Kultura dostępna: "Tata" w kinach Helios 21.09
"Tata" - recenzja Łukasza Maciejewskiego
„Tata” jest pełnometrażowym debiutem Anny Maliszewskiej, ale w tym przypadku trudno mówić o debiutantce. Maliszewska ma ogromny dorobek, przez wiele lat, w zasadzie aż do dzisiaj, uchodziła za najlepszą w Polsce realizatorkę teledysków. Wspominam o tym również dlatego, że pomysł na „Tatę” narodził się właśnie na planie teledysku. Mowa o „Samotnym tacie” Marii Peszek w reżyserii Anny Maliszewskiej.
Była to krótka, znakomicie sfilmowana, muzyczna opowieść o ojcu, o tacie, o kierowcy. W clipie wystąpił Eryk Lubos. Nie wiem do końca jakie były kulisy powstania scenariusza (współautorem był wybitny montażysta, Przemysław Chruścielewski), ale „Tata” wydaje się twórczym rozwinięciem tamtego muzycznego arcydziełka.
Film Maliszewskiej, podobnie jak teledysk, jest bowiem historią dojrzewania do ojcostwa, ale i do odpowiedzialności za samego siebie. Michał, w tej roli ponownie Eryk Lubos, jest kierowcą TIRa. Wskutek pewnych okoliczności, jest zmuszony zabrać w długą trasę nie tylko córeczkę, ale i jej najlepszą przyjaciółkę, Ukrainkę. Ruszają do Ukrainy.
Film powstał przed wybuchem wojny. Może również dlatego wydaje się tak ciekawy. Oglądamy perspektywę tożsamości ukraińskiej i polskiej, zarówno z perspektywy dziewczynek, jak i dorosłych. Sceny, nazwijmy je, etnograficzne, kręcone w Ukrainie są z kolei dowodem na to, że pomimo najlepszych chęci z obu stron, pełna asymilacja między Polską i Ukrainą nigdy nie będzie możliwa. Uważam, że tak być powinno. Mieszkajmy razem, wspierajmy się, ale także szanujmy własną autonomiczność.
Przy tym film Maliszewskiej, nagrodzony między innymi na festiwalu Off Camera w Krakowie, jest udanym kinem drogi w polskich warunkach. Ktoś w recenzji „Taty”, napisał: „feel-good-road-movie”. Dokładnie tak: Maliszewska daje nadzieję, nie pozbawia złudzeń, nie infantylizuje świata przedstawionego.
Michał jest bohaterem pełnym sprzeczności: jego droga, droga rzeczywista i metaforyczna ku dojrzałości, jest trasą na szlaku której odnajdzie się niejeden z nas, widzów.
Łukasz Maciejewski