BAZYLISZEK, ten straszny i przerażający, ten o zabójczym spojrzeniu, ten, którego odbicia należy szukać w lusterku (i którego odbicie w owym lusterku niekiedy znajdujemy, zwłaszcza w poniedziałkowy poranek tuż po zakończonym urlopie, a przed pójściem do pracy) to stwór wywodzący się z czasów starożytnych. I nigdy nie był ani Bazylim, ani liszką.  
W starożytnej grece słowo basileús oznacza ‘król’. Zdrobnienie od basileús to basilískos. Basilískos to taki „mały król”: mały, bo nieduży, ale też mniej ważny niż „duży król”. Mianem tym określano w starożytności niektóre jaszczurki, a także mysikróliki – od widocznych na ich głowach malutkich diademów z wypustek skórnych (u jaszczurek) albo kolorowych piór (u mysikrólików). Pliniusz Starszy pożyczył greckie słowo i przekształcił je w łacińskie basiliscus, dając dość dokładny opis bazyliszka w swojej „Historii naturalnej”.   
Od Pliniusza zapożyczyli bazyliszka nasi zachodni sąsiedzi, przekształcając króla węży w stwora o cechach wielozwierzęcych i nadając mu miano Basilisk. Z niemczyzny bazyliszek przeczłapał na kogucich już nogach do czeszczyzny, gdzie – dzięki czeskiej miękkości fonetycznej – powstał z niego bazilišek. Na gruncie polszczyzny utrzymał się w mniej więcej takiej samej formie, stwardniał jednak pod wpływem naszych rodzimych warunków, tak że stał się BAZYLISZKIEM.  
A że nikt, kto go zobaczył na własne oczy, nie przeżył tego spotkania, nie możemy się poszczycić udokumentowanym i należycie potwierdzonym, stałym i konkretnym wizerunkiem BAZYLISZKA.  
 

Źródło:

[SJP PWN; SJP Dor; USJP; SWO PWN; ESJP, I, 37]