Kultura dostępna: "Wyrwa" w kinach Helios 26.10
"Wyrwa" - recenzja Łukasza Maciejewskiego
Kryminał nie jest gatunkiem prostym. To truizm, ale truizm wart wielokrotnego powtarzania.
W kinie udaje się rzadko, dodatkowo u nas jest także gatunkiem mało wdzięcznym. Kryminały, thrillery, wolimy oglądać raczej na małym, niż na dużym ekranie, filmy tego rodzaju nie cieszą się też przesadnym uznaniem selekcjonerów festiwali i kuratorów filmowych imprez.
Mimo to, powstają kolejne filmy tego nurtu, a „Wyrwa” na podstawie głośnej powieści Wojciecha Chmielarza, jest tego najlepszym przykładem.
Reżyser, Bartek Konopka, to twórca wielu popularnych serialu premium, ale także ciekawych dokumentów (za „Królika po berlińsku” otrzymał nawet nominację od Oscara) oraz dwóch intrygujących fabuł (współczesnego dramatu rodzinnego, „Lęku wysokości” oraz rozgrywającej się w średniowieczu „Krwi Boga”).
„Wyrwa” jest innym kinem. Mniej autorskim, bardziej usługowym. Autorstwo wiedzie tutaj zresztą na stylistyczne manowce. Konopka, usiłując osadzić we własnym świecie adaptację dosyć topornej prozy Chmielarza, chciał wprowadzić doń elementy z innego kina, na przykład z brawurowej surrealnej zabawy w duchu „Monty Pythona”, to się jednak nie udało.
Film ogląda się całkiem dobrze, co jakiś czas jednak żałując, że Karolina Gruszka, znowu sprowadzona została do elementu tła, a charyzmę ma taką, że nawet na jej tło czeka się z otwartymi ustami. Z kolei wskutek braku aktorskiej chemii pomiędzy znakomitymi przecież odtwórcami głównych ról, Tomaszem Kotem i Grzegorzem Damięckim, show kradną im młodzi aktorzy wypełniający w filmie drugi plan: Marta Stalmierska czy zwłaszcza Konrad Eleryk. To najlepsze role w całym filmie.
„Wyrwa” jest kinem rzetelnym, sprawnie nakręconym i sfotografowanym. Muzyka, montaż, aktorstwo – przyzwoity poziom. Tyle tylko, że „przyzwoity poziom” to dzisiaj już chyba trochę za mało.
Czekam na kolejny, ale już w pełni autorski film cenionego przeze mnie Bartka Konopki.
Łukasz Maciejewski