Kiedy pod koniec 1912 roku ukazała się w wydaniu książkowym (drukowana wcześniej w warszawskim „Kurierze Porannym” i lwowskiej „Gazecie Wieczornej”) nowa powieść Stefana Żeromskiego „Wierna rzeka”[1], jej autor nie przypuszczał zapewne, że nie minie 10 lat a jego „klechda domowa” pojawi się na wielkim kinowym ekranie już w niepodległej Polsce.
Zaledwie rok wcześniej, zanim pierwsze egzemplarze „Wiernej rzeki” trafiły do czytelników, w warszawskich kinematografach pokazano „Dzieje grzechu” – nie zachowaną, niestety, do naszych czasów ekranizację innej powieści Żeromskiego, którą dziś uznajemy za pierwszy polski pełnometrażowy film fabularny. Powieściowa „Wierna rzeka” ukazała się w przeddzień 50. rocznicy powstania styczniowego, filmowa – przeznaczona dla znacznie szerszego, chciałoby się rzec masowego odbiorcy, miała być hołdem złożonym w 60. rocznicę zrywu niepodległościowego. Filmowej adaptacji powieści Stefana Żeromskiego podjął się bez wahania Edward Puchalski, reżyser z dużym dorobkiem i doświadczeniem zdobytym w rosyjskim przemyśle filmowym.
Puchalski, debiutujący w warszawskiej wytwórni Sfinks jeszcze przed wybuchem Wielkiej Wojny, lata 1914-1920 spędził w Rosji, gdzie zrealizował szereg bardzo zróżnicowanych gatunkowo filmów. Popularność przyniosła mu zwłaszcza seria kilkudziesięciu krótkich komedii z tytułowym Antoszą (Antonim Fertnerem), do których pisał również scenariusze. W jego rosyjskim dorobku są także dramaty, obrazy wojenne, historyczne, propagandowe. Film był dla niego rzemiosłem, chętnie podejmował się pisania scenariuszy, występował w roli konsultanta historycznego oraz jako aktor. Do Polski Puchalski wrócił w roku 1921, z opinią „wybitnego polskiego reżysera” i niemal z marszu przystąpił do realizacji filmowych.
Filmy kręcił sprawnie i szybko, konsekwentnie dbając o to, by w podejmowanych tematach istotne miejsce zajmował wątek melodramatyczny i patriotyczny w takiej właśnie kolejności.
Adaptacja „Wiernej rzeki” nosząca ekranowy tytuł „Rok 1863” to film ewidentnie rocznicowy. Puchalski – sprawny rzemieślnik, w pierwowzorze literackim zobaczył nie tyle „najpiękniejszą w literaturze polskiej opowieść o roku 1863”, ale i doskonałe połączenie przeplatających się wątków: patriotycznego (historycznego) i miłosnego (melodramatycznego).
Rzecz cała rozgrywa się w roku 1863 w Niezdołach – oddalonym od świata szlacheckim dworku państwa Rudeckich, do którego trafia ranny w bitwie pod Małogoszczą młody książę Józef Odrowąż. W dworku nie ma właścicieli. Pan Rudecki od kilku miesięcy przebywa w więzieniu. Pani Rudecka pojechała szukać zaginionych w działaniach powstańczych synów. Została jedynie ich krewna, córka zarządcy – młoda, uboga szlachcianka Salomea Brynicka i stary sługa Szczepan. Wbrew przestrogom Szczepana, Salomea przyjmuje pod dach rannego powstańca, opiekuje się księciem, opatruje mu rany, sprowadza lekarza, ukrywa przed rosyjskimi rewizjami. Ma świadomość tego, że chłopi we wsi, niechętni powstaniu i powstańcom, dobrze wiedzą o obecności rannego Odrowąża we dworze. Widzieli go i wyśmiali, gdy ranny, na wpół przytomny szukał we wsi pomocy. Bezskutecznie. Między księciem a Salomeą rodzi się uczucie. Dostrzega to ojciec Salomei czynnie biorący udział w powstaniu, który niespodziewanie odwiedza córkę. Uczucie Odrowąża i Salomei pozwala im, na jakiś czas, zapomnieć o upokorzeniach, głodzie, rosyjskich rewizjach i szykanach. Którejś nocy do dworu trafiają dwaj przedstawiciele władz powstańczych – Hubert Olbromski ze swoim powstańczym towarzyszem. Obaj, ścigani przez Rosjan zginą, ale wcześniej osaczony przez wroga Olbromski wrzuci do rzeki – „wiernej rzeki” dokumenty Rządu Narodowego. Rzeka je ukryje, przyjmie do siebie. Do dworu i zrujnowanego przez powstanie majątku wracają właściciele Niezdołów państwo Rudeccy. Zdruzgotani wiedzą już, że obaj ich synowie nie żyją – rozstrzelani i powieszeni przez Rosjan. Serce pana Rudeckiego, który wcześniej spędził kilka miesięcy w więzieniu, nie wytrzymuje tylu cierpień. Wkrótce po przyjeździe wychodzi na spacer nad rzekę i nad jej brzegiem umiera. Któregoś dnia do dworu przyjeżdża chłop z podkieleckiej wsi, który przywozi Salomei tragiczną wiadomość: jej ojciec, powstaniec, zmarł od licznych ran zadanych w walce.
