Napster i rewolucja MP3 - Mirosław Filiciak

Data publikacji:
Średni czas czytania 4 minuty
drukuj

1 czerwca 1999 roku w Internecie zadebiutował stworzony przez Shawna Fanninga, studenta z Bostonu, serwis Napster. Choć już wcześniej internauci wymieniali – najczęściej łamiąc prawo autorskie – pliki z muzyką, to do tej pory była to praktyka zastrzeżona niemal wyłącznie dla „wtajemniczonych”. Napster to zmienił – bezpłatny i promowany przez medialny rozgłos program dawał dostęp do łatwej w użyciu platformy, za pośrednictwem której każdy internauta mógł skorzystać z ogromnej biblioteki nagrań innych użytkowników serwisu. Z możliwości tej ochoczo korzystali także Polacy.
Napster w swoim pierwotnym, pirackim kształcie przetrwał do lipca 2001 r., kiedy został zamknięty nakazem sądu prowadzącego przeciwko serwisowi postępowanie w związku z naruszeniem praw wytwórni płytowych. Później odrodził się już jako usługa komercyjna. Kilkanaście miesięcy działalności „oryginalnego” Napstera przetarło jednak szlak dla kolejnych generacji sieci wymiany plików, a tym samym położyło podwaliny pod prawdziwą rewolucję w dostępie do treści kulturowych (choć równocześnie zapoczątkowało kłopoty branży muzycznej, przyzwyczajonej do zarabiania na sprzedaży fizycznych nośników). Był to pierwszy tak wyraźny sygnał, że obowiązujące wcześniej zasady funkcjonowania przemysłów kultury mogą okazać się w dobie Internetu trudne do utrzymania. Jak napisał w swojej książce „Wolna kultura” amerykański prawnik i lider ruchu Creative Commons, Lawrence Lessig, we współczesnym świecie kod wygrywa z prawem. Jeśli coś jest możliwe na poziomie technologicznym, to żadne zakazy nie są w stanie powstrzymać ludzi przed wykorzystaniem tych możliwości. Na polskim gruncie pobieranie darmowych, także „nielegalnych” plików z sieci jest powszechne – jak wynika z badania „Audio i video w Internecie”, przeprowadzonego w listopadzie 2008 roku w ramach cyklu „D Link Technology Trend”, aż 37% internautów w naszym kraju uznałoby Internet za mniej atrakcyjny, gdyby uniemożliwić takie praktyki. W tej sytuacji coraz częściej w branży muzycznej pojawiają się eksperymenty próbujące tworzyć modele biznesowe koegzystujące z piractwem – jak choćby traktowanie udostępnianych w sieci bezpłatnych nagrań jako formy promocji i zarabianie na koncertach oraz specjalnych, kolekcjonerskich wydaniach, skierowanych do najgorliwszych fanów; w ten sposób działa m.in. zespół Nine Inch Nails. Wydaje się, że typu rozwiązania – poszukujące kompromisu pomiędzy prawami twórców i oczekiwaniami odbiorców, których Internet przyzwyczaił do bezpłatnego dostępu do treści wszelkiego typu – będą w XXI wieku odgrywać coraz bardziej istotną rolę. Z perspektywy odbiorców trudno nie cieszyć się z tej sytuacji. Gdyby nie Napster, być może musielibyśmy czekać na tę chwilę kilka lat dłużej.