W panelu wzięli udział Siegmund Ehrmann (przewodniczący Komisji ds. Kultury i Mediów w Bundestagu), Maciej Englert (aktor i reżyser teatralny), Robert Kostro (dyrektor Muzeum Historii Polski), Paweł Potoroczyn (dyrektor Intytutu A. Mickiewicza) i Grażyna Torbicka (dziennikarka, dyrektorka Festiwalu Dwa brzegi). Moderowali: Piotr Kieżun i Grzegorz Brzozowski z Kultury Liberalnej.
Spotkanie dostarczyło dobrej okazji do panoramicznego spojrzenia na ostatnie dwadzieścia pięć lat wolności. Okres transformacji naznaczony był uprzedzeniem do pojęcia polityki kulturalnej, które kojarzyło się z centralnym sterowaniem. Ponadto, w pierwszych latach to nie kultura, ale problemy polityczne i ekonomiczne najbardziej interesowały władzę. Robert Kostro dokonał bilansu i wypunktował główne osiągnięcia tego okresu w kulturze. Po pierwsze, zniesienie cenzury i „wejście kultury na „wolny rynek”. Mimo otrzymywania dotacji, instytucje zaczęły myśleć w kategoriach „pozyskiwania widza”. Po drugie, reforma samorządowa w 1999 r. spowodowała powierzenie samorządom setek instytucji kultury, a Ustawa o działalności kulturalnej, przy wszystkich swoich słabościach, dała im duże możliwości działania. Nastąpiło uelastycznienie przepisów, między innymi w kwestii polityki kadrowej (większa elastyczność zwalniania i zatrudniania). Tym samym instytucje przestały przypominać urzędy administracyjne. Po 2000 roku, wraz z powołaniem instytucji, takich jak Instytut Adama Mickiewicza (2000), Instytut Teatralny (2003), Instytut Książki (2004), Narodowy Instytut Audiowizualny (2009), Instytut Muzyki i Tańca (2010), państwo zaczęło prowadzić politykę kulturalną przy pomocy licznych programów grantowych. Dynamiczne tworzenie i modernizowanie instytucji miało miejsce po 2004 roku, co było związane z pozyskiwaniem środków od Unii Europejskiej. Powstały takie giganty jak Filharmonia Szczecińska, Filharmonia Podlaska, Muzeum Historii Żydów Polskich. Cyfryzacja doprowadziła do kolejnych rewolucji.
Jednocześnie ostatnie lata przyniosły wiele sporów między władzami a przedstawicielami środowiska kulturalnego, które przełożyły się na wzrost aktywności obywatelskiej i przejęcie odpowiedzialności za politykę kulturalną przez aktywistów miejskich. Według Pawła Potoroczyna, polski „ruch oburzonych” w kulturze stanowił znaczący wkład do debaty o ekonomicznej roli kultury – „Przez ostatnie 25 lat to kultura uczyła się od biznesu, m.in. rozwiązań w sferze zarządzania. Dziś właściciele firm chcieliby mieć to, co posiada kultura – zsieciowanie instytucji, organizacje kreatywne i wrażliwe społecznie”. Paweł Potoroczyn wskazał również na brak proporcji między tym, co państwo daje kulturze (finansowanie na poziomie 1% PKB) oraz tym, co państwo od niej otrzymuje (kultura przynosi 3% dochodu PKB).
Kierunek myślenia Pawła Potoroczyna jest z pewnością słuszny, a jednak zawiera w sobie nieścisłość, bo 3% dochodu kreują nie tyle instytucje kultury dotowane przez państwo, co przemysły kreatywne (dane Instytutu Badań Strukturalnych). Trzonem przemysłów kreatywnych jest zaś działalność komercyjna, przez państwo nie dotowana. Argumentacja ekonomiczna w kulturze nie działa – przekonywał Maciej Englert – Zawsze bowiem można udowodnić, że za pieniądze, które pochłania jedna instytucja kultury, można by utrzymać dwadzieścia przedszkoli.
Co uczestnicy panelu rozumieją przez politykę kulturalną?
Według Macieja Englerta, polityka kulturalna to znalezienie właściwej proporcji między dwoma światopoglądami dotyczącymi finansowania kultury. Pierwszy, ukształtowany przed wojną zakładał, że subwencje przekazywane teatrom rozumiane są jako dopłata do widza. Wynikało to z przekonania, że teatrów repertuarowych nie można utrzymać z samej sprzedaży biletów. W myśl drugiego, światopoglądu po-transformacyjnego, państwo powinno dopłacać do poszukiwania i rozwoju artystów, a tym samym do powstawania nowej sztuki. Innymi słowy, należy stworzyć system stypendialny, który będzie umożliwiał poszukiwanie nowych dróg artystycznych.