Gdy książę Józef Odrowąż powoli dochodzi do zdrowia, niespodziewanie zjawia się w Niezdołach jego matka. Mieszkając w dworku Rudeckich żyje nadzieją, że już wkrótce uda jej się wywieźć syna za granicę i odciągnąć od powstania. Księżnę niepokoi także uczucie, jakie łączy syna z ubogą szlachcianką. Bezgranicznie wdzięczna jest zakochanej Salomei za uratowanie syna, ale przeraża ją myśl o małżeństwie tych dwojga pochodzących z tak różnych sfer społecznych. Po bardzo osobistej rozmowie z Salomeą, w której dziewczyna zwierza się z najintymniejszych szczegółów tej znajomości, księżna postanawia wynagrodzić ją sakiewką ze złotem…
Tymczasem Odrowąż rozdarty pomiędzy uczuciem do dziewczyny i do matki, wierzący w bliżej nieokreśloną możliwość ponownego przyłączenia się do powstania decyduje się porzucić Salomeę i wyjechać z matką z Niezdołów. Po jego wyjeździe zrozpaczona Salomea idzie nad rzekę – „wierną rzekę” i wrzuca do wody otrzymane od księżnej pieniądze. Wracając pada na drodze i tak znajduje ją Szczepan. Tyle streszczenie…
Fabułę „Wiernej rzeki” Stefan Żeromski oparł na autentycznych wydarzeniach z roku 1863, które miały miejsce w Rudzie Zajączkowskiej. Gospodarzyli tam krewni pisarza, Jan i Józefa Sascy i to właśnie „ciotka Józefata” – starsza siostra ojca pisarza, miała opowiedzieć o tych wypadkach młodemu Żeromskiemu[2].
Film pojawił się na ekranie warszawskiego kina „Colosseum” w bardzo dziwnym momencie. Wcale nie w styczniu 1923 roku, jak należałoby się spodziewać, ale już 7 lipca 1922 w samym środku letniej kanikuły. Zapowiadany kilka dni wcześniej, anonsowany był jako „film epokowy na tle słynnej powieści Stefana Żeromskiego” i jako „wizja historyczna w siedmiu aktach z czasów powstania i walk o niepodległość”.
Pierwszy pokaz dla prasy w kinie „Corso” przyniósł recenzję wręcz entuzjastyczną:
„W sali kinoteatru „Corso” odbył się pokaz pierwszego obrazu wykonanego przez Towarzystwo „Phos” spółkę akcyjną polską, do której należą przedstawiciele arystokracji, artystyczno-literackich sfer i przemysłu. Obraz osnuty na tle świetnej powieści Stefana Żeromskiego „Wierna rzeka” nosi tytuł „Rok 1863” i jest jaskrawą i wybitną ilustracją krwawych dni minionych. W akcję obrazu umiejętnie wpleciono szereg wizji grottgerowskich – co podnosi wartość i uwydatnia koloryt obrazu, malowanego barwami ciemnymi. Fascynujący urok powieści, umiejętnie przetworzonej na scenariusz filmowy, działa mocno na widza i daje mu moc trwalszych i silniejszych wrażeń. Pod reżyserią p. Edwarda Puchalskiego przewija się na ekranie cały długi sznur postaci niemal historycznych, które doskonale odtwarzają: pp. Marcello, Hryniewiczówna, Zelwerowicz, Bednarczyk, Sobiszewski, Lasocki i inni. W epizodach wyróżniają się pp. Chrzanowska, Górecka, Wołkowiczówna, Gołogowski, Dzieniewski, Gielniewski, Rydzewski. Całość obrazu wywiera wrażenie przejmujące. Publiczność z zapartym tchem śledziła przebieg akcji i przerywała ją oklaskami. Mimo usterek, zresztą nieznacznych, obraz „Rok 1863” należy do najlepszych, jakie wytworzono w Polsce ostatniemi czasy. Może też liczyć na wybitne powodzenie ze względu choćby na charakter patriotyczno-propagandowy zdjęć, wykonanych umiejętnie i zręcznie”[3].
Tydzień później ten sam „Kurier Warszawski” określił film Puchalskiego jako „(…) prawdziwy tryumf młodej polskiej kinematografii. Obraz ten (…) wskrzesza przed oczyma widza naszą bohaterską przeszłość, minione krwawe dni narodu polskiego o wolność i niepodległość ojczyzny. Znaczenie propagandowe tego obrazu jest olbrzymie. Trudno o lepszy środek budzenia i utrwalania głębokich uczuć patriotycznych wśród mas, które dla braku należytego uświadomienia narodowego mogą dawać posłuch agitacji wywrotowej starych wrogów Polski. Autor scenariusza wywiązał się ze swego zadania nieźle, artyści zaś dali cały szereg kreacji pierwszorzędnych. Pod względem technicznym film „Rok 1863” stoi dość wysoko.”[4]
Z kolei „Kurier Poranny” uznał „Rok 1863” nie tylko za „prawdziwy tryumf polskiej wytwórczości filmowej”, ale także za film, którego obejrzenie jest rodzajem patriotycznego obowiązku: „Każdy, kto czuje się Polakiem powinien zobaczyć bohaterską przeszłość swego Narodu, minionych dni krwawych walk o wolność zmęczonej Ojczyzny”[5].
Nie wszystkie recenzje prasowe utrzymane były w podobnym tonie. Recenzent „Kuriera Polskiego” odnotował także gorzką refleksję na temat gustów i potrzeb warszawskiej publiczności kinowej:
„Nigdy nie zapomniane, zawsze żywe w sercu i pamięci, postacie powstańców, krwią ich serdeczną zroszone pola walki, męki przez wrogów zadawane, bohaterstwo młodzieży, starców, poświęcenie kobiet – snują się przed oczami naszymi w 7 obrazach ułożonych na tle świetnej powieści Żeromskiego „Wierna rzeka”, wywołując głębokie wrażenie przypomnieniem tragedii dziejowej walki o wyzwolenie ojczyzny. Film ułożył i wyreżyserował p. Edward Puchalski, znany już z doskonale zrobionych scenariuszy: wykroił z powieści i bardzo umiejętnie przystosował to wszystko, co się w niej do filmu nadaje. W akcję dramatu wpleciono bardzo pomysłowo szereg obrazów – wizji grottgerowskich, ściśle z rokiem 63 związanych, co potęguje niewątpliwie wrażenie obrazu. W filmie biorą udział artyści nasi p. Sobiszewski (Odrowąż) i Hryniewiczówna (Salomea), stworzyli doskonałą parę bohaterów, której dzielnie sekunduje artysta malarz Lanelli (Szczepan)[6]. W rolach epizodycznych wystąpili: Marcelo-Palińska, Bednarczyk, Wołkowiczówna (śliczna Ryfka), Gołogowski, Rydzewski i in., przyczyniając się doskonałą grą do ogólnego powodzenia. Prześliczne zdjęcia wsi polskiej, dworu, wnętrz, a nade wszystko „Wiernej rzeki” śmiało mogą konkurować z najlepszymi zdjęciami zagranicznych film. Wśród niewielu filmów polskich „Rok 1863” zasługuje na bezwzględne wyróżnienie. Widocznie jednak, pomimo premiery, sala słabo była zapełniona; temat nie nęcący: tyle bolesnych i wzruszających scen, a w „Stylowym” „Małpa tryumfuje”, a w „Olimpii” powtórnie wyświetlany „Grobowiec indyjski” – gdzieżby się tam komu chciało wzruszać i płakać.”[7]
Czy to zanik patriotycznych uczuć, czy też raczej kanikuła i lipcowe upały przyczyniły się do marnej frekwencji na premierze?
