Ustawienia i wyszukiwarka
Kino niszowe - Rafał Marszałek
Czy można robić filmy z myślą o nielicznych odbiorcach ? Dla niektórych podobne pytanie nawet nie zasługuje na odpowiedź. Powtarzają oni za mogołami Hollywoodu, że „publiczność głosuje nogami”. Jednak to tylko część prawdy. Marzenie o osobistej wypowiedzi towarzyszyło filmowi od zarania , od prób podejmowanych przez wielkiego Griffitha. Przez następne dziesiątki lat inni pionierzy i eksperymentatorzy łamali ograniczenia produkcyjne, potykali się o wszechobecne bariery, ale zapisywali ważne karty w historii sztuki filmowej.
Czy można robić filmy z myślą o nielicznych odbiorcach ? Dla niektórych podobne pytanie nawet nie zasługuje na odpowiedź. Powtarzają oni za mogołami Hollywoodu, że „publiczność głosuje nogami”. Jednak to tylko część prawdy. Marzenie o osobistej wypowiedzi towarzyszyło filmowi od zarania , od prób podejmowanych przez wielkiego Griffitha. Przez następne dziesiątki lat inni pionierzy i eksperymentatorzy łamali ograniczenia produkcyjne, potykali się o wszechobecne bariery, ale zapisywali ważne karty w historii sztuki filmowej.
U nas pierwiastki autorskie ujawniały się z trudem, właściwie od przypadku do przypadku. Ostatni dzień lata, wspaniale improwizowany przez Konwickiego, niemal w polowych warunkach ,z grupką przyjaciół, bez pieniędzy i niezbędnego sprzętu, przeszedł do legendy, ale nie ukształtował tendencji. Podobnie było później z Rysopisem , błyskotliwym debiutem Skolimowskiego, który wbrew nadziejom nie otworzył drogi kinu autorskiemu, nawet w obrębie biografii samego reżysera. Dzisiaj subtelny świat filmowy Jakimowskiego. sytuuje się na obrzeżach . Niepewny status mają utwory Kędzierzawskiej, mimo że też są chwalone przez krytykę i wielokrotnie nagradzane. Spoza pochwał jakby wyzierało czyjeś zniecierpliwienie ,że z kameralnych dramatów starości i samotności, takich jak Koniec świata czy Pora umierać nie sposób zbudować popularnego kina.
Zdaje się ,że trzeba zobaczyć sprawę w innych kategoriach. Nie sprowadza się ona przecież do ogranej kolizji między popularnością i artyzmem . Istnieją z maestrią zrobione filmy dla szerokiej publiczności, tak jak często zdarzają się po prostu złe filmy „artystyczne”. Chodzi o rewizję kryterium ilościowego. Coś się w kulturze zmieniło. Film znalazł się wobec potęgi telewizji i Internetu w analogicznym położeniu, jak kiedyś powieść czy opera wobec ekspansji filmu. Film jest potencjalnie powszechny, ale realnie przestał być masowy. Pora więc udrożnić różne obiegi dystrybucji. Inaczej nie można byłoby wczoraj pokazać ośmiominutowego, animowanego Tanga, za który Rybczyński jako pierwszy Polak dostał Oscara, ani dzisiaj Lasu Dumały, trudnego, czarno-białego, pozbawionego dialogów filmu ,który zyskał uznanie zaprzysięgłych kinomanów . W obu filmach na planie pierwszym są rekwizyty codzienności : łóżko, stół i krzesło. Trudno doprawdy przypuszczać, że, aby je zobaczyć, do kina zwalą się miliony.
Alfred Kroeber, autor klasycznej książki „The Nature of Culture” pisał ,że dla rozumienia kultury najważniejszą rzeczą jest poznanie jej wartości. Tytuł pięknego filmu Andrzeja Barańskiego Parę osób, mały czas jest poniekąd symboliczny. Przyszedł czas ,żeby znów odnaleźć klimat małego kina, docenić obecność widzów, cóż z tego ,że nielicznych, jeśli wrażliwych i świadomych wartości manifestowanych przez film. Współczesna publiczność głosuje nie tylko nogami.
U nas pierwiastki autorskie ujawniały się z trudem, właściwie od przypadku do przypadku. Ostatni dzień lata, wspaniale improwizowany przez Konwickiego, niemal w polowych warunkach ,z grupką przyjaciół, bez pieniędzy i niezbędnego sprzętu, przeszedł do legendy, ale nie ukształtował tendencji. Podobnie było później z Rysopisem , błyskotliwym debiutem Skolimowskiego, który wbrew nadziejom nie otworzył drogi kinu autorskiemu, nawet w obrębie biografii samego reżysera. Dzisiaj subtelny świat filmowy Jakimowskiego. sytuuje się na obrzeżach . Niepewny status mają utwory Kędzierzawskiej, mimo że też są chwalone przez krytykę i wielokrotnie nagradzane. Spoza pochwał jakby wyzierało czyjeś zniecierpliwienie ,że z kameralnych dramatów starości i samotności, takich jak Koniec świata czy Pora umierać nie sposób zbudować popularnego kina.
Zdaje się ,że trzeba zobaczyć sprawę w innych kategoriach. Nie sprowadza się ona przecież do ogranej kolizji między popularnością i artyzmem . Istnieją z maestrią zrobione filmy dla szerokiej publiczności, tak jak często zdarzają się po prostu złe filmy „artystyczne”. Chodzi o rewizję kryterium ilościowego. Coś się w kulturze zmieniło. Film znalazł się wobec potęgi telewizji i Internetu w analogicznym położeniu, jak kiedyś powieść czy opera wobec ekspansji filmu. Film jest potencjalnie powszechny, ale realnie przestał być masowy. Pora więc udrożnić różne obiegi dystrybucji. Inaczej nie można byłoby wczoraj pokazać ośmiominutowego, animowanego Tanga, za który Rybczyński jako pierwszy Polak dostał Oscara, ani dzisiaj Lasu Dumały, trudnego, czarno-białego, pozbawionego dialogów filmu ,który zyskał uznanie zaprzysięgłych kinomanów . W obu filmach na planie pierwszym są rekwizyty codzienności : łóżko, stół i krzesło. Trudno doprawdy przypuszczać, że, aby je zobaczyć, do kina zwalą się miliony.
Alfred Kroeber, autor klasycznej książki „The Nature of Culture” pisał ,że dla rozumienia kultury najważniejszą rzeczą jest poznanie jej wartości. Tytuł pięknego filmu Andrzeja Barańskiego Parę osób, mały czas jest poniekąd symboliczny. Przyszedł czas ,żeby znów odnaleźć klimat małego kina, docenić obecność widzów, cóż z tego ,że nielicznych, jeśli wrażliwych i świadomych wartości manifestowanych przez film. Współczesna publiczność głosuje nie tylko nogami.