Kobiety, których nie ma

Date of publication: 06.06.2011
Średni czas czytania 5 minutes
print
Kiedyś, mały chłopiec w szkole, gdzie prowadziłam zajęcia antydyskryminacyjne powiedział mi, że moje zajęcia są bez sensu, bo wszyscy wiedzą, że dziewczyny są głupsze od chłopców, bo w historii wszyscy wynalazcy to mężczyźni. Zanim zdążyłam mu wytłumaczyć, że kobietom aż do XX wieku nie pozwalano studiować, a wysiłki socjalizacyjne szły w kierunku zrobienia z nich matek i żon – zobaczyłam twarze dziewczynek. Wyrażał się na nich strach, zażenowanie, smutek. Zdałam sobie sprawę, że cała klasa w gruncie rzeczy zgadza się z wypowiedzią chłopca.

Był to jeden z wielu powodów, dla których postanowiłam zrobić projekt Cała w pikselach. W  tym projekcie zajęliśmy się kobietami, których historii nie nie ma w podręcznikach, a jeśli są, to pokazane w sposób stereotypowy i często przekłamany. Pisaliśmy o nich piosenki i robiliśmy grę internetową. Warsztaty prowadziliśmy równocześnie w zakładzie poprawczym i warszawskich gimnazjach.

Na początku pewne rzeczy musiałam tłumaczyć na bardzo podstawowym poziomie. Dziewczyny w zakładzie pytały mnie dlaczego zajmujemy się tylko kobietami. I zgadywały:

– Acha, to chodzi o to, że kobiety są lepsze?

Nie, nie chodzi o to, kto jest lepszy, a kto jest gorszy, tylko o to, że ucząc się historii w szkole ma się wrażenie, że tworzyli ją tylko mężczyźni, a przecież to nie jest prawda. Chodzi też o to, że jest dużo mechanizmów, które utrudniały kobietom zapisanie się w historii. Warto poznać te mechanizmy. Wtedy można na przykład zrozumieć, dlaczego wśród odkrywców jest tak mało kobiet.

Nawojka, Wanda Gertz, Maria Curie-Skłodowska, sufrażystki. Były to imiona i nazwy często słyszane po raz pierwszy. Powoli, wspólnie nadawałyśmy im znaczenie.

W gimnazjum warsztaty były otwarte zarówno dla dziewcząt, jak i dla chłopców. Pamiętam taką sytuację – pracowaliśmy nad biografią Marii Curie-Skłodowskiej. Jestem chemiczką, fizyczką, maniaczką, zaklinaczką… - zaproponowała jedna z grup dziewcząt.

Podeszłam do grupy chłopców, którym pisanie nie szło. Zaczęłam podsuwać im różne pomysły. Słuchali mnie w skupieniu. Próbowali coś napisać, ale nic nie wychodziło. W pewnym momencie poczułam się dziwnie, nie na miejscu, poczułam zażenowanie. Żeby napisać dobrą piosenkę o kimś, trzeba umieć się utożsamić z tą osobą. Mówić jej ustami

Jestem chemiczką, fizyczką, maniaczką, zaklinaczką…

Dziewczynki potrafią się utożsamić z tym co męskie – to co męskie wydaje się uniwersalne. Chłopców nie uczy się wchodzenia w skórę kobiecych bohaterek.

Chłopcy nie potrafili spełnić zadanego przez mnie zadania. A ja czułam się dziwnie, próbując ich do tego namówić, chociaż przecież sama od dzieciństwa utożsamiałam się z męskimi bohaterami – Tomkiem Sawyerem, tarzanem, królami polskimi, panem Tadeuszem. Pisałam o nich wypracowania. Uczyłam się mówić ich ustami.  A teraz ja – feministka – czułam się niezręcznie. Jakby nie było języka, żeby opowiedzieć coś tak prostego, jak historia pewnej kobiety.

Na szczęście czym dłużej pracowaliśmy nad historiami tym poczucie zażenowania i niezręczności było mniejsze. W sobotę odbył się finałowy koncert. Jeden chłopiec zaśpiewał o Wandzie Gertz. Z przekonaniem, rytmicznie ruszając się na scenie. Było widać, że czuje się swobodnie, pewnie, że mu to pasuje.