Zdecydowanie chłodną w tonie recenzję przedstawił także warszawski „Robotnik”:
Należy się tym razem uznanie dyrekcji Colosseum i firmie kinematograficznej Phos, iż porzuciwszy niefortunne próby urządzania agitacji endeckiej z ekranu, podjęły się wystawienia obrazu tej miary, co „Wierna rzeka” Stefana Żeromskiego. I przyznać trzeba, że obraz opracowany został z wielką starannością, z widocznym pietyzmem dla utworu. Zdjęcia z natury wykonane są przeważnie ślicznie. Szkoda tylko, że gra większości artystów tym razem nie stoi na wysokości zadania. „Wierna rzeka” jako utwór posiadający mało urozmaiconą akcję zewnętrzną, nie nadaje się właściwie do kinematografu i tylko nadzwyczaj subtelna gra aktorów mogłaby z tej prześlicznej, pełnej liryzmu klechty powstaniowej, najdelikatniejszymi malowanej barwami – stworzyć obraz kinematograficzny mogący przykuć uwagę widza. A bohaterzy „Wiernej rzeki” – w obrazie „Rok 1863” tym wymaganiom nie odpowiadają. Obraz „Rok 1863” zasługuje niewątpliwie na obejrzenie, ale może by lepiej było na początek wystawiać przeróbki utworów równie wartościowych, ale o żywszej akcji zewnętrznej, nie przenoszącej, tak jak w „Wiernej rzece”, przede wszystkim w głąb serc ludzkich. Przedstawiałoby to mniej trudności w wykonaniu, a utworów takich jest przecież tyle w naszej literaturze!”[8]
A już zupełnie bez entuzjazmu i bez egzaltacji spojrzał na film Puchalskiego anonimowy (był to zapewne Leo Belmont) recenzent branżowej „Kinemy”:
„W krytyce swojej o obrazie „Rok 1863” zaczynam od wad obrazu, gdyż tych jest niewiele. Pan Edward Puchalski pracuje metodami staremi, brak mu zupełnie kultury artystycznej i nie opanowuje sytuacji. Zarzucamy mu również niefortunny wybór p. Hryniewiczówny na rolę bohaterki.
„Rok 1863” osnuty na tle genialnej powieści Stefana Żeromskiego „Wierna rzeka” wykonany jest technicznie bardzo starannie. Całą zasługę tego przypisuję operatorowi p. Wywerce, który z dniem każdym zapisuje się w historii budowy polskiego przemysłu filmowego jako zdolny, pracowity operator. Pisząc te słowa pragniemy by były p. Wywerce bodźcem do dalszej pracy a przestrzegamy go jednocześnie, że w pracy tej zawsze i jedynie decyduje wielki wysiłek i stałe badanie postępów nowej techniki filmowej.
Dekoracje skromne jednak bez zarzutu. Tereny na naturze wybrane dobrze. Aktorzy: p. Hryniewiczówna nie powinna była grać rolę bohaterki, nie ma ku temu żadnych danych. Jest sztywna i mało podkreśla akcent dramatyczny. Pan R. Sobiszewski posiada (…) wyjątkowe warunki ekranowe. Gra doskonale i wybija się bezsprzecznie na pierwsze miejsce wśród artystów filmowych. Pan Lasocki (rola starego Szczepana – M.H.) gra wyśmienicie. Warunki charakterystyczne wyjątkowe. Całą grę traktuje smacznie, po malarsku. Pani Marcello Palińska wywiązała się nobliwie ze swej roli. Pan Bednarczyk był dobry, specjalnie zwraca na siebie uwagę w doskonałej scenie agonii. Stylowym margrabią Wielopolskim był p. Zelwerowicz. Jedynie gra „oficerów rosyjskich” (Rydzewski etc.) pozostawia wiele do życzenia. Sceny zbiorowe bardzo udatne tylko, dlaczego chłopi są ciągle w świątecznych strojach? Nowej wytwórni „Phos” życzymy powodzenia, na które szczerze zasługuje. Temat dobrany szczęśliwie. Obraz cieszy się dużym powodzeniem, czego dowodem liczne brawa i oklaski w przeciągu czterech tygodni wyświetlania go w kinie „Colosseum”.”[9]
Trudno nie przyklasnąć tej ostatniej recenzji. Każdy, kto oglądał „Rok 1863” bez patriotycznych okularów musiał gołym okiem zobaczyć ewidentne wpadki Puchalskiego-reżysera. Zwróćmy uwagę tylko na jedną. Gdy książę Odrowąż ranny, głodny, obszarpany trafia do chałupy starego Szczepana, ten po nakarmieniu kaszą wyrzuca go za próg. Za drzwiami, za księciem wyrzucone zostają jego prowizoryczne kule. Ale reżyser wraca raz jeszcze do wnętrza chaty by pokazać zagniewanego Szczepana, który raz jeszcze z wnętrza chałupy wyrzuca kule za próg za powstańcem. Takich ewidentnych reżyserskich wpadek jest więcej. Trudno zrozumieć, dlaczego skromny polski dworek niezamożnych ziemian został wyposażony w lwy strzegące wejścia i pałacowe tarasy z kolumienkami, a Salomea Brynicka karmi powstańca nie z talerza, których zapewne we dworze nie brakowało, a z glinianego garnka. Chłopi ubrani są na co dzień tak czysto i starannie, jak gdyby wybierali się właśnie w niedzielę do kościoła, a czas spędzają wypoczywając na trawie lub oddając się mniej lub bardziej emocjonalnym kłótniom. Nie są to pozbawione większego znaczenia „detale”, na które nie zwracali uwagi widzowie w roku 1922, o czym świadczy przytoczona wcześniej recenzja.
