„Po miłość / Pour l'amour" - Kultura Dostępna w Kinach
Marlena zmaga się z poważnym kryzysem małżeńskim wywołanym przez alkoholizm jej męża. Za pośrednictwem Internetu poznaje Senegalczyka Bruna, który przywraca jej poczucie własnej wartości i kobiecości. Okazuje się jednak, że mężczyzna ma wobec niej nieco inne zamiary niż stworzenie związku.
"Po miłość / Pour l'amour" to kameralny dramat psychologiczny opowiadający o internetowym romansie i jego skutkach. Jest to zarazem emocjonujący koktajl złożony z alkoholu i miłości, wzmocniony odwiecznym wezwaniem "nigdy się nie poddawaj!". Film dotyka problemu przemożnego wpływu nowych technologii na życie ludzi.
Recenzja | Łukasz Maciejewski
Andrzej Mańkowski, debiutujący w fabule reżyser wielu filmów dokumentalnych, porusza tematy wykorzystywane często przez rodzime kino: prowincja, przemoc – psychiczna i fizyczna, alkoholizm. „Po miłość / Pour l'amour” jest jednak tytułem innym. Uważna obserwacja tego rodzaju zjawisk służy reżyserowi do pokazania szerszej panoramy, której centrum stanowi postać kobieca. To Marlena grana przez Jowitę Budnik.
Marlena jest pozornie dziewczyną jakich wiele. Swoje przeżyła, swoje wie. Mieszka na wsi, pracuje jako sprzątaczka. Dzieci wyjechały z domu, pozostał w nim mąż alkoholik grany przez Artura Dziurmana. Dzień za dniem, miesiąc za miesiącem, niewiele się od siebie różnią. Marlena jest udręczona życiem z chorym człowiekiem, mąż obiecuje poprawę, chwilami mu się udaje, aż do kolejnej libacji z sąsiadem, granym przez dyżurnego polskiego filmowego alkoholika, Lecha Dyblika.
Operator, Sławomir Witek, fotografuje ten świat jako obraz wyprany z wielu kolorów – tak postrzega go Marlena, jej nieliczni znajomi. Polska prowincja w filmie Mańkowskiego nie jest wcale piękna. Do pewnego momentu.
Niedawno znajoma wydawczyni książek, powiedziała mi, że pandemia sprawiła, iż w globalnej sprzedaży książek nastąpiła gwałtowna odmiana. Ludzie dojrzali, również emeryci, seniorzy, w końcu przekonali się do internetu, robią teraz zakupy w internecie, tam kupują książki. W zamknięciu, poniekąd do tego zmuszeni, otworzyli się na rzeczywistość wirtualną, założyli konta na Facebooku, uaktywnili się w sieci. Marlena jest jedną z takich osób. Za namową koleżanki (Patrycja Ziniewicz), wchodzi w świat social mediów, jest w tym wszystkim naiwna i łatwowierna. To, co nowe, budzi jej entuzjazm, nie ma żadnych wątpliwości. W internecie Marlena poznaje Senegalczyka Bruna (Bruno Dubois), angażuje się w tę relację, dla kobiety wydaje się szansą na wyrwanie się z okowów doraźności. W świecie Marleny, również w przestrzeni wizualnej filmu, pojawiają się kolory, radosne barwy.
A chociaż od razu możemy domyślić się konsekwencji tej relacji, i pod tym względem scenariusz raczej nie zaskakuje, ciekawe wydało mi się w „Pour l'amour” zestawienie dokumentalnej obserwacji polskiej wsi ad 2021, z perspektywy nowych czasów. Ludzie na wsi są dzisiaj bardziej świadomi, przedsiębiorczy, a ci, którzy zostają na wsi i mają za pośrednictwem internetu dostęp do całego świata, czują jeszcze większy dyskomfort. To jest właściwy moment, żeby wziąć sprawy w swoje ręce.
Marlena podjęła próbę, można różnie oceniać jej wybory, jej łatwowierność, ale decyzja bohaterki o wyrwaniu się ze świata, który znała aż nadto dobrze, jest cenna. Odtąd inaczej spojrzy na dom, pracę, męża.
Jowita Budnik, aktorka znakomita, celnie oddaje stan mentalnego zawieszenia, w którym tkwi dzisiaj wiele osób podobnych do Marleny. Zgoda na los, i marzenie o buncie, łatwowierność i pazerność na lepszy los. Sprzeczności, a wszystko w imię miłości. Pour l'amour.