Ustawienia i wyszukiwarka
Herbert contra Miłosz - Magdalena Miecznicka
Konflikt Herbert–Miłosz to nie tylko jedyny głęboki polityczno metafizyczny spór w literaturze polskiej ostatnich (ponad) dwudziestu lat, lecz także spór, w którym jak w soczewce skupiają się wszystkie inne polskie spory.
Konflikt Herbert–Miłosz to nie tylko jedyny głęboki polityczno metafizyczny spór w literaturze polskiej ostatnich (ponad) dwudziestu lat, lecz także spór, w którym jak w soczewce skupiają się wszystkie inne polskie spory.
Zaczęło się oczywiście od przyjaźni i wzajemnego podziwu. Miłosz w Stanach Zjednoczonych tłumaczył i promował twórczość Herberta – ale i sam na niej wypłynął. Potem jednak poeci poróżnili się w sprawie swojego stosunku do Polski. W 1968 roku doszło do legendarnej awantury na kolacji u tłumaczki literatury polskiej Bogdany Carpenter w USA. Miłosz, który lubił prowokować, miał tam powiedzieć, że Polskę należałoby przyłączyć do ZSRR – na co Herbert wstał i wygarnął koledze, co o nim myśli.
Od tego czasu przyjaźń była skończona. W wypowiedziach publicznych po 1989 roku Miłosz zarzucał Herbertowi nacjonalizm i wpisywał go w „nurt moralistyczno patriotyczny”, „świadczący o zasadniczej niemetafizyczności Polaków”. Herbert zaś mówił o wczesnych latach powojennych Miłosza: „Nasz noblista na przykład pisywał felietony w prasie codziennej. Tylko strach może zmusić zdrowego na ciele i umyśle mężczyznę do takich ekscesów, konfromizmu i kłamstwa”. Zarzucał też Miłoszowi brak tożsamości i powątpiewał w jego talent. Wszystko to zawarł w słynnym wierszu „Chodasiewicz”, który stał się przyczyną skandalu (Miłosz był noblistą i największym po Janie Pawel II autorytetem moralnym):
„(…) był hybrydą w której wszystko się telepie
duch i ciało góra z dołem raz marksista raz katolik
chłop i baba a w dodatku pół Rosjanin a pół Polak (…)
czasem wielki płomień z niego bucha
nad wieloma jednak ciąży duch sztambucha (…)”.
Choć dwa miesiące przed śmiercią Herberta doszło do symbolicznego pojednania – Miłosz przyjechał zresztą na pogrzeb dawnego przyjaciela i położył na jego grobie różę – to Katarzyna Herbertowa twierdzi, że już po śmierci Herberta Miłosz odmówił napisania wstępu do tomiku poezji dawnego przyjaciela wydawanego w Stanach. Rana do końca pozostała niezabliźniona – nie tylko w sercach dwóch poetów, lecz także Polaków, którzy dzielą się już od dawna na dwa obozy: Herbertowski, uznawany za prawicowy, i lewicowo Miłoszowy.
Zaczęło się oczywiście od przyjaźni i wzajemnego podziwu. Miłosz w Stanach Zjednoczonych tłumaczył i promował twórczość Herberta – ale i sam na niej wypłynął. Potem jednak poeci poróżnili się w sprawie swojego stosunku do Polski. W 1968 roku doszło do legendarnej awantury na kolacji u tłumaczki literatury polskiej Bogdany Carpenter w USA. Miłosz, który lubił prowokować, miał tam powiedzieć, że Polskę należałoby przyłączyć do ZSRR – na co Herbert wstał i wygarnął koledze, co o nim myśli.
Od tego czasu przyjaźń była skończona. W wypowiedziach publicznych po 1989 roku Miłosz zarzucał Herbertowi nacjonalizm i wpisywał go w „nurt moralistyczno patriotyczny”, „świadczący o zasadniczej niemetafizyczności Polaków”. Herbert zaś mówił o wczesnych latach powojennych Miłosza: „Nasz noblista na przykład pisywał felietony w prasie codziennej. Tylko strach może zmusić zdrowego na ciele i umyśle mężczyznę do takich ekscesów, konfromizmu i kłamstwa”. Zarzucał też Miłoszowi brak tożsamości i powątpiewał w jego talent. Wszystko to zawarł w słynnym wierszu „Chodasiewicz”, który stał się przyczyną skandalu (Miłosz był noblistą i największym po Janie Pawel II autorytetem moralnym):
„(…) był hybrydą w której wszystko się telepie
duch i ciało góra z dołem raz marksista raz katolik
chłop i baba a w dodatku pół Rosjanin a pół Polak (…)
czasem wielki płomień z niego bucha
nad wieloma jednak ciąży duch sztambucha (…)”.
Choć dwa miesiące przed śmiercią Herberta doszło do symbolicznego pojednania – Miłosz przyjechał zresztą na pogrzeb dawnego przyjaciela i położył na jego grobie różę – to Katarzyna Herbertowa twierdzi, że już po śmierci Herberta Miłosz odmówił napisania wstępu do tomiku poezji dawnego przyjaciela wydawanego w Stanach. Rana do końca pozostała niezabliźniona – nie tylko w sercach dwóch poetów, lecz także Polaków, którzy dzielą się już od dawna na dwa obozy: Herbertowski, uznawany za prawicowy, i lewicowo Miłoszowy.