Rzecz ciekawa, film wprowadzono na ekrany w lipcu 1922 roku, ale gdy pół roku później w styczniu 1923 roku rozpoczęły się uroczyste obchody 60. rocznicy powstania żadne kino nie odważyło się wprowadzić filmu na ekrany. W operze grano „Straszny dwór” i „Halkę”, w teatrach „Księdza Marka” Słowackiego, ale do kin wprowadzono inny film Puchalskiego, realizowaną jeszcze przed Wielką Wojną, „Obronę Częstochowy. Epizod bohaterski z „Potopu” Sienkiewicza w sześciu aktach.”
Krytyczna recenzja „Kinemy” nie była zresztą jedyną. Kiedy kilka miesięcy później ukazał się pierwszy prospekt nowej polskiej wytwórni „Rota-Film”, której dyrektorem zarządzającym został Edward Puchalski zaraz mu „Rok 1863” przypomniano:
„Błagamy tylko – pisał „Film Polski” – aby w zbliżającym się sezonie nie zechciał p. Edward Puchalski „porywać się” na rzeczy w rodzaju „Tragedia Rosji”, „Tajemnica medalionu”. A gdy z „pirackim impetem” zechce się panu Puchalskiemu, jeszcze raz „na film przenosić” dzieła naszej literatury, jak to miało miejsce z „Wierną rzeką” Żeromskiego, wówczas zmuszeni będziemy zawołać attention! Pan Puchalski winien w filmach, które z dniem 1 kwietnia rozpocznie realizować, wykazać postęp. Miał sposobność przyjrzeć się na naszych ekranach Griffith’owi i Cecil de Mille’owi. Pragniemy, ażeby technika reżyserska p. Puchalskiego przestała być szablonem, a w dodatku szablonem stereotypowym, zaczerpniętym z lamusa rosyjskich przedwojennych wytwórni.”[10]
Z perspektywy historyka filmu „Rok 1863” jest niezwykle ciekawym, jednym z pierwszych w polskiej kinematografii przykładów filmowej adaptacji utworu literackiego. Wcześniejsze próby „przekładu” literatury na film m.in. „Dzieje grzechu” Antoniego Bednarczyka (premiera 1911), „Chłopi” Eugeniusza Modzelewskiego (premiera w kwietniu 1922) albo nie zachowały się, albo możemy oglądać ich bardzo skromne, nie dające wyobrażenia o całości, fragmenty (np. „Meir Ezofowicz” Józefa Ostoi-Sulnickiego (1911)).
Edward Puchalski w swojej adaptacji „Wiernej rzeki” pozostaje wręcz niewolniczo uzależniony od pierwowzoru literackiego. Zaś wszelkie zmiany w odniesieniu do powieści wynikają najczęściej z niemożności lub nieumiejętności rozwiązania problemów stricte filmowych. Od początku filmu wiemy, że książę Odrowąż walczył pod Małogoszczą, a więc w lutym 1963 roku. Puchalski kręcił film w maju i czerwcu 1922 roku, czyli latem. Stąd na weterana spod Małogoszczy czekają, wylegujący się na trawie nad rzeką, nieprzychylni mu chłopi. Generalnie jednak, oglądając film, mamy wrażenie, że słyszymy wręcz szelest przewracanych kartek powieści. Czy zadecydowała o tym obawa przed oskarżeniem o przeinaczenie idei tego patriotycznego utworu? A może, brak odpowiednich umiejętności reżyserskich? Pośpiech? Zapewne wszystko po trochu. Puchalski, który w Rosji uczestniczył w realizacjach niejednej adaptacji (m.in. jako konsultant i aktor w „Mazepie” Piotra Czardynina, 1914) nie mógł nie wiedzieć, że film rządzi się innymi prawami niż literatura. A mimo to, w swojej realizowanej na kolanach wobec Żeromskiego adaptacji, popełnia zupełnie kardynalne błędy.
W filmie pojawia się nagle tajemnicza postać mężczyzny z brodą, który przesuwa w jakimś ciemnym pomieszczeniu beczki. W powieści to osobna postać – wuj Dominik Rudecki, brat obecnie gospodarującego w Niezdołach Pawła Rudeckiego. Kiedyś obaj gospodarowali w tym samym majątku i obaj kochali się w tej samej dziewczynie. Ona wybrała Pawła. Pobrali się, ale po ślubie bracia nadal gospodarowali razem. Stało się to źródłem rozlicznych konfliktów miedzy nimi. Gdy któregoś dnia Paweł zarzucił Dominikowi, że źle prowadzi gorzelnię, ten gorzelnię zamknął, beczki kazał przenieść do największego pomieszczenia obok swego salonu i tam wkrótce popełnił samobójstwo. Od tej pory wuj Dominik straszył we dworze w Niezdołach, podnosząc ciężkie beczki i rzucając nimi o podłogę. Postać wuja Dominika, dla filmowej narracji jest prawie zbędna (choć to właśnie ducha wuja Dominika wystraszyła się Salomea, gdy przybiegła w nocy do sypialni Odrowąża), dla widza filmowego nie znającego powieści zupełnie nieczytelna. Jak wytłumaczyć nagłe pojawienie się starca z siwą brodą, który w ciemnościach, w jakimś domowym pomieszczeniu podnosi w górę beczki? Puchalski jednak wyraźnie obawiał się wyeliminowania tej postaci z ekranowej wersji powieści, choć przecież Salomea mogła wystraszyć się każdego innego ducha czy zjawy. A może, przyjmijmy tu wersję dla Puchalskiego korzystniejszą, to sprawa niekompletności kopii? Braku kilku napisów, jednej dawno temu zagubionej sceny?
