Wywiad z Adam Przechrztą, autorem ″Gambitu Wielopolskiego″

Data publikacji: 04.02.2013
Średni czas czytania 17 minut
drukuj

Zapraszamy do lektury wywiadu z Adamem Przechrztą. Z autorem "Gambitu Wielopolskiego" rozmawiamy zarówno o jego nowej książce jak i wybranych problemach związanych z powstaniem styczniowym.

Powstanie, którego nie było

 

Adam Przechrzta – historyk, pedagog, autor artykułów na temat służb specjalnych, walki nożem i karate okinawskiego. Interesuje się działaniami służb specjalnych i cybernetyką. Wykorzystał aparat pojęciowy cybernetyki do analizy zjawiska terroru (w napisanej w 1988 roku pracy magisterskiej Czerwony terror w rewolucji październikowej), w 2001 roku uzyskał tytuł doktora nauk humanistycznych za pracę Antypaństwowa działalność komunistów w oczach polskich służb specjalnych 1918-1939. Zadebiutował w 2006 roku opowiadaniem Pierwszy krok, które w 2008 roku rozwinął w powieść wydaną pod tym samym tytułem. Żonaty, ma dwoje dzieci. Jest autorem książek sensacyjnych z wątkami fantastycznymi (Chorągiew Michała Archanioła, Białe noce), zbioru opowiadań przedstawiającego alternatywną rzeczywistość polskiego międzywojnia Wilczy Legion i powieści Demony Leningradu.

„Adam Przechrzta napisał bardzo przewrotną, awanturniczą powieść o powstaniu styczniowym. Stworzył historyczny traktat czy, jak to mówią, powieść idei a zarazem dał popis bujnej cyberpunkowej i alternatywnej science fiction rozgrywającej się w drugiej połowie XXII wieku. Przy czym, co najdziwniejsze, w jego książce powstania styczniowego praktycznie nie ma.”

(Ze wstępu Macieja Parowskiego)

 

 

NCK: Dlaczego w Pana wersji historii Polski nie dochodzi do powstania styczniowego? Przyjęcie takiej perspektywy wskazuje, że powstanie 1863 to szczególnie ważny moment dziejowy.

Adam Przechrzta: Rzeczywiście, wydaje się, że powstanie styczniowe to moment decydujący dla losów Polski, a może i Rosji. Niewątpliwie istnieją tu także pewne aspekty międzynarodowe (choćby odnośnie rodzącego się, a przerwanego przez styczniowy zryw sojuszu francusko- rosyjskiego). Wybuch powstania położył kres wszelkim koncesjom na korzyść Polaków i wywołał niechęć wielu Rosjan, nawet tych, którzy byli dość krytycznie nastawieni do carskich władz. Kiedy Hercen w swoim piśmie „Kołokoł" ("Dzwon") wyraził poparcie dla powstania, jego nakład błyskawicznie spadł. Z drugiej strony popowstańcze represje nie zachwyciły nawet tych Polaków, którzy byli wobec powstania obojętni lub reagowali niechęcią na „awanturę". Do tego dochodzą jeszcze finansowe straty Imperium Rosyjskiego. To dość słabo zbadany temat, ale wydaje się, że choć powstanie styczniowe nie zagroziło Rosji w sensie militarnym, zadało potężny - kto wie czy nie śmiertelny - cios jej finansom. Kilka liczb podałem w posłowiu do swojej powieści[1]. Pochodzą one z wydanego w 1882 roku w Sankt Petersburgu, czterotomowego dziełka: „Finanse Rosji XIX stulecia, historia - statystyka", wzmiankuje się je także w paru rosyjskojęzycznych artykułach.

NCK: Już w tytule książki pojawia się nazwisko margrabiego Wielopolskiego. Dlaczego postanowił go Pan tak wyróżnić?

