Dramat prokuratora Martiniego

Data publikacji: 01.01.2010
Średni czas czytania 6 minut
drukuj
Dramat prokuratora Martiniego Dramat prokuratora Martiniego   Znaleziono go 30 marca l946 roku z głową zmasakrowaną uderzeniami, jakiego ciężkiego przedmiotu, z ranami kłuty...

Dramat prokuratora Martiniego

 

Prokuratoe Roman Martini. Fotografia z archiwum rodzinnego.

Znaleziono go 30 marca l946 roku z głową zmasakrowaną uderzeniami, jakiego ciężkiego przedmiotu, z ranami kłutymi szyi i klatki piersiowej w mieszkaniu, które wynajmował w budynku przy ulicy Krupniczej 10 w Krakowie. Śledztwo ujawniło, że ciężkim przedmiotem był klucz monterski, a rany kłute powstały po pchnięciach sztyletem. Z tymi narzędziami zbrodni przyszli wieczorem do prokuratora romansująca z nim od kilku tygodni 16 letnia Jolanta Słapianka i jej narzeczony Stanisław Lubicz Wróblewski.

Wychodząc po dokonaniu zbrodni zabrali ze sobą – a później sprzedali- parę butów, bransoletkę i zegarek. Wynieśli też dwa ubrania ofiary, które w pierwszych dniach śledztwa funkcjonariusze milicji znajdą w mieszkaniu Stanisława Wróblewskiego.

 

- Zasadniczym motywem tego czynu był moja miłość do Jolanty Słapianki oraz zemsta za uwiedzenie jej - powie oskarżony Wróblewski podczas procesu w czerwcu l947 roku. Zostanie stracony 31 lipca l947 roku.

- To ja narozrabiałam – oświadczy Jolanta Słapianka 29 marca 2004 roku w czasie rozmowy z Józefem Bratko - autorem przygotowywanej do druku książki* o tragedii prokuratora Martiniego. Bratko przypomni, że kobietę ze względu na młody wiek skazano na 15 lat pozbawienia wolności, ale z więzienia wyszła wcześniej, po nawiązaniu tam kontaktu ( podjęciu współpracy?) z Urzędem Bezpieczeństwa.

- .Do dzisiaj wiele osób twierdzi, że Roman zginął, bo podczas wyjazdu do Mińska czy Smoleńska odnalazł dokumenty oskarżające Rosjan. Nie słyszałam nigdy o podróży męża do Związku Radzieckiego. Nie wyjeżdżał po ślubie, a wcześniej znaliśmy się jakiś czas i nigdy nie było mowy o jego zagranicznych podróżach. Wspomniałby o tym bodaj słowem, wygadał się przy jakiejś okazji do mnie czy do kolegów – w październiku l989 roku będzie wspominała Stanisława Martini, odnaleziona w Jarosławiu przez autorów książki „Powrót do Katynia” *

Przez prawie pół wieku, nie tylko w Polsce, ale również w innych krajach, nawet na drugiej półkuli, na łamy prasy do audycji radiowych i książek wracało – a zdarza się i dzisiaj- nazwisko prokuratora Romana Martiniego. Najczęściej w kontekście śmierci z rąk agentów NKWD, którzy „przy okazji”

zabrali z jego mieszkania dokumenty, znalezione wcześniej przez ofiarę w piwnicach w Smoleńsku. Zainteresowani taką wersją zbrodni na Krupniczej 10 nie przyjmowali argumentu, że kontrolujące każdy krok polskich prokuratorów władze sowieckie nie zgodziłyby się w l945 czy l946 roku na wyjazd Martiniego do Smoleńska i tam przeszukiwanie przez niego piwnic w budynku miejscowego NKWD. Plotka łączyła parę zabójców z towarzyszącymi im dwoma tajemniczymi mężczyznami, prawdziwymi autorami zbrodni. W innej wersji Jolantę i jej narzeczonego określano jako „parę młodocianych PPR-owców”, na zlecenie Moskwy zdecydowanych zgładzić prokuratora, który „za dużo się dowiedział„ w czasie śledztwa i mógłby ujawnić prawdę o sowieckiej odpowiedzialności za zbrodnie katyńską...

W kilku krajach np. w Szwecji, a następnie w Stanach Zjednoczonych i Argentynie osobę prokuratora – ofiary swojej wiedzy „reklamował” zbiegły z PRL jego znajomy Mieczysław Gorączko. Przedstawiał on siebie jako człowieka, który wie, gdzie pod Krakowem ukryto dokumenty dotyczące zbrodni katyńskiej. Chcąc uwiarygodnić swoje informacje Gorączko

zdecydował się ujawnić uzyskane – jak twierdził od Martiniego - nazwiska funkcjonariuszy NKWD, odpowiedzialnych za masakrę katyńską. Posiadający o zbrodni ogromną wiedzę pisarz Józef Mackiewicz łatwo ustali, że są to nazwiska nie wiadomo prze kogo wymyślone dla celów antybolszewickiej propagandy i przez Niemców wymienione w broszurce, wydanej w Warszawie w l943 roku...

Idąc śladem Mieczysława Gorączki vel mecenasa Koraba, podającego się za generała AK, rozdającego odznaczenia lub awansującego naiwnych, udaje się ustalić, że w czasie okupacji trafił w Krakowie na przygotowaną przez Armię Krajową listę gestapowskich agentów. I wiedząc o tym - z obawy przed kompromitacją - ze złożonej przez M. Gorączkę propozycji współpracy w latach sześćdziesiątych nie skorzystał Departament I (wywiadu ) Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. PRL.

Odnalezienie akt śledztwa, prowadzonego w Krakowie po śmierci Romana Martiniego pozwoliło wyjaśnić tragedię człowieka, którego nazwisko bez żadnych podstaw trafiło do historii wydarzeń, określanych pojęciem „kłamstwo katyńskie”. Ujawniając, że jako prokurator Prokuratury Sądu Specjalnego Karnego gorliwie realizował zadania, wyznaczane mu przez przełożonych z Warszawy nie można jednak nie wspomnieć, że w 1939 roku za udział w walkach o Modlin odznaczono go Krzyżem Orderu Virtuti Militari.