Nie można jednak niekompletnością kopii wytłumaczyć, dlaczego emisariusze Rządu Tymczasowego wchodzą do nieznanego im dworu jak do stodoły, rozsiadają się za stołem, a domownicy muszą się jedynie domyślać, kim są nowoprzybyli.
Ponieważ Puchalski wyraźnie szukał możliwości wręcz dosłownego przekładu literatury na film, w treści napisów międzyujęciowych wykorzystano fragmenty powieści. Zestawienie podniosłego fragmentami tekstu utworu z nieudolnością obrazu filmowego daje niekiedy zupełnie niezamierzone wrażenie komizmu.
Odtwórczyni roli głównej – Maria Hryniewiczówna to osobny temat. W powieści jest to panna o zjawiskowej urodzie. Ranny Odrowąż „zachwycił się jej pięknością”. Na ekranie pojawiła się aktorka przyciężka, błyskająca jedynie białkami oczu, zupełnie nieprzekonująca. A przecież nie była to amatorka! Absolwentka Warszawskiej Szkoły Dramatycznej, przygotowywana do zawodu przez Honoratę Leszczyńską i swojego dziadka aktora Władysława Krogulskiego, mająca już na koncie role w warszawskim Teatrze Małym i Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Była więc obeznana ze sceną. Nieobca była jej też kamera, występowała już wcześniej najpierw w „Carskiej faworycie” (1918), potem w „Ludziach bez jutra” (1921), wreszcie w „Roku 1863”. Nie sposób więc uważać ją za zupełną nowicjuszkę i jej błędami w sztuce aktorstwa filmowego należy obciążyć samego Puchalskiego.
Aktorzy niemego polskiego kina to zupełnie osobny temat. Nawet wśród widzów zainteresowanych historią polskiej kinematografii wiele istotnych dla niej nazwisk brzmi obco. Spójrzmy na główną rolę męską w „Roku 1863” – młodego księcia Odrowąża, którego odtwarza Ryszard Sobiszewski. Kto dziś pamięta to nazwisko, a jeśli wywoła je z pamięci, to za sprawą słynnej Szkoły Tańca Towarzyskiego Braci Sobiszewskich czynnej w Warszawie od 1923 roku aż do lat sześćdziesiątych. Tymczasem Ryszard Sobiszewski w pierwszej połowie lat 20. uważany był za aktora filmowego rokującego największe nadzieje. Przed występem w „Roku 1863” zagrał już w „Dla Ciebie, Polsko” (1920, filmie zrekonstruowanym również przez Filmotekę Narodową i wydanym na płycie DVD) a w tym samym 1922 roku, w którym wystąpił w adaptacji Żeromskiego, zagrał także w dwóch innych filmach: sensacyjno-patriotycznej „Tajemnicy medalionu” i dramacie apaszowskim „Za trzy spojrzenia”. Zaś w 1923 roku – w dramacie „Od kobiety do kobiety”, oraz w dwóch filmach Wiktora Biegańskiego „Bożyszcze” i „Otchłani pokuty”; w „Dla Ciebie Polsko” filmie Antoniego Bednarczyka z 1920 roku (wydanym przez Filmotekę Narodową na DVD w serii ‘Kino polskie okresu Wielkiego Niemowy’), wystąpił także w brawurowej roli okrutnego bolszewika Saszy. W związku z premierą „Roku 1863” popularny warszawski „Świat”, prezentując sylwetkę artystyczną Ryszarda Sobiszewskiego, pisał: ”(…) wybitne cechy talentu p. Ryszarda Sobiszewskiego wystąpiły zwłaszcza w ostatniej kreacji, w świetnym filmie polskiej wytwórni „Phos” pt. „Wierna rzeka” wyświetlanym obecnie z wielkim powodzeniem w teatrze Colosseum, wysuwając pana Sobiszewskiego na czoło polskich artystów filmowych.”[11]
Fascynująca postać ze świata teatralno-filmowego, godna osobnej monografii, to Antoni Bednarczyk odtwórca roli nieszczęsnego pana Pawła Rudeckiego. To on był reżyserem, wspomnianego już, pierwszego polskiego pełnometrażowego filmu fabularnego z 1911 roku „Dzieje grzechu” według powieści Żeromskiego i filmu „Dla Ciebie, Polsko” (1920). Wystąpił w kilkunastu polskich filmach, także w kinie dźwiękowym, ale jego ciągle niedocenioną zasługą pozostaje ofiarna, wieloletnia praca, która w 1927 roku doprowadziła do otwarcia, działającego do dziś, Schroniska Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie.
Na ekranie, przez krótką chwilę pojawia się też w roli margrabiego Wielopolskiego sam Aleksander Zelwerowicz – legenda polskiego teatru, który swój flirt z kinem rozpoczął jeszcze przed rokiem 1914. Wszyscy oni grają bardzo teatralnie, z wyraźnym, niekiedy, chciałoby się powiedzieć, „z zamaszystym gestem”, widocznym nawet z teatralnej jaskółki. Nie czują kamery, a i reżyser najwyraźniej niewiele im o niej powiedział.
