Ludwik Mierosławski był niezrównanym mówcą i fatalnym przywódcą. W 1863 roku, po przegraniu dwóch bitew, uciekł za granicę i stamtąd oczerniał powstańców. Historycy są zgodni co do negatywnej oceny jego udziału w powstaniu styczniowym.
Pierwszy dyktator powstania styczniowego przyszedł na świat 17 stycznia 1814 roku we Francji. Jego ojciec – Adam Kasper Mierosławski był pułkownikiem i adiutantem u gen. Davouta. Matka – Camilla Notté de Vaupleux – była Francuzką. W 1820 roku rodzina przeniosła się do Łomży. Kontynuując rodzinną tradycję wojskową Ludwik pobierał nauki w kaliskim korpusie kadetów. „Dla dwunastoletniego chłopca, przyzwyczajonego do swobodnych harców z rówieśnikami, nowe życie, toczące się według ścisłych regulaminów i w wojskowym rygorze, było z początku trochę męczące” – pisał w książce „Generał Ludwik Mierosławski” Lech Chmiel ( „Generał Ludwik Mierosławski 1814-1878″ Lech Chmiel). Jako piętnastolatek Mierosławski – już będąc w stopniu podchorążego, wstąpił do 5. pułku piechoty. Brał czynny udział w ataku na Arsenał podczas nocy listopadowej. W powstaniu listopadowym pełnił służbę jako oficer instruktażowy, a także żołnierz korpusu gen. Samuela Różyckiego.
Po upadku powstania osiemnastoletni Mierosławski wyjechał do Francji, uzyskał stałe francuskie obywatelstwo. W 1834 roku stał się członkiem radykalizującej organizacji Młoda Polska. Życie wśród Polonii, mocno zaangażowanej w sprawy polityczne, dobrze mu służyło. Mierosławski miał ogromne ambicje, wrodzoną skłonność do dominacji. Dzięki przyciągającemu uwagę stylowi bycia szybko zyskał sobie uznanie wśród młodzieży. Cieszył się także opinią wybitnego znawcy wojskowości i gorliwego patrioty. Przyszły dyktator powstania pisał książki o tematyce historycznej i poezję o przeciętnych raczej walorach literackich. Był uwielbiany przez studentów, „Mierosławski nasz kochany w ręce da nam oręż” – śpiewali studenci zaangażowani w organizacje niepodległościowe.
Mierosławski umiał robić dobre wrażenie na słuchaczach i otoczeniu, i jak się wydaje, na tej umiejętności postanowił zbudować swoją karierę. Sam Fryderyk Wilhelm IV uległ jego urokowi i po kilku kieliszkach zwykł był straszyć pruskich oficerów generałem Ludwikiem. W marcu 1843 Mierosławski wstąpił do Towarzystwa Demokratycznego Polskiego i szybko wszedł do jego centralizacji.
Popadający w coraz większą megalomanię Mierosławski kreśli przed stęsknionymi za ojczyzną imigrantami wizję wielkiej Polski przedrozbiorowej. Młodzi, najbardziej wyczuleni na sprawy niepodległości, widzieli w nim wielkiego wodza, „drugiego Napoleona”, który w końcu wyrwie Polskę z rąk zaborców.
Przyszedł w końcu moment, kiedy Mierosławski stanął przed możliwością wykazania się w boju swoim geniuszem wojskowym. W 1845 r. otrzymał bowiem funkcję naczelnego wodza powstania wielkopolskiego. Gdy dotarł na ziemię poznańską został denuncjowany przez hrabiego Henryka Ponińskiego i w 1846 roku aresztowany pod Gnieznem. Podczas procesu zrezygnował z pomocy adwokata i sam wygłosił płomienną mowę we własnej obronie. Niestety zagalopował się do tego stopnia, że obciążył nie tylko siebie, ale i wielu konspiratorów. Został skazany na śmierć i osadzony w berlińskim więzieniu Moabit czekał na wykonanie wyroku.