Brak reform – oto, co jest dziś problemem kultury według Macieja Englerta. W nowej rzeczywistości teatry nie są już zarządzane przez rządową administrację, ale też nie podlegają prawom rynku. Między teatrami i urzędnikami brakuje porozumienia, bo gdy władza samorządowa liczy pieniądze, druga strona mówi o dokonaniach artystycznych. Wiele problemów natury administracyjnej wynika z pojawienia się nowych ustaw, np. prawa podatkowego, kodeksu pracy, czy zawierającego wiele niejasności prawa zamówień publicznych. Kultura podlega pod prawo, które nie jest do niej dostosowane, np. wprowadzenie sobót jako dni wolnych od pracy, podczas gdy spektakle w teatrach grane są głównie w weekendy. Stając w obliczu takich paradoksów, środowiska artystyczne bardzo boją się jakichkolwiek zmian, z reguły nie przynoszą one bowiem rozwiązań, tylko nowe problemy. Aktorzy wolą więc utrzymać przewidywalne status quo i za pomocą protestów hamują możliwe reformy. Takie działanie nie przynosi jednak nic dobrego, zwłaszcza, że w kulturze wciąż jest sporo do zrobienia. Jednym z zadań jest przyciągniecie pieniędzy prywatnych, czyli zaangażowanie biznesu. Kultura powinna się otworzyć na pozyskiwanie środków od przedsiębiorstw i filantropów, a przede wszystkim zmienić sposób myślenia o biznesie jako o „ciemnej masie”, która nie wie, na co ma dawać swoje pieniądze.
Według Grażyny Torbickiej, kultura staje się coraz bardziej niezależna od zmieniających się polityków. A jednak władza musi mieć świadomość, że kultura nie obroni się sama, potrzebuje bowiem wsparcia ideologicznego i finansowego. Ideologiczne wsparcie jest szczególnie ważne w przypadku pozyskiwania sponsorów. Biznes zainteresuje się kulturą, jeśli władza będzie dawać wyraz, że kultura jest ważna. Ponadto, szansa na pozyskanie partnera biznesowego zależy od poziomu edukacji kulturalnej, bo tylko ta firma wspiera kulturę, której prezes rozumie, że dzięki kulturze będzie miał lepszych, bardziej oddanych i kreatywnych pracowników.
Praca u podstaw i edukacja kulturalna potrzebna jest jednak nie tylko Polsce. Siegmund Ehrmann zgodził się z tezą, że potrzeba wyedukowanych i świadomych kulturalnie prezesów, aby kultura mogła liczyć na środki prywatne. Nawiązując do roli państwa w kulturze podkreślił, że odpowiedzialność za finansowanie kultury musi równoważyć się z zachowaniem autonomii artystycznej. Przypomniał, że podział administracyjny na autonomiczne landy wyniknął z lęku przed koncentracją władzy w dyktatorskich rękach, kojarzonej z czasami nazizmu. Konstytucje wszystkich landów zawierają zobowiązanie dot. ochrony kultury, a jednak, jeśli władze podpisują pięcioletnią umowę z dyrektorem teatru, nie wolno naruszać autonomii repertuarowej. Konwencja UNESCO dot. różnorodności kulturowej zobowiązuje państwa, aby dbały o dziedzictwo kulturowe, aby wspierały artystów i twórców oraz dialog wielokulturowy, ale to nie uprawnia władzy do naruszania wolności twórców.
Jak funkcjonować w kulturze w dzisiejszej rzeczywistości? Grażyna Torbicka podkreśliła rolę aktywności oddolnej. Wszystko zależy od tego, jak bardzo kreatorzy kultury będą zdeterminowani, aby realizować własne przedsięwzięcia. Państwo oferuje w tym obszarze wiele ułatwień, m.in. przez działanie instytucji takich jak Narodowe Centrum Kultury, Narodowy Instytutu Audiowizualny. Bilans dwudziestu pięciu lat wygląda jednak dobrze – mapa wydarzeń kulturalnych w Polsce jest bardzo różnorodna. Po zachłyśnięciu się kulturą Zachodu zaczynamy rozumieć, że to, co najcenniejsze, mamy u siebie.
dr Kamila Lewandowska