Settings and search
SKARPETKI na KOMINKU
![](/upload/thumb/2024/05/skaarpetki_na_kominku_auto_800x800.png)
Wiecie, skąd się wziął przedświąteczny anglosaski zwyczaj wieszania na gzymsie kominka skarpetek, do których mają trafić prezenty od Mikołaja, Śnieżynki, aniołków, elfów, krasnoludków czy innych prezentonośnych istot?
To zwyczaj związany z legendą o prawdziwym św. Mikołaju – tym, który za życia był biskupem Miry, a po śmierci został uznany za świętego i który – mimo że jest „świętym prawosławnym” – zyskał sympatię protestantów i anglikanów, a także popularność w ich kręgach.
Zgodnie z IX-wieczną legendą, św. Mikołaj w swojej młodości – a więc długo, długo przed tym, zanim został świętym i nieco wcześniej niż został biskupem – już gorliwie i ochotnie pomagał biednym.
Miał Mikołaj sąsiada: ojca trzech córek, bogacza, ale przy tym szydercę, sknerę i dusigrosza, który w końcu za złe myśli i uczynki podpadł Panu Bogu, przez co stracił nie tylko przychylność losu, ale i wszelki pieniądz wcześniej zgromadzony. Zostały mu trzy córki – ładne, miłe, cnotliwe, ale bez grosza przy duszy, a więc i bez posagu. A takiej bezposażnej panny nie da się przecież wydać za mąż. Ojciec wpadł zatem na pomysł, by sprzedać dziewoje – jedną po drugiej – do domu publicznego (bo to przecież i kłopot z głowy, i pieniędzy przybędzie). Gdy się Mikołaj o tym dowiedział, ze zgryzoty aż się cały wzdrygnął. I zanurzył się w lekturze Pisma Świętego z nadzieją, że tam inspirację do działania znajdzie. I znalazł.
Kiedy jak co dzień wieczorem przed pójściem spać panny uprały pończoszki i powiesiły je przy kominku, żeby do rana wyschły, Mikołaj – wyposażony w pękatą sakiewkę na posag dla najstarszej panny – zakradł się pod osłoną nocy i wrzucił sakiewkę do wnętrza domu sąsiada. I tu są dwie wersje legendy: jedna, umocowana obrazem Fra Angelico, głosi, że wspiął się na palce i wrzucał sakiewkę przez okno, druga natomiast – znajdująca oparcie w późniejszym skarpetkowo-mikołajowym zwyczaju bożonarodzeniowym – że wdrapał się na dach i wrzucił ją przez komin. Jak było, tak było, grunt, że sakiewka wpadła do pończoszki najstarszej panny, a pończoszka utrzymała brzęczący ciężar aż do rana.
Uradowany ojciec poniechał zamiar sprzedaży córki do lupanaru i czym prędzej wydał ją za mąż, ba! nawet na wesele mu starczyło.
Mikołaj jeszcze dwukrotnie wrzucał sakiewki ze środkiem płatniczym do pończoszek kolejnych córek niemiłego sąsiada, który w końcu zaczaił się za winklem, podejrzał Mikołaja z woreczkiem pieniędzy i doszedł całej prawdy, przez co natychmiast zrozumiał ogrom swych wcześniejszych win, w te pędy zmienił swe życie na cnotliwe i zgodne z przykazaniami i oczywiście należycie uhonorował dobroczyńcę.
I właśnie na pamiątkę tegoż sławnego wydarzenia anglosaskie dziewczęta – a i chłopięta takoż, bo dlaczegóżby nie? – wieszają swe skarpeteczki (dawniej pończochy, ale od kilkudziesięciu lat to już tylko skarpetki) na kominowym gzymsie w oczekiwaniu na świąteczne podarki.
A żeby nasza ciekawostka była ciekawostką choć w małym stopniu językową, dodamy tylko, że SKARPETKA to rzecz jasna zdrobnienie od SKARPETA, a SKARPETA to niemal niezmieniona, dostosowana tylko do polskiej pisowni włoska scarpetta – ‘bucik, trzewiczek, pantofelek’, będąca zdrobnieniem od (również włoskiego) scarpa ‘but, bucik, pantofel’, ale też ‘nasyp, skarpa’ (i stąd też nasza SKARPA).
[Ch. Jones, Saint Nicholas of Myra, Bari and Manhattan. Biography of a Legend, 1978; SWO PWN; Baza CKS]