Na bieżąco: To ja też zaprotestuję!

Date of publication: 13.06.2011
Średni czas czytania 4 minutes
print
Dyskusja wokół Kuby Wojewódzkiego teoretycznie nie powinna nas zajmować. Pewnie jest tak, że faktycznie w Polsce naród chętniej się śmieje z dowcipów Marcina Dańca, które są zmurszałymi anegdotkami opisującymi już trochę nieaktualną rzeczywistość Polski prowincjonalnej. Pewnie naród gorzej przyswaja ironię, kpinę, wszystko to, co mówione w cudzysłowie, przerysowane, prowokacyjne. W Polsce wszystko musi być bezpieczne, nawet  żart. Dobrze nam w ciepełku, w którym najwyżej pochichramy z opowiastki o tym, jak pewien nieszczęśnik po obraniu stanu małżeńskiego nagle z dnia na dzień traci wolność i jedynym gestem anarchii oraz niezależności, na jaki go stać, jest palony ukradkiem na balkonie papieros.

W czasie tej krótkiej przerwy od paskudnej żony główny bohater jest oczywiście kuszony przez kolegów, którzy w niezwykle atrakcyjny sposób spędzają czas na ławce pod blokiem, zapijając zapewne swe towarzystwo Królewskim. To ja bym chciała teraz też coś oprotestować, korzystając ze sprzyjającego takim gestom klimatu.

Chciałabym powiedzieć, że też czuję się dyskryminowana. Nie przez Wojewódzkiego, choć półnagą dziewczynę, w jego programie podającą gościom wodę i w niewybredny sposób przez nich często komentowaną, mój protest też obejmuje. Czuję się dyskryminowana przez organizatorów opolskich kabaretonów i tego rodzaju imprez, na których Daniec może opowiadać swoje dowcipy. Nie sądzę, żeby żarty Wojewódzkiego w Esce były bardziej niebezpieczne dla stanu naszej świadomości i naszych uprzedzeń niż rojenia panów kabareciarzy.

Podnoszę protest przeciwko hipokryzji, która wybiórczo podnosi raban w imieniu naszej tolerancji. Nie lubię żartów z czyjegoś koloru skóry. Nie lubię żartów z instytucji małżeństwa, bo chyba nie ma w Polsce instytucji bardziej ośmieszonej. A nie lubię nie dlatego, że jest mi szczególnie bliska, tylko dlatego, że jakoś tak wyszło, że małżeństwo w naszej socjologii dnia codziennego równa się kobieta. A ta jak wiadomo uciśnia i kolonizuje męską wolność. Proponuję zatem, żeby następna burza o żart dotyczyła skeczy z opolskich czy sopockich nocy kabaretowych. Tym bardziej, że mają one zdecydowanie więcej odbiorców niż Eska.

I jakkolwiek pomysł koncertu inaugurującego prezydencję nie bardzo mi się podoba, to mam cichą nadzieję, że Ministerstwo pozwoli go zrobić Wojewódzkiemu. Nie dlatego, że nie lubię ludzi o innym kolorze skóry, tylko dlatego, że nie lubię odmiennych stanów polskiej mentalności.

Dziś w „Newsweeku” Wojewódzki mówi, że w Polsce kultura to dziwka, na której politycy starają się zarobić w stosownych momentach. Ta metafora też nie bardzo mi odpowiada, nie dlatego, że lubię naszą władzę, ale dlatego, że dziwka to też kobieta. A może kultura ma dziś twarz pewnego pana z telewizji, którego wyciąga się z zanadrza, gdy czas coś z wyborcami ustalić?

Ola Ratajczak