polskiego mężczyzny tylko na tym zyskał (Janusz Andermann, Marek Kochan, Adam Pluszka). Najwdzięczniejszą jego odmianą jest młody ojciec.

Na koniec pozostaje pytanie, czy zamysł polskich pisarzy się powiódł? No, cóż. Szkół dla rodziców ani powieści o nich jeszcze nie ma, ale diagnoza jest.