Muzeum Sztuki Nowoczesnej - Piotr Sarzyński

Data publikacji:
Średni czas czytania 4 minuty
drukuj
29 kwietnia 2005 r. – Minister Kultury wydał rozporządzenie powołujące do życia Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Choć od tej daty minęły już ponad cztery lata, na placu przyszłej budowy nie wbito nawet łopaty i nieprędko to nastąpi.
29 kwietnia 2005 r. – Minister Kultury wydał rozporządzenie powołujące do życia Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Choć od tej daty minęły już ponad cztery lata, na placu przyszłej budowy nie wbito nawet łopaty i nieprędko to nastąpi. Mało tego. W optymistycznym wariancie musi minąć kolejnych pięć lat, by budynek wreszcie stanął. O wariancie pesymistycznym lepiej nie wspominać. O stałej siedzibie możemy więc na razie zapomnieć. Ale licznych emocji muzeum dostarcza nam regularnie od samego początku. Przypomnę w telegraficznym skrócie. Na początku był przesuwany i parokrotnie odwoływany konkurs architektoniczny. Gdy już się odbył, burzę wywołała decyzja Jury, rekomendująca do realizacji projekt szwajcarskiego architekta Christiana Kereza. Rezygnacja szefowej Rady Programowej, dymisja tymczasowego Dyrektora Muzeum, to kolejne reperkusje dokonanego wyboru. Zresztą i kibicujący konkursowi rodacy w większości projekt krytykowali, a rychło ukazały się w Internecie fotomontaże prezentujące model Muzeum z wielkim napisem „Carrefour” (rzeczywiście, jego architektura może kojarzyć się z halami hipermarketów). Kolejne dwa lata zajęły przepychanki miasta ze szwajcarskim architektem, a to o wysokość honorariów, a to o włączenie do projektu sali teatralnej, itd.
Tymczasem Muzeum, choć dziś upchane w skromniutkiej, tymczasowej siedzibie, od dwóch lat działa jakby nigdy nic. Z europejskim sznytem zarządzane przez Joannę Mytkowską, kupuje dzieła sztuki, organizuje wystawy, sesje naukowe, wykłady i dyskusyjne panele. Włącza się w przeróżne projekty artystyczne, wydaje własne czasopismo, powołało do życia Towarzystwo Przyjaciół Muzeum. Sporą część z tych przedsięwzięć cechuje wysoki poziom merytoryczny, choć z drugiej strony cała sytuacja, obserwowana z boku, wydaje się nieco absurdalna. Aktywne muzeum ze wszystkim z wyjątkiem siedziby, to jednak pomysł osobliwy.
Tymczasem niejako w cieniu sporów o Muzeum Sztuki Nowoczesnej, mieliśmy do czynienia z kilkoma spektakularnymi inwestycjami w innych miastach. Muzeum Sztuki w Łodzi doczekało się efektownej siedziby na terenie tzw. Manufaktury, zaś Toruń – średniej wielkości, ale nowoczesnego gmachu Centrum Sztuki Współczesnej. Rozstrzygnięto też konkurs na budynek Muzeum Sztuki Nowoczesnej we Wrocławiu. I wszystko wskazuje na to, że jego wyśmienita, nowoczesna bryła będzie gotowa o kilka lat wcześniej niż muzeum w stolicy. Jeszcze do niedawna przeróżni publicyści i krytycy z przekąsem przypominali, że jesteśmy jedynym, poza Albanią, krajem w Europie, które po II wojnie światowej nie zbudowało od podstaw nowego muzeum dla współczesnych zbiorów. Nie wiem, jak w Albanii, ale w Polsce wreszcie przekroczono ową granicę bezsilności. I wbrew medialnemu zamieszaniu, tytułem pioniera wcale nie może pochwalić się stolica.