Inspiracją do tego tekstu był artykuł Pawła Wodzińskiego „Teatr postdemokratyczny”, który ukazał się Dialogu (10/2013). Bardzo interesujący tekst, w którym autor dostrzega zanik norm demokratycznych, m.in. w procedurach przyznawania grantów ministerialnych (niejasny, uznaniowy tryb przyznawania dotacji) i konkursach dyrektorskich. Wodziński postrzega sytuację polską w szerszym kontekście, opierając się na lekturze książki Colina Croucha „Post-Democracy”, będącej diagnozą upadku demokracji, która postępuje od lat 70-tych ubiegłego wieku. Crouch wskazuje, że w wielu dotychczas niedemokratycznych częściach świata, takich jak Ameryka Łacińska, czy Południowa Afryka, ostatnie dekady XX w. oznaczały przyjęcie takich demokratycznych praktyk jak wolne wybory i oddanie głosu obywatelom. Tymczasem w Europie i USA – kolebkach demokracji, zauważa się zaprzepaszczanie demokratycznego dorobku. Zjawisko to jest jednak nie tyle związane z dyktatorskim sprawowaniem władzy przez jednostki (choć obserwując rządy Orbána na Węgrzech można mieć wątpliwości), ma natomiast swoje podstawy w neoliberalizmie. Niekontrolowany kapitalizm spowodował umocnienie się biznesowych grupy lobbystycznych, spychając partycypację obywatelską na dalszy plan. W demokracji liberalnej, która dzięki Fukuyamie zyskała miano najwyższego i ostatniego stadium w rozwoju państwa, jedyna forma udziału obywateli w procesie rządzenia to wybór reprezentantów w wyborach, a rola państwa polega na stworzeniu dogodnych, tzn. opartych o jak największy zakres prywatnej wolności, rozwój biznesu.
Post-demokracja oznacza, że powróciliśmy do sytuacji sprzed najlepszych lat demokracji, które według Croucha przypadły na okres powojenny, czyli czasy pro-państwowej polityki keynesowskiej. Czasy wcześniejsze, w szczególności ostatnie lata XIX w. charakteryzował dogmat liberalizmu wolnorynkowego. W podobnym miejscu znajdujemy się dzisiaj – twierdzi Crouch. Rządy, zamiast służyć obywatelom, koncentrują się na negocjacjach z kapitalistycznymi grupami interesu. Dialog z obywatelami wyparło nadawanie spotów podczas kampanii wyborczych. Retoryka public relations zastąpiła debatę, a obywatelska gotowość zanikła na rzecz masowej i pasywnej partycypacji w wyborach, które w dodatku coraz mniej obywateli obchodzą. Państwo demokratyczne stało się pozorem, a wybory parlamentarne stanowią element „liberalnej fikcji obywatelskiej sfery publicznej” (Habermas, „Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej”).
Kultura, czyli obszar obywatelski
Z post-demorkatyczną wizją współczesnych społeczeństw można jednak dyskutować, biorąc pod uwagę rozwój praktyk obywatelskich w ostatnich latach w Polsce. W 2009 roku jedenaście polskich miast podjęło starania o uzyskanie tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016. Wygrał Wrocław, ale procesy obywatelskie, które zaszły w wyniku tej rywalizacji w innych miastach, stanowiły pewien rodzaj przełomu w polityce kulturalnej. Obywatelskie ruchy kultury, które stały się siłą decyzyjną, dały początek nowym kierunkom strategii miejskich, a te położyły większy nacisk na uczestnictwo mieszkańców w życiu kulturalnym i społecznym, a także współpracę z organizacjami pozarządowymi. Te ostatnie zostały uznane za niedocenioną dotychczas energię twórczą miast oraz aktywnie włączone w przygotowywanie strategii. Istotne zmiany zaszły m.in. w Bydgoszczy, gdzie w 2011 roku powołano Obywatelską Radę Kultury (ORK), która nadzorowała realizację planu Paktu dla Kultury – umowy społecznej między władzami miasta a obywatelami reprezentowanymi przez środowiska kultury. Pakt ustanawiał wzrost wydatków publicznych na kulturę, jak również partycypację obywatelską w procesie tworzenia budżetu miasta. Przystąpienie do ORK (ściśle współpracującej z Urzędem Miasta) odbywało się na zasadach dobrowolności i każdy mieszkaniec miał prawo stać się jej członkiem. Mieszkańcy, reprezentowani przez organizacje pozarządowe oraz aktywistów, uzyskali w ten sposób wpływ na decyzyjność w sferze kultury. Podobnie obywatelski ruch zadziałał w Warszawie, gdzie w przygotowanie strategii włączeni zostali przedstawiciele różnych środowisk kultury i nauki, a pracom nad dokumentem towarzyszyły publiczne debaty. Konsultacje społeczne w zakresie przygotowywania dokumentów strategicznych przeprowadzono także, m.in. w Toruniu i Lublinie.