Uratowała go berlińska rewolucja marcowa, która wybuchła w 1848 roku. Zrewoltowane tłumy niemieckich demokratów przypuściły szturm na więzienie i wyzwoliły osadzonych, uważając ich za bohaterów. Wsadzeni do karety powstańcy przewiezieni zostali na Plac Zamkowy, gdzie „na balkonie ukazał się monarcha i pokłonem uczcił tryumfatorów” – jak pisał w swych pamiętnikach biskup Zygmunt Szczęsny Feliński.
Większego daru losu Mierosławski nie mógł otrzymać. Stając przed słuchaczami z płonącym wzrokiem, rozmierzwioną brodą i tubalnym głosem, niczym prorok, wygłaszał rewolucyjne hasła i wieszczył nadejście lepszego świata. Niemieckie mieszczki chwytały się za serce i płakały, choć nic z jego słów nic nie rozumiały, przemawiał bowiem po francusku.
Z Berlina do Wielkopolski wracał niczym monarcha. 10 kwietnia 1848 roku został we Wrześni ponownie wybrany wodzem naczelnym. Powstanie wielkopolskie i tak nie miało szans powodzenia, jednak fatalne zarządzanie oddziałami oraz przegrana bitwa pod Książem spowodowały poważne rysy na nieskalanym dotąd obliczu wodza. Mierosławski dysponując sporymi finansami nie zaopatrywał wojska w broń, amunicję i odpowiednią odzież, ale większość pieniędzy wydał na prototypy wymyślonej przez siebie broni, która okazywała się całkowicie nieprzydatna. Po ciężkich bitwach pod Miłosławiem i Sokołowem został pojmany przez Prusaków, ale i tym razem miał szczęście, uwolniono go po francuskiej interwencji dyplomatycznej.
Klęska powstania wielkopolskiego nie przyćmiła jego gwiazdy, wręcz przeciwnie, w europejskich kręgach rewolucyjnych zyskał sławę nieustraszonego bojownika, gotowego walczyć u boku każdego uciskanego narodu. W grudniu 1848 roku bił się po stronie Sycylii przeciwko Burbonom. Zaraz po przybyciu do Palermo objął stanowisko szefa sztabu armii rewolucyjnego rządu sycylijskiego. W republikańskim powstaniu w Badenii i Palatynacie również pełnił rolę głównodowodzącego. Obydwie wojny zakończyły się niepowodzeniem militarnym jego oddziałów.
Na emigracji Mierosławski zdołał sobie pozyskać przychylność Giuseppe Garibaldiego, który w 1860 roku uczynił go dowódcą Legionu Międzynarodowego w Neapolu, a rok później dyrektorem Polskiej Szkoły Wojskowej w Genui. Szkołę wojskową od podstaw stworzył Marian Langiewicz, człowiek niezwykle sumienny i dokładny, oficer armii pruskiej. Pomimo doskonałej reputacji Langiewicza młodzi podchorążowie zamiast niego woleli Mierosławskiego. Wysłali mu nawet list z prośbą o jak najszybsze przybycie i objęcie funkcji dyrektora szkoły. „Odpowiedziawszy w krótkich wyrazach na nasze powitanie, usiadł na kanapie przy stoliku i rozpoczął z jakimś emigrantem pogawędkę, wydrwiwając generała Milbitza i opowiadając o jego miłostkach. Spodziewaliśmy się czego innego i większość wracała do domu z uczuciem doznanego zawodu. Co do mnie, to byłem nawet mocno rozżalony na generała, że tak się niekorzystnie przedstawił” – pisał Bolesław Limanowski, polski socjolog, historyk i działacz niepodległościowy i bliski współpracownik Mierosławskiego w Paryżu w książce „Ludwik Mierosławski naczelnik powstania poznańskiego w 1840 i bohater z pod Miłosławia i Wrześni” (wydanej w 1913 roku).
Nim „Jenerał” dotarł do Genui uknuł całą serię intryg przeciwko Langiewiczowi, zarzucał mu m.in. nieudolność, brak przejrzystości w finansach i prywatę. „Jedne subsydia likwidacyjne nas ratują, ale ich tajemniczość naraża fundatora na wielce niebezpieczne obmowy i podejrzenia. Z instruktorów zamówionych jedni nie mogą się stawić, drudzy nie chcą, wielu się waha. Zwłaszcza teorji do wyższych broni brak dotkliwy; na doczekaniu Jenerał wzywa Langiewicza do początkowego wykładu robót prochowych, chociaż same już abecadło wcale się w szkole paryskiej nie udało” – pisał o sobie w swych pamiętnikach Mierosławski.