Recenzenci zwrócili uwagę na wykorzystanie w narracji „uruchomionych” obrazów Artura Grottgera. Warto temu zabiegowi poświęcić nieco więcej uwagi. W Filmotece Narodowej zachowały się dwie różne kopie „Roku 1863”: z 1922 i 1932 roku. W wersji filmu z 1922 roku, która jako pierwotna, jest podstawą obecnej rekonstrukcji, ożywione obrazy pojawiają się dwukrotnie. Po raz pierwszy na samym początku: film otwiera „uruchomiony” obraz Jana Matejki z 1864 roku „Polonia – Rok 1863” znany także pod tytułami „Zakuwana Polska” lub „Polska zakuwana w kajdany”. Recenzent „Kuriera Warszawskiego” zaczął swój opis filmu od słów: „Polszę zakuto w kajdany niewoli.” Po raz drugi ożywione obrazy pojawiają się w momencie, gdy do Salomei Brynickiej przyjeżdża nieoczekiwanie jej ojciec, zarządca majątku, uczestnik powstania. Jego opowiadanie o powstaniu przeplatane jest ożywionymi obrazami Grottgera. Pojawiają się kolejno: „Znak”, „Przysięga”, „Duch” (z cyklu „Lituania”) jako rodzaj skrótu tragicznego powstańczego losu.
Ciągle jeszcze niewystarczająca jest nasza wiedza o produkcji polskiej lat dwudziestych, bo niewiele zachowało się filmów z tego okresu. Warto jednak odnotować, że podobny zabieg „uruchamiania” znanych obrazów zastosował w roku 1924 Zygmunt Wesołowski, reżyser filmu „Odrodzona Polska”. Tu także po prologu wykorzystano znany rysunek Francuza Jeana Michela Moreau zatytułowany „Kołacz królewski” (1773) przedstawiający mapę Polski rozdzieraną przez trzech zaborców, a w kolejnych wątkach filmu Wesołowskiego pojawiały się ożywione obrazy powstałe na kanwie m.in. obrazów Jacka Malczewskiego i Artura Grottgera.
W ostatniej scenie filmu „Rok 1863” pojawia się też wzruszająca grupa weteranów powstania styczniowego uczestniczących we mszy świętej. W przeddzień 60. rocznicy powstania żyło ich jeszcze 1970. Dostojni starsi panowie z siwymi brodami uświetniają swoją obecnością nie tylko ten film; dwa lata później pojawią się też we, wspomnianej już, pełnometrażowej fabularno-dokumentalnej „Odrodzonej Polsce”. Nie był to zwykły przypadek. Powstańcy styczniowi w niepodległej Polsce traktowani byli z niezwykłą estymą. Ogromna w tym zasługa Józefa Piłsudskiego. Weterani otrzymali prawo do stałej pensji państwowej, zaprojektowano dla nich specjalne mundury, w których m.in. odbierali defilady i uczestniczyli we wszystkich uroczystościach państwowych. Na co dzień, na ulicy mundur powstańca styczniowego budził powszechny szacunek także wojskowych oddających honory wiekowym weteranom. Rzecz ciekawa, kadr z filmu „Rok 1863”, przedstawiający umundurowanych weteranów powstania styczniowego, do 1939 roku kilkakrotnie wykorzystywany był jako ilustracja do tekstów o powstaniu styczniowym; zamieścił ją m.in. „Kurier Poranny” z 1933 roku jako ilustrację artykułu „Ostatnie ogniwa bohaterskiej przeszłości” z podpisem „Msza weteranów”.
Jeśli wierzyć, przynajmniej niektórym, relacjom prasowym, „Rok 1863”, mimo że wprowadzony na ekrany w samym środku lata, cieszył się (poza pokazem premierowym) powodzeniem. Na ekranach kin Warszawy konkurował z filmami, które przewyższały go pod względem (najogólniej rzecz ujmując) sztuki kinematograficznej m.in. z ekspresjonistycznym „Graczem – Doktorem Mabuse” Fritza Langa, z arcydziełem kammerspielu „Kuchenne schody” Paula Leni i Leopolda Jessnera (wyświetlanym w Polsce pod tytułem „Z pamiętnika służącej”), francuską „Atlantydą” Jacquesa Feydera według powieści Pierre’a Benoit ze Stasią Napiórkowską i melodramatem „A szczęście było tak blisko” z Iwanem Mozżuchinem i Natalie Lissenko. Dla polskich widzów ekranizacja powieści Żeromskiego miała jednak zupełnie inną wartość i przykładano do niej zupełnie inną miarę jako do obrazu o najdłuższym polskim powstaniu i filmowej adaptacji najpiękniejszej o nim powieści. Choć przytoczona wcześniej informacja o pustych miejscach na premierze wskazywałaby, że nie zawsze tak było.
Puchalskiemu, choć tak dokładnie „przekładał” literaturę na film, nie udało się jednak wydobyć najbardziej subtelnych tonów powieści. Jego „Rok 1863” sprowadza się do historii miłości dwojga ludzi w niespokojnych czasach, którą to miłość burzy zaborcza i nadopiekuńcza matka. Tymczasem u Żeromskiego miłość i co ważne namiętność (o czym za chwilę), której próżno szukać w filmie, jest nie tylko schronieniem przed okrutnym zewnętrznym światem wypełnionym śmiercią, egzekucjami, cierpieniem i poniżeniem, ale i źródłem wewnętrznej siły pozwalającej przetrwać każdą tragedię i każde upokorzenie. W ten sposób u Żeromskiego historia miłości splata się z historią powstania. Gdy więc książę Odrowąż opuszcza Salomeę i wyjeżdża za granicę, to przegrana miłość splata się z przegraną powstania.
Gdyby przyjąć, że zachowana kopia jest niemal kompletna, należałoby także uznać, że przy całym szacunku dla powieściowego pierwowzoru Puchalski kilka wątków pominął, całość nieco wygładził. W filmie nie znajdziemy bowiem bardzo poruszającego powieściowego wątku, w którym do dworu w Niezdołach wpadają śmiertelnie zmęczeni i zagłodzeni powstańcy. Jeden z nich, wpółprzytomny z głodu, szukając ziemniaków, kaszy i wódki przykłada rewolwer do czoła Salomei. Żeromski poświęca temu epizodowi cały rozdział. U Puchalskiego nie znajdziemy nawet jego śladu. Czyżby uznał, że jest to prawda zbędna w stosunku do potrzeb rocznicowego obrazu?