AP: To akurat dość oczywiste: skoro uznałem powstanie styczniowe za ważny czy wręcz decydujący moment dziejowy, musiałem zwrócić uwagę na człowieka, który starał się do niego nie dopuścić. W istocie zresztą Wielopolski miał zamiar doprowadzić do swoistego gambitu i w naszej rzeczywistości. Chciał on przecież kontynuować program korzystnych dla Polaków zmian kosztem patriotycznie nastawionej młodzieży, którą planował wcielić siłą do wojska, uniemożliwiając w ten sposób wybuch powstania.

NCK: Aleksander Wielopolski to postać, która wciąż budzi kontrowersje. Jego konserwatywny realizm kontrastujący z powstańczą gorączką, a jednocześnie niekwestionowane zasługi reformatorskie każą wstrzymać się od buńczucznych ocen. Jaki jest Pana stosunek do niego?

AP: Myślę, że już w swoim pytaniu znakomicie scharakteryzował Pan tę postać. Można to oczywiście rozwinąć, powoływać się na rozmaite prace naukowe, ale sedno sprawy pozostaje niezmienne: z jednej strony poprawił on znacznie sytuację Polaków w Królestwie, z drugiej - wystąpił przeciwko swoim. Zrobił to kierując się zimnym realizmem i własną wizją przyszłości Polski, która zakładała wyrzeczenie się dążeń niepodległościowych i uznanie status quo. To nie jest ktoś, kogo można oceniać jednowymiarowo.

NCK: Pomysł, żeby powstanie w ogóle nie wybuchło, a Polacy stanowili jeden z narodów wchodzących w skład Imperium Rosyjskiego, dla większości naszych rodaków jest trudny do przyjęcia. Czy to możliwe, żeby pod obcym panowaniem Polacy nie ulegli rusyfikacji, a nawet rośli w siłę?

AP: To bardzo złożona kwestia i nie można na nią odpowiedzieć ze stuprocentową pewnością. Przynajmniej jeśli chce się być uczciwym. Niemiej jednak wiemy przecież, że i w naszej rzeczywistości, pomimo przegranych powstań i antypolskich represji, mimo rusyfikacji szkół, Polacy nie stali się bynajmniej pariasami. Królestwo Polskie było jednym z najbardziej rozwiniętych gospodarczo regionów imperium. W XIX wieku sami Rosjanie nazywali Warszawę trzecią stolicą imperium (po Sankt Petersburgu i Moskwie). Polacy znajdowali się w najwyższych kręgach władzy, w wojsku, administracji; brylowali w sferze kultury i nauki. Carskimi generałami byli Józef Dowbor-Muśnicki, Bronisław Grąbczewski, Konstanty Ihnatowicz, Jan Jacyna, Antoni Teofil Reutt, Jan Zarako-Zarakowski. Wspomniana w powieści Matylda Krzesińska (w rzeczywistości tancerka, a nie śpiewaczka) uzyskała jako druga w historii tytuł primaballerina assoluta Teatru Maryjskiego w Petersburgu i romansowała z przyszłym carem i wielkimi książętami; budzący grozę generał Markgrafski żonaty był z Polką, znał znakomicie język polski i kokietował polską inteligencję (zginął wraz z małoletnim synem w zamachu, którym dowodził późniejszy premier rządu polskiego na emigracji Tomasz Arciszewski). Car Mikołaj II obdarował złotym, wysadzanym brylantami  zegarkiem genialnego polskiego wynalazcę Jana Szczepanika (Szczepanik wśród wielu innych wynalazków, w 1897 roku opatentował teletroskop, urządzenie do przesyłania obrazu i dźwięku na odległość), mimo, iż tenże odmówił z przyczyn patriotycznych przyjęcia wysokiego odznaczenia państwowego. Można wymieniać długo...

NCK: Na jakiej podstawie założył Pan, że Polacy mogą zyskać specjalne zaufanie najwyższych notabli Imperium Rosyjskiego?

AP: Oczywiście do pewnego stopnia jest to licentia poetica, ale czy zaufaniem carów nie cieszyli się swego czasu tacy ludzie jak namiestnik Królestwa Polskiego generał Józef Zajączek, książę Adam Czartoryski, czy choćby wspomniany wcześniej margrabia Aleksander Wielopolski?