Pod koniec 1862 roku wszyscy wiedzieli, że wybuch powstania jest już tylko kwestią czasu. Mierosławski przebywający wtedy w Paryżu poddał warszawskich przywódców przygotowujących powstanie wielkiej krytyce. Członkowie Komitetu Centralnego w jego mniemaniu nie znali się na niczym, a stronnictwa, których członkowie nie wykazywali uwielbienia dla osoby Jenerała, były „źle prowadzone” i poddane obcym, wrogim siłom. Sybiraków wracających z polistopadowej katorgi nazywał „apostołami strachu i rezygnacji”. Naciski na władze powstańcze były tak silne, że Komitet Centralny powierzył w końcu los powstania Mierosławskiemu. „Ten przejmuje naczelne dowództwo bez wahania, ale dyktaturę jedynie, jako moralny zakład przecie herostratycznym ambicjom, które pod opieką poprzedniej anarchji i usłużnej zawiści jenerała Wysockiego obsiadły z góry wszystkie kandydatury wojskowe i cywilne, bez sumienia, bez rozwagi, bez litości dla losów Ojczyzny popadłej w takie ręce” – tłumaczył się Jenerał w swych „Pamiętnikach Mierosławskiego” (wyd. Instytut Wydawniczy Biblioteka Polska 1924).
W celu „zaprowadzenia porządku” zwolennicy dyktatora utworzyli w Warszawie drugi komitet, równoległy do Centralnego – Komitet Narodowy Rewolucyjny. Mierosławski miał przybyć do Polski od strony województwa płockiego, napotkał tam jednak niechęć i opór, skierował się więc do województwa poznańskiego i tam, z oddziałem 83 ludzi, przekroczył granicę kraju. O pojawieniu się nowego oddziału powstańców w okolicy wsi Krzywosądz dowiedział się rosyjski dowódca Szylder-Szuldner, który natychmiast wyruszył w jego kierunku.
Mierosławski pobity pod Krzywosądzą uciekł w kierunku Nowej Wsi, gdzie mimo rozpaczliwej walki również został pokonany. Oficerowie niechętni jego rozkazom obarczyli go winą za przegraną i wypowiedzieli posłuszeństwo. Zrozpaczony generał porzucił powstanie i wyjechał do Francji. „W taki smutny sposób zakończyła się dyktatura Mierosławskiego. A był to może jedyny człowiek, który mógł uczynić powstanie chłopskiem” – pisał w wydanej w roku 1913 książce „Ludwik Mierosławski” Bolesław Limanowski.
„Niestety nie był odpowiedni na wodza w powstaniu, w którym jednocześnie trzeba było formować wojsko, zdobywać broń i bić się z wrogiem. Zapatrzony na przykład wielkich wodzów z czasów wodzów rewolucyjnych i cesarstwa we Francyi, mając zawsze przed oczyma olśniewający obraz Napoleona, pojmował tylko wojnę regularną z wojskiem regularnym” – pisał Bolesław Limanowski.
- „Nie da się z Mierosławskiego zrobić bohatera pozytywnego. To jak jątrzył środowisko emigracyjne we Francji przed powstaniem i jak oczerniał powstańców po ucieczce z pola walki jest po prostu haniebne” – Mówi prof. Wiesław Caban z UJK w Kielcach.
Mierosławski do czerwoności rozgrzał głowy polskiej emogracji, jednak kiedy przyszło poprowadzić hufce na wroga, stchórzył. Palony gorączką niesienia czynu rewolucyjnego popadł w megalomanię i zupełnie oderwał się od realiów. Umiał zaczarować ludzi, był dobrym agitatorem. Gdyby na tym poprzestał i dla sprawy powstania pozyskiwał możnych oraz opinię publiczną na Zachodzie, jego postać dałaby się może obronić.