Ustawienia i wyszukiwarka
W maju 1951 Zmierzch imperiów
autor fragmentu: Rafał K. Markowski
W budowaniu od podstaw tybetańskich struktur obronnych zaangażowali się polscy doradcy wojskowi i oddziały armii ujgurskiej, oddelegowane na prośbę Achmentowicza przez Wielką Radę Turkiestanu Wschodniego. Do działań pomocniczych sformowano także korpus ochotniczy, w skład którego wchodzili przedstawiciele narodów uwolnionych spod sowieckiej dominacji, przesiąknięci ideą walki "Za wolność naszą i Waszą". Szczególnie przydatni okazali się wyznający buddyzm Buriaci, którzy po ćwierćwieczu prześladowań przez władze ZSRR potrafili skutecznie przekonywać swoich tybetańskich współwyznawców o konieczności zdecydowanego przeciwstawienia się komunizmowi. Rozpad sowieckiego imperium postępował. Po fali zrywów narodowowyzwoleńczych na jego gruzach powstało kilkadziesiąt organizmów państwowych. Dzięki działaniom Tajnej Centrali Wywiadu i podobnych instytucji z pozostałych krajów Małej Ententy, udawało się w nich budować efektywne struktury administracyjne i wojskowe. Kolejny dalekosiężny projekt zakładał skupienie nowych państw w Lidze Narodów Wyzwolonych organizacji, której zadaniem miałaby być po pierwsze wspólna obrona przed zagrożeniami militarnymi i politycznymi, po drugie zaś wspieranie dążeń niepodległościowych kolejnych narodów. W naruszonym bunkrze imperium zaczęły się kruszyć kolejne warstwy murów. Następowała kolejna faza jego demontażu. Buntowały się garnizony w odległych od Moskwy okręgach i obwodach, lokalni sekretarze obwoływali się prezydentami czy wręcz królami na kontrolowanych przez siebie włościach. Na tereny dawnego Cesarstwa Rosyjskiego masowo zaczęli też powracać biali emigranci, a często ich potomkowie, potęgując zamęt i próbując wyrwać dla siebie jakiś fragment dawnej ojczyzny. To wszystko osłabiało czerwony Kreml, ale stwarzało też nowe zagrożenia. Polscy analitycy uznali, że w obliczu nowych wyzwań, najważniejszą sprawą jest przekonanie sojuszników o słuszności wcielania w życie idei samostanowienia narodów. Na pierwszy ogień poszli Brytyjczycy, którzy ugrzęźli w walkach na niezliczonych frontach w Indiach. Powstańcy pod wodzą Chandry Bose i bojownicy dziesiątek sprzymierzonych z nim lokalnych armii partyzanckich kontrolowali ponad połowę terytorium Indii Brytyjskich. Dotkliwe porażki metropolii spowodowały, że również w innych koloniach zaczęły rozwijać się ruchy na rzecz politycznej emancypacji. Posłuszeństwo Londynowi wypowiedział Związek Południowej Afryki, nasiliły się arabskie i żydowskie wystąpienia przeciwko Brytyjczykom w Palestynie i Transjordanii, za broń znowu chwycili Irlandczycy. Negocjatorzy TCW z trudem przekonali wysłanników podupadającego na zdrowiu Jerzego VI, że dla Zjednoczonego Królestwa korzystniejsze będzie pokojowe przekazanie władzy Hindusom niż wykrwawianie się obu przeciwników przez dalsze lata. Ze strony hinduskiej proces pokojowy musiał mieć jednak innego lidera niż potajemnie wspierany przez Japończyków Bose. Wybór padł na Gandhiego, który po opuszczeniu więzienia zaszył się w aśramie gdzieś w Gudżaracie, prowadząc pustelniczy żywot. Zadanie nakłonienia Gandhiego, by powrócił do polityki i przekonał rodaków do porzucenia walki zbrojnej, Tajna Centrala powierzyła kapitanowi Achmentowiczowi. Zresztą jego droga z Tybetu ku miejscu, które miało być celem jego kolejnej misji, i tak wiodła przez Indie. Gdy Adam dotarł do aśramu, zastał tam Gandhiego przybitego i zrezygnowanego. Hindus uważał, że jego koncepcje ahimsy niestosowania przemocy i biernego oporu poniosły porażkę. Dopiero przedstawiona przez polskiego agenta wizja, oparta na szczegółowych analizach TCW, poruszyła go do głębi. Wizja owa ukazywała domniemany dalszy przebieg zbrojnego konfliktu z Brytyjczykami: rozpalenie przez nich waśni hindusko-muzułmańskich, głębokie podziały w kraju, powoływanie licznych tworów państwowych, które natychmiast zaczynały walczyć z sąsiadami, miliony ofiar, zniszczenia, chaos. Gandhi stanął na czele odnowionego Indyjskiego Kongresu Narodowego i szybko zaczął odzyskiwać dawnych i zjednywać sobie nowych zwolenników. Ludzie byli już zmęczeni kilkuletnią wojną i nieprzejednaną postawą Bosego, który każde ustępstwo uważał za zdradę. Gandhi wędrował po wielkim kraju, a oddziały partyzanckie składały przed nim broń. Brytyjczycy wycofywali się stopniowo, unikając walki. Powoli masy ogarniała euforia. Na jej fali Gandhi stawał się niekwestionowanym przywódcą rodzącej się państwowości. W końcu jego prymat uznał nawet Bose w zamian za zachowanie zwierzchnictwo nad armią. Jej najbardziej zaprawione w walkach oddziały zachowały gotowość bojową. Zostały jednak skierowane do ochrony granic rodzącego się państwa. 25 maja 1951 r. w Kalkucie ogłoszono niepodległość Indii, rozciągających się od Afganistanu do Birmy. Z tej ostatniej zresztą niebawem wycofały się wojska brytyjskie i japońskie, i kraj również zachłysnął się niepodległością. Jednak birmańskie elity szybko uznały, że łatwiej będzie stawiać czoła zagrożeniom wspólnie z wielkim sąsiadem i zawarły z Indiami umowę federacyjną.
Wybierz ciąg dalszy:
Aktywny wątek: Rysa na pokoju - autor fragmentu: Karol Michał Pieprz