Krok pierwszy: Irkuck (16 lipca)
Pięciogodzinny lot z Moskwy do Irkucka przebiegał gładko. Czysty Airbus wzniósł się daleko ponad chmury, by po dwóch godzinach ukazać nam wschód słońca – ten sam, który nisko, na ziemi, inni ludzie będą mogli zobaczyć dopiero po kilkunastu minutach. Ten sam, który w drugiej połowie dziewiętnastego stulecia mogli witać polscy naukowcy i badacze, rozpoczynający nowe życie nad Bajkałem, zesłani tu po udziale w nieudanym Powstaniu Styczniowym z 1863 roku.
Czas zajmuje nam lektura artykułu w „Rossijskoj gazietie”, w której Ariadna Rokosowska opowiada o naszej misji. Jacek Pałkiewicz cieszy się, że odzew rosyjskich gazet na naszą akcję jest duży – znacznie przewyższa zainteresowanie polskiej prasy.
Miękkie lądowanie przynosi spotkanie z drobnym deszczem, który jednak odchodzi w cień przy promiennym uśmiechu Tatiany Żindajewej, dziennikarki, która gorąco wita nas na lotnisku, od razu stawiając przed kamerą lokalnej telewizji. Krótka rozmowa tam, i dłuższa – wieczorem, przekonuje nas, że ta pełna energii kobieta nie tylko doskonale potrafiła zorganizować nasz pobyt w Irkucku, ale generalnie zaangażowana jest w chwalebne przedsięwzięcia na czele z pomocą dzieciom opuszczonym przez rodziny.
Pierwsze wrażenia z pobytu w Irkucku zacierają obrazy, które generowała wyobraźnia podczas lektury artykułów i biografii przybliżających niełatwe życie, hart ducha i sposób pracy polskich odkrywców. To oczywiste, że przed z górą stu laty miasto było mniejsze. Rozległe jednak – skoro do dziś na przestrzeni wielu kilometrów dostrzegamy charakterystyczne drewniane chaty, które albo oparły się tragicznemu pożarowi z roku 1879, albo zbudowane zostały zaraz po nim.
- To wtedy spłonęły duże zbiory, zgromadzone przez naszych rodaków w siedzibie Carskiego Rosyjskiego Towarzystwa Geograficznego – kiwa głową Jacek Pałkiewicz (www.palkiewicz.com) – razem z czaszką niedźwiedzia jaskiniowego, którą badał i opisywał Jan Czerski.
Anton Dziadkowski, trzydziestoletni komputerowiec, wiezie nas długimi, często jednokierunkowymi ulicami, pełnymi różnobarwnych pojazdów – od starych Ład po liczne ekskluzywne SUVy. Mijamy place budowy, nowoczesne gmachy i domy jakby uśpione w czasie, z półprzymkniętymi powiekami okien, za którymi być może od lat nie toczy się żadne życie.
- Moja dusza jest po części polska – opowiada Anton. – Dziadek wyemigrował z Warszawy na Ukrainę, w rejon Lwowa. I w pewnym momencie obudzili się z babcią już w Związku Radzieckim.
Anton słabo jednak zna język polski. Do epoki Gorbaczowa przyznawanie się do polskich korzeni było niemile widziane i budziło społeczny ostracyzm. Dopiero ostatnie dwadzieścia lat pozwoliło potomkom Polaków na spojrzenie bez obaw na swoją przeszłość. Odkrywają powoli polskie ślady i kulturę.
W rozmowę nie włącza się Grzegorz Lityński (www.litynski.com), zaabsorbowany fotografowaniem nowego dla nas świata. Z naszej trójki tylko bowiem Jacek Pałkiewicz jest wytrawnym znawcą Syberii, bywał wielokrotnie w Irkucku. Też jednak zerka ciekawie – miasto żyje swoim życiem, rozwija się, zmienia twarz.
- Znam ulicę Dybowskiego – odpowiada indagowany Anton. – Ale długo nie wiedziałem, że to był Polak.
W tym może tkwić problem. Nazwiska Dybowskiego, Czerskiego, Godlewskiego czy Czekanowskiego pojawiają się na tabliczkach, ich imiona noszą szczyty, doliny, grzbiety górskie – ale w społecznej świadomości nie wiążą się z dziewiętnastowiecznymi polskimi zesłańcami.
Cóż – jesteśmy tu, by choć niektórym znów zaczęły się kojarzyć.
tekst: Krzysztof Petek
fot. Grzegorz Lityński
Partnerem wyprawy jest Narodowe Centrum Kultury. Projekt realizowany jest w ramach kampanii z okazji 150. rocznicy powstania styczniowego „Styczeń wolności”.