Ważnym elementem ruchów obywatelskich w kulturze były praktyki deliberatywne, polegające na stworzeniu obywatelom możliwości dyskusji nad konkretnymi rozwiązaniami proponowanymi przez władzę. Amy Gutmann, wybitna specjalistka od nauk politycznych z Uniwersytetu w Pensylwanii i Dennis Thompson z Uniwersytetu Harwarda tak piszą w swojej książce „Why Deliberative Democracy?”: demokracja deliberatywna zakłada, że rządzący powinni nie tylko uzasadniać podejmowane przez siebie decyzje, ale także odpowiadać na opinie i argumentacje po stronie obywateli. Należy zaznaczyć, że nie działa w tym przypadku zasada większości, tzn. większość głosów na „tak” jest niewystarczająca do podjęcia decyzji. Autorzy przeciwstawiają demokrację deliberatywną demokracji agregującej (ang. aggregative democracy), która opiera się na zasadzie większości i jest realizowana poprzez wybory i referenda. Demokracja agregująca, przyjmując utylitarystyczne założenie, że preferencje są raz na zawsze dane, nie uznaje debaty jako wspólnego dochodzenia do konsensusu. W demokracja deliberatywnej przeciwnie, sumowanie preferencji jednostek nie jest wystarczające, bo nie dostarcza racjonalnego i moralnego uzasadnienia decyzji politycznych.
Demokrację deliberatywną warunkuje zasada powszechnej dostępności do udziału w debacie. Demokracja ateńska, mimo że oparta na deliberacji, obejmowała bardzo niewielką część społeczeństwa, bo wykluczeni z procesu decyzyjnego byli niewolnicy i kobiety. W opisywanej przez Habermasa sferze publicznej, która zaczęła kształtować się w XVIII-wiecznych kawiarniach, kobiety dopuszczono do udziału w dyskusjach dopiero po pewnym czasie. W dzisiejszych demokracjach europejskich ten problem nie występuje, a jednak pojawiają się inne, takie jak brak kompetencji do udziału w debacie. Jeśli dyskutowane kwestie nie są dla obywateli zrozumiałe, trudno mówić o realnej deliberacji. Trudno też jednak oczekiwać, by obywatele wypowiadali się we wszystkich kwestach, dlatego mogą polegać na ekspertach, którzy ich reprezentują. Na tym polegał bydgoski ruch obywatelski, którego uczestnikami byli przedstawiciele środowisk kultury, a nie ogół mieszkańców. Ruchy społeczne w kulturze spełniają więc warunki demokracji deliberatywnej, a ich rozwój w ostatnich latach w Polsce stawia pod znakiem zapytania tezę Wodzińskiego o regresie praktyk demokratycznych.
Polska deliberacja jest możliwa
Dzisiejsze oceny ruch obywatelskiego w Bydgoszczy nie są wolne od słów krytyki. W maju 2013 Rada wypracowała założenia do uaktualnienia polityki kulturalnej Bydgoszczy (Obywatelską Strategię Rozwoju Kultury). A jednak uczestnicy projektu przyznają, że od tamtej pory podjęto już niewiele działań. Zaangażowanie aktywistów przygasło, energia się wypaliła. Taki los spotykał jednak wiele ruchów obywatelskich, m.in. w Montrealu, gdzie w 2007 roku na fali przemiany miejskiej strategii kultury zorganizowano szeroko zakrojone konsultacje społeczne i publiczne debaty. Po kilku latach aktywności dynamika przemian znacznie zwolniła, a decyzyjność powróciła do rąk urzędników. Uczestnicy ruchu obywatelskiego pytają dziś: czy jest możliwy stabilny i długofalowy mechanizm deliberatywnej partycypacji obywatelskiej, jeśli ma ona charakter woluntarny i wynika z dynamiki zrywów społecznych?
W Polsce jako przeszkodę w realizacji praktyk deliberatywnych uważa się niski wskaźnik zaufania społecznego i instytucjonalnego, a także niechęć do podejmowania działań na rzecz otoczenia. A jednak nietrwałość ruchów obywatelskich to nie tylko nasz problem, nie powinna stanowić więc argumentu dla tych, którzy twierdzą, że deliberacja w Polsce nie może się udać. Co się tyczy zaś polskiej niechęci do działań na rzecz ogółu i obojętności wobec spraw społecznych – postawę obywatelską należy kształcić, między innymi właśnie poprzez stwarzanie możliwości brania udziału w debacie publicznej, która miałaby realny wpływ na podejmowane decyzje. Należy budować zaufanie.
dr Kamila Lewandowska