Ustawienia i wyszukiwarka
Film telewizyjny - Marek Hendrykowski
"Awatar", "Na melinę", "Przekładaniec", "Ja gorę!", "Brzezina", "Za ścianą", "Hydrozagadka", "Dziewczyny do wzięcia", "Personel", "Spokój", "Klucznik" i wiele innych. Polski film telewizyjny to unikat w skali światowej. Tak imponującym dorobkiem produkcyjnym i artystycznym nie może się poszczycić żadna inna kinematografia.
„Awatar”, „Na melinę”, „Przekładaniec”, „Ja gorę!”, „Brzezina”, „Za ścianą”, „Hydrozagadka”, „Dziewczyny do wzięcia”, „Personel”, „Spokój”, „Klucznik” i wiele innych. Polski film telewizyjny to unikat w skali światowej. Tak imponującym dorobkiem produkcyjnym i artystycznym nie może się poszczycić żadna inna kinematografia. Odległe początki tej dziedziny twórczości sięgają u nas pierwszej połowy lat 60. Na przestrzeni kilku następnych dekad film telewizyjny wyrósł i dojrzał, stał się jedną z najcenniejszych specjalności rodzimej kinematografii.
Lwia część naszej produkcji filmowej powstawała dla i w Telewizji Polskiej – na zasadach koprodukcji wewnętrznej – w warunkach specyficznej symbiozy z kinematografią. Skala tego zjawiska po latach zdumiewa rozmachem. Lista polskich filmów przeznaczonych na mały ekran zaskakuje nie tylko ilością (to w sumie kilkaset fabuł i parę tysięcy dokumentów!), lecz także klasą artystyczną dzieł nakręconych z myślą o telewizyjnym adresacie.
Dzięki wieloletniej współpracy z telewizją nasi filmowcy nie tylko wypracowali swoistą, unikatową w skali światowej formułę autorskiego filmu telewizyjnego, ale również uczynili go integralnym elementem zawodowego awansu młodego reżysera filmowego. Aby nakręcić pełnometrażowy film kinowy, w latach 70. i 80. musiał on bowiem najpierw samodzielnie zrealizować średni bądź długi metraż dla telewizji. I nie był to zły pomysł. Tak właśnie zdobywali reżyserskie szlify i kolejne stopnie profesjonalnej kariery między innymi: Majewski, Zanussi, Żebrowski, Krauze, Marczewski, Kieślowski, Barański, Zaorski, Bajon, Holland, bracia Kondratiukowie i wielu innych.
Oprócz tego kręcili dla telewizji znakomite filmy: Wajda, Różewicz, Morgenstern, Hoffman, Antczak. Warto dodać, że nasz film telewizyjny ma też na swym koncie wiele cennych osiągnięć w rozwoju rodzimego kina popularnego. W niektórych gatunkach (na przykład w grotesce, filmie grozy czy filmie obyczajowym) były to dokonania znacznie bardziej wartościowe niż w produkcji kinowej.
Na tym tle ostatnie dwie dekady dziejów polskiego filmu telewizyjnego nie przedstawiają się, niestety, najlepiej. Ilościowo rzecz nie wygląda nawet tak źle. Gorzej z jakością tej produkcji. Zbyt wiele w niej żenującej amatorszczyzny, tandety i lekceważenia widza. Profesjonalny sprawdzian, jakim dotąd była tego typu realizacja, nie podlega surowej ocenie, jak dawniej. Szkoda, bo przez długi czas system produkcji filmów przeznaczonych na mały ekran funkcjonował z pożytkiem dla wszystkich.
Po roku 1989 właściwie tylko raz w latach 2001-2002 udało się uruchomić ambitny program debiutów telewizyjnych pod hasłem „Pokolenie 2000”. Cennymi filmami wystartowało wówczas czworo młodych reżyserów: Artur Urbański („Bellissima”), Marek Lechki („Moje miasto”), Maciej Pieprzyca („Interno”) i Iwona Siekierzyńska („Moje pieczone kurczaki”). Mniej udany, niestety, okazał się niedawno uruchomiony pod patronatem SFP, PISF, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz TVP Kultura program o nazwie „30 minut”. Ale nie znaczy to, że nie warto nadal próbować. Młodzi, po szkole, startujący w zawodzie niewiele jeszcze potrafią i taki sprawdzian umiejętności bardzo im się przyda. Za dużo mamy dzisiaj fatalnych pod względem poziomu – przedwczesnych jak się okazuje – debiutów kinowych. Aby zmienić ten niekorzystny stan, potrzeba przemyślanego działania i nowego porozumienia zainteresowanych instytucji, którego efektem będzie nie tylko system finansowania, ale i rzetelnej oceny gotowego produktu.