NCK: W swojej książce dotyka Pan niezwykle wrażliwego miejsca w historii Polski, a mianowicie naszych relacji ze wschodnim sąsiadem. W „Gambicie Wielopolskiego" dyskutuje Pan z obiegowymi opiniami, stereotypami, ale również traumatycznymi doświadczeniami w tych kontaktach. Czy możliwa jest przyjaźń polsko-rosyjska?

AP: Zależy na jakim poziomie. Na płaszczyźnie osobistej – bez wątpienia. Nie sądzę, aby zjawiska ruso- czy polonofobii przybierały jakieś katastroficzne rozmiary, choć na pewno istnieją. Problem pojawia się na poziomie całych społeczeństw czy też grup społecznych, bo te często utożsamiają się, bądź są utożsamiane z państwem. Tymczasem nasza wspólna historia jest pełna raf i mielizn i po obu stronach brakuje konsekwencji, aby sporządzić ich mapę. Istnieją oczywiście pewne godne polecenia inicjatywy: na przykład specjalna polsko- rosyjska komisja wyjaśniła kwestię rzekomego wymordowania przez Polaków rosyjskich żołnierzy wziętych do niewoli w czasie wojny polsko-bolszewickiej (po przyznaniu odpowiedzialności ZSRR za zbrodnię katyńską, sprawa ta była podnoszona przez część rosyjskiej opinii publicznej jako swego rodzaju "przeciwwaga" dla Katynia). W toku prac oceniono, że w rzeczywistości zmarło (głównie na skutek epidemii i chorób) 16-17 tys. Rosjan (prof. Matwiejew oszacował ich liczbę na 18-20 tys.). Pokłosiem tej inicjatywy była wspólna publikacja pod tytułem "Krasnoarmiejcy w polskom plenu w 1919–1922 g. Sbornik dokumentow i materiałow" ("Czerwonoarmiści w polskiej niewoli w latach 1919 - 1922. Zbiór dokumentów i materiałów"), rozwiewająca wszelkie wątpliwości na ten temat.

NCK: "Gambit Wielopolskiego" to brawurowo napisana powieść z elementami klasycznej fantastyki i cyberpunku. Udaje się Panu w ciekawy sposób połączyć charakterystyczne cechy tych gatunków z językiem, obyczajami i postawami stylizowanymi na XIX wiek. Wynika to z jakiejś specjalnej atencji do tej epoki czy wyboru stricte warsztatowego?

AP: I tak i nie. Oczywiście zarówno kwestie warsztatowe, jak i pewien sentyment, odgrywały swoją rolę, jednak przede wszystkim jest to konsekwencja założenia mówiącego, że powstania styczniowego nie było. A skoro tak, to Rosja nie jest bankrutem, może przeprowadzić pewne reformy i wiele zmian zachodzi nie rewolucyjnie (jak w naszej rzeczywistości), a ewolucyjnie. Stąd postępowi technicznemu towarzyszy pewna stagnacja w kwestiach obyczajowych czy językowych. Można bowiem założyć, że gdyby nie rewolucje i przejęcie władzy przez komunistów "dziewiętnastowieczna" warstwa obyczajowa przetrwałaby dłużej. Najprostszym przykładem może być tu kwestia pojedynków. Jeszcze w 1912 roku niejaki generał Mikulin opracował i wydał (na rozkaz dowództwa rosyjskiej armii) "Podręcznik dla prowadzenia spraw honorowych w środowisku oficerów". Z przytoczonych w tej pozycji danych wynika, że w pojedynkach stoczonych w latach 1894-1910, brało udział: 4 generałów, 14 oficerów sztabowych, 187 kapitanów i sztabskapitanów, 367 młodszych oficerów i 72 cywilów (co zsumowane daje dokładnie 322 pojedynkowe pary). Należy tu wspomnieć, że liczby te dotyczą tylko armii, zapewne pojedynków poza strukturami wojskowymi także było sporo. Tymczasem już w kilka lat później słowo "pojedynek" staje się w Rosji jedynie hasłem w słowniku, a to z powodu redefinicji pojęcia honoru jakiego dokonali bolszewicy. W tym samym czasie w Polsce pojedynki (choć oficjalnie zakazane) nadal się odbywają, a "Kodeks honorowy" Boziewicza jest wielokrotnie wznawiany.