Wreszcie sprawa miłości Salomei Brynickiej i Józefa Odrowąża. W powieści Żeromskiego nie była to tylko miłość platoniczna, ale uczucie pełne namiętności. W dramatycznej i jednocześnie intymnej rozmowie księżnej z Salomeą pada z ust matki pytanie: „Oddawałaś mu się?”. I to pytanie wypowiada także na ekranie aktorka grająca księżnę, ale możemy je odczytać tylko z ruchu warg aktorki i z pełnego zawstydzenia Salomei, bo samo pytanie nie pojawia się w formie napisu na ekranie. Nie ma też w tej rozmowie śladu, gestu jakiegoś, który wskazywałby na wzruszenie Salomei wymieszane z lękiem, gdy stało się dla niej jasne, że z księciem właśnie oczekuje dziecka. W filmie o tym nie ma mowy. Czy to Puchalski jako filmowiec i adaptator był tak pruderyjny? A może mamy w ręce kopię „ocenzurowaną” przez właściciela jakiegoś kinematografu, bo przecież powstanie to poważna sprawa i nie ma w nim miejsca na namiętności inne niż umiłowanie ojczyzny.
Na ekranie kina „Colosseum” „Rok 1863” utrzymał się do 26 lipca, czyli niemal pełne trzy tygodnie. Potem wrócił do kin 15 września, rozpoczynając pokazy w kinie „Eldorado” na rogu Hożej i Marszałkowskiej jako „Powstanie 1863 roku” podług utworu Stefana Żeromskiego”.
Zrekonstruowany film Edwarda Puchalskiego „Rok 1863”, który możemy dzisiaj zobaczyć, powstał, w ramach projektu Nitro, z połączenia, wspomnianych już, dwóch kopii zachowanych w zbiorach Filmoteki Narodowej. Po głębszej analizie okazało się, że pierwsza z kopii o długości 1549 metrów (dotychczas udostępniana m.in. w pokazach telewizyjnych) została wyprodukowana w roku 1932. Specjaliści z Zespołu Restauracji Taśmy Filmowej Filmoteki Narodowej ustalili, że kopia ta została wyprodukowana w roku 1932 przy użyciu taśmy Kodak i Agfa pochodzącej z 1932 roku oraz z roku 1929. Druga z kopii, dłuższa (1972 metry) – dotychczas nie udostępniana – sygnowana jest w wielu miejscach nazwą PHOS. Taką właśnie nazwę nosiła założona w 1922 roku przez Edwarda Puchalskiego nowa wytwórnia filmowa. Kopia wykonana została na taśmie Agfa pochodzącej sprzed roku 1924. Innymi słowy, ta właśnie kopia, która dotychczas nie była udostępniana, jest materiałem oryginalnym. Pomiędzy obiema kopiami dają się zauważyć dość duże różnice. Obie są niekompletne, różnią się planszami, na których wykonano napisy międzyujęciowe, w wielu miejscach różni je rodzaj wirażowania. Wersja dotychczas udostępniana uzupełniona została współczesną (pochodzącą z lat 30.) sekwencją dokumentalną przedstawiająca defiladę wojsk polskich.
Z dużym prawdopodobieństwem należy przypuszczać, że wersja z 1932 roku została przygotowana dla potrzeb kolejnej „okrągłej” 70. rocznicy powstania styczniowego. Film nie znalazł się jednak w programie żadnego ze stołecznych kin, ale prawdopodobnie pokazywany był na różnego rodzaju akademiach rocznicowych i nie wykluczone, że także na prowincji. Dlaczego „Rok 1863” nie zaistniał szerzej w kinach warszawskich? Pomiędzy produkcją 1922 roku a filmami, które weszły na ekrany w roku 1933 istniała przepaść będąca wynikiem największej rewolucji w dziejach kinematografii – rewolucji dźwiękowej. Choć opinie na temat filmu dźwiękowego były bardzo różne, w roku 1933 jasne stało się, że od kina dźwiękowego nie ma już odwrotu. W tej sytuacji wprowadzenie „niemowy” na ekrany stołecznych kin byłoby zapewne niemiłym zgrzytem.
W wersji z 1932 roku wyraźne są jednak ślady „unowocześnienia” starego filmu, np. poprzez przenikanie obrazu rzadko stosowane w polskim kinie na początku lat 20., czy poprzez wprowadzenia dialogów na ekranie. Ten ostatni zabieg stosowano często w późnym kinie niemym, aby stworzyć rodzaj złudzenia, że słowa pochodzą od ekranowych postaci. Należy przypuszczać, że do wersji z 1932 roku dodano kilka dokrętek, m.in. na początku filmu scenę bliżej nieokreślonego pogrzebu. Z dużym prawdopodobieństwem można uznać, że chodzi tu o słynny pogrzeb pięciu ofiar demonstracji z 27 lutego 1861 roku, których marcowy pochówek stał się wielką manifestacją społeczeństwa przeciw rosyjskiemu zaborcy. Kompozycyjnie scena ta odwołuje się do popularnego w swoim czasie obrazu Aleksandra Lessera „Pogrzeb pięciu poległych” (1861). Wszystko wskazuje też na to, że do wersji z 1933 roku dodano także w różnych miejscach kilka statycznych kartonów Artura Grottgera, nota bene nie zawsze fortunnie. Wersja z 1933 roku ma też znacznie bardziej rozbudowane napisy międzyujęciowe w dużo bardziej estetycznej szacie graficznej niż te zgrzebne napisy, które zachowały się z 1922 roku. W tym miejscu warto jednak przypomnieć, że w kinie niemym ten sam film funkcjonował często z różnymi napisami o różnej treści i w odmiennej szacie graficznej. W zrekonstruowanej kopii „Roku 1863” zachowaliśmy te napisy, które sygnowane były nazwą wytwórni Edwarda Puchalskiego „Phos” i na pewno wykonane zostały w roku 1922. Jednocześnie na tej samej kopii znalazła się wmontowana, niezwykle ozdobna tablica międzyujęciowa z napisem „Mojej” wykonana w poetyce napisu lat 20. Niewykluczone więc, że „Rok 1863” z 1922 roku miał też inne wersje z bardziej ozdobnymi napisami. W zrekonstruowanym materiale z 1922 roku zachowaliśmy także oryginalne napisy kończące poszczególne akty o treści: „Koniec …ej części. Dalszy ciąg nastąpi.” W ten sposób sygnalizowano publiczności krótką chwilę przerwy potrzebną dla zmiany taśmy przez kinooperatora.