Istnienie polskiego filmu telewizyjnego leży w interesie wszystkich stron: widowni telewizyjnej, kinematografii i nadawców telewizyjnych, a także samych filmowców. Osiągnięcia sprzed lat, do których ciągle chętnie wracamy, przekonują, że warto nadal inwestować społeczne środki w tę dziedzinę twórczości.
Lwia część naszej produkcji filmowej powstawała dla i w Telewizji Polskiej – na zasadach koprodukcji wewnętrznej – w warunkach specyficznej symbiozy z kinematografią. Skala tego zjawiska po latach zdumiewa rozmachem. Lista polskich filmów przeznaczonych na mały ekran zaskakuje nie tylko ilością (to w sumie kilkaset fabuł i parę tysięcy dokumentów!), lecz także klasą artystyczną dzieł nakręconych z myślą o telewizyjnym adresacie.
Dzięki wieloletniej współpracy z telewizją nasi filmowcy nie tylko wypracowali swoistą, unikatową w skali światowej formułę autorskiego filmu telewizyjnego, ale również uczynili go integralnym elementem zawodowego awansu młodego reżysera filmowego. Aby nakręcić pełnometrażowy film kinowy, w latach 70. i 80. musiał on bowiem najpierw samodzielnie zrealizować średni bądź długi metraż dla telewizji. I nie był to zły pomysł. Tak właśnie zdobywali reżyserskie szlify i kolejne stopnie profesjonalnej kariery między innymi: Majewski, Zanussi, Żebrowski, Krauze, Marczewski, Kieślowski, Barański, Zaorski, Bajon, Holland, bracia Kondratiukowie i wielu innych.
Oprócz tego kręcili dla telewizji znakomite filmy: Wajda, Różewicz, Morgenstern, Hoffman, Antczak. Warto dodać, że nasz film telewizyjny ma też na swym koncie wiele cennych osiągnięć w rozwoju rodzimego kina popularnego. W niektórych gatunkach (na przykład w grotesce, filmie grozy czy filmie obyczajowym) były to dokonania znacznie bardziej wartościowe niż w produkcji kinowej.
Na tym tle ostatnie dwie dekady dziejów polskiego filmu telewizyjnego nie przedstawiają się, niestety, najlepiej. Ilościowo rzecz nie wygląda nawet tak źle. Gorzej z jakością tej produkcji. Zbyt wiele w niej żenującej amatorszczyzny, tandety i lekceważenia widza. Profesjonalny sprawdzian, jakim dotąd była tego typu realizacja, nie podlega surowej ocenie, jak dawniej. Szkoda, bo przez długi czas system produkcji filmów przeznaczonych na mały ekran funkcjonował z pożytkiem dla wszystkich.
Po roku 1989 właściwie tylko raz w latach 2001-2002 udało się uruchomić ambitny program debiutów telewizyjnych pod hasłem „Pokolenie 2000”. Cennymi filmami wystartowało wówczas czworo młodych reżyserów: Artur Urbański („Bellissima”), Marek Lechki („Moje miasto”), Maciej Pieprzyca („Interno”) i Iwona Siekierzyńska („Moje pieczone kurczaki”). Mniej udany, niestety, okazał się niedawno uruchomiony pod patronatem SFP, PISF, Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz TVP Kultura program o nazwie „30 minut”. Ale nie znaczy to, że nie warto nadal próbować. Młodzi, po szkole, startujący w zawodzie niewiele jeszcze potrafią i taki sprawdzian umiejętności bardzo im się przyda. Za dużo mamy dzisiaj fatalnych pod względem poziomu – przedwczesnych jak się okazuje – debiutów kinowych. Aby zmienić ten niekorzystny stan, potrzeba przemyślanego działania i nowego porozumienia zainteresowanych instytucji, którego efektem będzie nie tylko system finansowania, ale i rzetelnej oceny gotowego produktu.
Istnienie polskiego filmu telewizyjnego leży w interesie wszystkich stron: widowni telewizyjnej, kinematografii i nadawców telewizyjnych, a także samych filmowców. Osiągnięcia sprzed lat, do których ciągle chętnie wracamy, przekonują, że warto nadal inwestować społeczne środki w tę dziedzinę twórczości.