NCK: Powróćmy do powstania styczniowego. Jaki jest Pana osobisty do niego stosunek? Fabularna decyzja, żeby w ogóle nie wybuchło, a także dalsze konsekwencje tego wyboru, wskazywałaby na postawę krytyczną.

AP: Termin "powstanie styczniowe" jest zbyt obszerny, żeby potraktować go ogólnie. Podziwiam patriotyczną postawę powstańców, zdejmuję czapkę przed skutecznością polskich partyzantów, którzy wiązali ogromne siły przeciwnika. Krytycznie natomiast oceniam przygotowania i wybór terminu powstania, spory w dowództwie, brak odpowiedniej organizacji i programu, który zachęciłby do udziału w zrywie szerokie masy społeczne. Boleję nad marnotrawstwem sił, środków i życia najbardziej patriotycznie nastawionych jednostek.

NCK: Jaki Pana zdaniem aspekt powstania styczniowego stał się największym mitem i legendą dla kolejnych pokoleń Polaków?

AP: Prawdopodobnie masowość powstania. To żaden sekret, ale nawet specjaliści wolą odsuwać ten aspekt na dalszy plan. Stefan Kieniewicz, wybitny znawca dziejów XIX-wiecznej Polski w książce "Historyk, a świadomość narodowa" napisał: " W ciągu owych 123 lat przeżyliśmy sześć powstań i jedną rewolucję. To sporo, ale to nie znaczy, by wszyscy Polacy walczyli cały ten czas bez przerwy. Wręcz przeciwnie: da się powiedzieć, że tylko mniejszość narodu, i to w rzadkich odstępach czasu podejmowała przygotowania do walki zbrojnej. Natomiast nie da się zaprzeczyć, że ogół Polaków uświadomionych narodowo w ciągu całego okresu niewoli tęsknił do niepodległości; że gotów był opowiedzieć się za sprawa polską, gdyby zdało się, że nadeszła stosowna pora; że gotów był również poprzeć, przynajmniej w teorii, każdy zabieg służący wzmocnieniu sił narodowych i świadomości narodowej". Z kolei profesor Łojek w "Kalendarzu historycznym" stwierdził, że: "Powstanie styczniowe zdołało skierować do walki o niepodległość zaledwie 10-15 procent realnego potencjału narodów Polski i Litwy w obrębie zaboru rosyjskiego". Problem rzecz jasna nie w liczbach. Istota sprawy polega na konstatacji faktu, że w powstania – co dotyczy i styczniowego – angażowała się mniejszość, a nie ogół społeczeństwa.

Rozmawiał: MH

 

[1] „[Powstanie] nie tylko zmieniło (…)  stosunek Aleksandra II do Pola­ków, ale i osłabiło w znaczący sposób imperium Romanowów. Ze względu na powstanie Rosjanie zostali zmuszeni do zwiększenia swoich sił w europejskiej części imperium: tylko w Warszawskim, Wileńskim i Kijowskim Okręgu Wojskowym, osiągnęły one liczbę 405 tysięcy żołnierzy. W 1863 roku woj­skowe wydatki Rosji stanowiły aż 37,8% wszystkich rozchodów imperium, w 1864 niewiele mniej, bo 34,97%. O ile w 1862 roku deficyt budżetu pań­stwowego wynosił około 11 milionów rubli (2,8% całego budżetu), o tyle w 1864 sięgał już 90 milionów (20,6% całości budżetu).” Zob. A. Przechrzta, Gambit Wielopolskiego, Warszawa 2013, s. 282 (przyp. A. Przechrzta).