Otwartym pozostaje pytanie czy Edward Puchalski przyłożył rękę do wersji z początku lat trzydziestych (tej, która dotychczas prezentowana była np. na pokazach telewizyjnych). Tego zapewne już się nie dowiemy. Wydaje się jednak niemożliwe, aby wszystkich tych zmian dokonano bez wiedzy żyjącego (Puchalski zmarł w roku 1942), czynnego zawodowo reżysera. Dla nas wszakże najważniejsza jest wersja pierwotna, pochodząca z roku 1922, odzwierciedlająca stan możliwości dopiero co powstałej kinematografii w niepodległej Polsce. W chwili obecnej „Rok 1863” Edwarda Puchalskiego jest nie tylko jednym z najstarszych zachowanych polskich filmów, ale także najstarszą, tak kompletną i zachowaną w niezłym stanie adaptacją utworu literackiego.
W latach 20. i 30. filmowcy kilkakrotnie jeszcze wracali do utworów Żeromskiego. Odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się działo i jak oceniano efekty tych adaptacji znajdziemy w krótkim tekście opublikowanym na łamach „Kina” w związku z planowaną kolejną adaptacją „Dziejów grzechu”:
„Projekt ten powinien się przyczynić wreszcie do energicznego zaprotestowania przeciw nagminnemu zwyczajowi przerabiania dzieł Żeromskiego na ekran. Autor, którego urok i wartość polegają na cudownym języku, który potrafi w słowa najprostsze zaklinać najgłębszą treść, a którego bezsprzecznie słabą stroną jest konstrukcja powieściowa – to chyba najmniej dogodny teren eksploatacji filmowej. Najlepiej mówi o tym doświadczenie. (Mowa o nieudanej adaptacji „Urody życia” w reż. Juliusza Gardana – M.H.) (…) Są autorzy, których samo nazwisko domaga się lojalności w czerpaniu ze skarbnicy ich prac.” (…) pobudką tych przeróbek jest chęć reklamowania filmu nazwiskiem autora.”[12]
Do „Wiernej rzeki” Stefana Żeromskiego kinematografia polska powróci jeszcze dwukrotnie. W 1936 roku na potrzeby filmu zaadaptuje powieść Leonard Buczkowski. W roli panny Brynickiej wystąpiła Barbara Orwid, w roli księcia Józefa Odrowąża – popularny amant lat 30. Mieczysław Cybulski. Pozostała obsada tamtej ekranizacji była wręcz „brylantowa”. Grali: Kazimierz Junosza Stępowski, Jadwiga Andrzejewska, Franciszek Brodniewicz, Józef Węgrzyn, Jerzy Leszczyński, Józef Orwid, Stanisław Sielański. Mimo tak wspaniałej obsady recenzje filmu były więcej niż krytyczne. Rzecz całą sprowadzono bowiem niemal wyłącznie do wątku romansowego.
Po raz trzeci „Wierną rzekę”, pod takim właśnie tytułem, przeniósł na ekran w roku 1983 Tadeusz Chmielewski. W roli Salomei Brynickiej wystąpiła Małgorzata Pieczyńska, księcia Józefa Odrowąża zagrał Olgierd Łukasiewicz. Film o miłości i powstaniu styczniowym zrealizowany w 1983 roku został jednak zatrzymany przez cenzurę i doczekał się premiery dopiero w roku 1987, ale to już zupełnie inna historia.
Prof. Małgorzata Hendrykowska
Tekst pochodzi z materiałów edukacyjnych towarzyszących wydaniu filmu „Rok 1863″ na płycie DVD, która ukaże się jesienią tego roku nakładem Filmoteki Narodowej i Narodowego Centrum Kultury.
Zobacz więcej zdjęć ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego: http://www.audiovis.nac.gov.pl/
[1] ”Wierna rzeka” wydana została w dwóch wersjach edytorskich: z tekstem pełnym (do sprzedaży poza zaborem rosyjskim) i tekstem bardzo poważnie okaleczonym ingerencjami cenzorskimi, do sprzedaży w zaborze rosyjskim.
[2] Stefan Żeromski, Pisma. Tom 37. Oprac. Zdzisław Jerzy Adamczyk. Warszawa 2006.
[3] Z kinematografów. „Kurier Warszawski” 1922 nr 1983 (7 VII 1922).
[4] „Kurier Warszawski” 1922 nr 190 (14 VII 1922).
[5]„Kurier Poranny” 1922 nr 191 (15 VII 1922).
[6] Mowa o malarzu Kazimierzu Lasockim (1871-1952), który w filmie zagrał rolę służącego Salomei – Szczepana Podkurka.
[7] em., „Rok 1863”. „Kurier Polski” 1922, nr 185 (9 VII).
[8] Zast.: Z teatrów świetlnych. Kino „Colosseum” – „Rok 1863” (na tle powieści Żeromskiego „Wierna rzeka”). „Robotnik” 1922 nr 191 (16 VII).
[9]„Kinema” 1922 lipiec/sierpień nr 19-20.
[10] Rota-Film. „Film Polski. Miesięcznik kinematograficzny” 1923 nr 2-3 (luty-marzec), s.25.
[11] „Świat” 1922 nr 25 (15 VII 1922).