Ziewająca pustka - Małgorzata Dziewulska

Data publikacji:
Średni czas czytania 7 minut
drukuj
Rozpoczynając realizacje w Teatrze Dramatycznym, Lupa wchodził w magiczny krąg architektury Pałacu Kultury, która nosiła w sobie zmory przeszłości. Pałac, przynajmniej dla starszych pokoleń, miał w sobie moc nie tylko estetycznego zgrzytu, ale i znaku historycznego upokorzenia. Czy owe zmory nie budziły się pod ręką artysty, który szuka kontaktu z rejonami podświadomości? W Wymazywaniu, jak się zdaje, Lupa przyjął na siebie całe to nierozpoznane dosyć dziedzictwo.
Wymazywanie Thomasa Bernharda w adaptacji i reżyserii Krystiana Lupy. (Teatr Dramatyczny 2001)

Rozpoczynając realizacje w Teatrze Dramatycznym, Lupa wchodził w magiczny krąg architektury Pałacu Kultury, która nosiła w sobie zmory przeszłości. Pałac, przynajmniej dla starszych pokoleń, miał w sobie moc nie tylko estetycznego zgrzytu, ale i znaku historycznego upokorzenia. Czy owe zmory nie budziły się pod ręką artysty, który szuka kontaktu z rejonami podświadomości? W Wymazywaniu, jak się zdaje, Lupa przyjął na siebie całe to nierozpoznane dosyć dziedzictwo. Uczeń Thomasa Bernharda nie ośmielił się bodaj nigdy zaatakować rodzimych mitów wprost. Polska nie jest Austrią i ciężko tu przenieść brutalne egzorcyzmy nad homo austriacus i jego postfaszystowską obłudę. Ale w Warszawie, wewnątrz imperialnego pomnika zniewolenia, a także serwilizmu, Krystian Lupa został autorem arcydzieła, które ujawniało jego więź ze zbiorową podświadomością. Wszystko, co sądziliśmy na temat osobności Lupy i rozdźwięku między nim a jego wspólnotą, oddalić się musi na drugi plan, kiedy poprzypominamy sobie oddziaływanie Wymazywania.
Finał:
(Teraz wchodzą ci inni – goście pogrzebowi – gdzieś w głębi zaczyna grać muzyka pogrzebowa – marsz bardzo uroczysty i nobliwy – wchodzi towarzystwo wszystkie dystynkcje i honory – i te współczesne i te zamierzchłe – niektórzy podchodzą do Franza Jozefa jakby z zamiarem złożenia kondolencji – podają ręce – Franz Josef nie podaje nikomu ręki… Towarzystwo ustawia się jak do rozpoczęcia pogrzebu, ale również jak do ukłonów po skończeniu spektaklu, również umarli są tutaj, również Maria i Gambetti – ale jakoś biednie i z tyłu – chyłkiem… Nagle Franz robi gwałtowny – rozcinający powietrze ruch ręką i wszystko znika…)
(po chwili)
GŁOS Z OFFU: Postanawiam całe Wolfsegg i wszystkie przynależne nieruchomości złożyć w bezwarunkowym darze Departamentowi Kultury Gminy Żydowskiej we Wiedniu…
Podpisał:
Franz Josef Murau
urodzony w roku 1934, zmarły w 1983…
Dziękuję za przyjęcie…
Powyższy tekst był wypowiadany głosem reżysera, bo Lupa sam mówił do nas przez głośniki. Czyli sam – niejako rytualnie – brał na siebie wyartykułowanie jego treści wobec „wszystkich”, bezwarunkowo obecnych. Wypowiadana tu była treść dokumentu, jaki podpisał zmarły już bohater, Franz Josef Murau. Podpisał go zatem w zaświatach, albo lepiej – z zaświatów. Ów podpis już nie był zakończeniem realnej historii, jaka zdarzyła się kiedyś w Wolfsegg. Stał się zakończeniem historii mającej znaczenie dla żywych i umarłych, obecnych na widowni w Pałacu.
Kiedy Piotr Gruszczyński zagadnął go wprost o Jedwabne, Lupa powiedział: „Prawdę powiedziawszy, o Jedwabnem zaczęliśmy mówić dopiero po zrobieniu przedstawienia. I wtedy też dotarło do nas w pełni, do jakiego stopnia Wymazywanie jest aktualne w Polsce. (…) Dlatego tak ważne jest to, co zrobił Bernhard wobec swojego narodu, wobec Austriaków, wobec faszyzmu. (…) Do tej pory człowiek, który padł ofiarą nagłego powrotu prymitywizmu w łonie rozwijającej się cywilizacji, nie może tego zrozumieć. (…) Nie bez znaczenia jest tu egotyczność rodziny, bo wszystkie kultywowane wartości rodzinne wychowują ludzi w ciasnej formule interesu, w którym istnienie drugiego człowieka jest niezauważalne (…)” .
Jak sądzę, siła Wymazywania brała się stąd, że stanowiło analizę rozkładu mitu rodzinnego, który w podświadomości widza zyskiwał wagę rozkładu innego, własnego mitu. Upiorność stosunków ludzkich w Wolfseeg, „ziewająca pustka” przybierała sens pustki ludzkich stosunków tu i teraz. Było to bolesne, ale wcześniej w spektaklu również groteskowe i śmieszne. Może rodzaj żałoby po micie, który w najnowszej rzeczywistości został utracony, sprzeniewierzony, może zapomniany… Ostatnie zdanie spektaklu to nie był moralistyczny komentarz do sprawy Jedwabnego, tylko – przez jej tylko aluzyjne dotknięcie – wywołanie do aktu sprawdzenia prawdy i fałszu mitu. Imperialna scena Dramatycznego pozwoliła tej historii rozwinąć w pełni swe sceniczne uroki. Chyba co do centymetra Lupa – scenograf wykorzystał ją w scenie Kindervilla, miejscu zabaw dziecinnych, które przedtem było schowkiem chronionych przez rodzinę nazistów.
Przestrzeń faszystowska i przestrzeń Pałacu Kultury – obie skłonne do fałszywego monumentalizmu – spotykały się tu nader szczęśliwie. Nawet jeśli widmo Pałacu już się zestarzało i dawny Lewiatan stał się tylko dziwacznym wampirem retro. Tak czy owak, przy współpracy Pałacu powstawały monumentalne obrazy, zwielokrotnione świadectwa podziemnych procesów, obcych, zimnych, groteskowych, a zarazem, nie wiadomo dlaczego, bliskich. Wielka Instalacja Ziewającej Pustki.