Dla zainteresowanych i pragnących wziąć udział w dyskusji zaproszenie na forum www.gazeta.pl/forum, wątek „Czy EMPIK to czytelnia?”
Settings and search
Siódme. Nie kradnij.
Fora internetowe potrafią być jak narkotyk. Wciągają i uzależniają. Zwłaszcza te, które na pozór wydawać mogą się nudne, a rozpalają, ku zdziwieniu czytelnika, uczestników do białości. Tym razem trafiłam na dyskusję dotyczącą swobody lektury w Empikach. Dyskutanci podzielili się na dwie grupy. Zwolennicy własności, nie tylko materialnej, ale i o dziwo intelektualnej stanęli naprzeciwko zwolenników „wolnego dostępu”. Że kwestia własności intelektualnej może tak rozgrzewać, nie przypuszczałam.
Dyskusja jak dyskusja, argumenty mądre i głupie, jak to na forach, często więcej emocji niż refleksji. Co innego jest w tym wszystkim ciekawe. Zastanawia mnie mianowicie, czy dyskusja ta świadczy o tym, że problem swobodnego dostępu staje się naszym codziennym problemem dyskutowanym równie gorąco jak spory polityczne, czy nadal jest tak, że podejmując temat nawyku czytelniczego w Empiku stoimy na straży własnych portfeli.
Empik to nie Internet, pojęcie wolnego dostępu jest zatem pewnego rodzaju skrótem myślowym, znakiem zjawiska a nie samym zjawiskiem. Niemniej jednak argumentacja pojawiająca się w dyskusji przypomina momentami tą znaną z poważnych tekstów i narad.
A zatem w kogo uderza niechlubny nawyk czytania na cudzy koszt – w wydawców, autorów, dystrybutorów, w tych, których stać na zakup nieużywanego egzemplarza? A może samo zjawisko jest rozdmuchiwane, bo dotyczy w końcu nielicznych? Czy z podczytywaniem w salonie prasowym jest tak jak ze ściąganiem plików w Internecie? Zjawiska są nieporównywalne, zastanawia mnie jednak w tym kontekście coś innego. Czy zagorzali przeciwnicy czytania na cudzy koszt są równie restrykcyjni w sieci, czy nie korzystają ze ściągniętych z sieci filmów, książek, teledysków? Czy nasze poczucie własności poruszone jest tylko wtedy, gdy widzimy konkretny materialny korelat, a Internet to swobodny przepływ, gdzie reguły z „reala” nie obowiązują?
Muszę przyznać, że mam masę niekłamanej sympatii do zaczytanych, lekko skulonych sylwetek, do twarzy skupionych na komiksie, powieści czy gazecie. Stoją między regałami, siedzą na niewygodnych siedziskach, nie słyszą rozmów wokół, nie czują poszturchiwania. Jacyś jakby niedzisiejsi. Może w tych postaciach przetrwało coś z dawnej tradycji Empiku. Niech czytają, nawet jeśli książka, którą kupię będzie miała pozaginane rogi i brudną okładkę. Tak też się buduje czytelniczą wspólnotę.