Aktywność ludzka na rzecz innych może mieć, najogólniej rzecz biorąc, dwa podstawowe cele. Albo zmierza ku zaradzeniu bieżącym problemom – głodnych trzeba nakarmić a bosym kupić buty – albo stara się rozpoznać przyczynę, dla której ktoś jest głodny lub bosy, by zaradzić problemowi raz na zawsze, poprzez zmianę systemu. To drugie działanie jest żmudne, czasochłonne i często obarczone niewiarą obserwatorów w możliwość faktycznej, systemowej zmiany. Niemniej jednak są tacy, którzy się go podejmują zgodnie z zachętą wyrażoną przez Vaclava Havla: nawet czysto moralny akt, który nie niesie nadziei na żaden natychmiastowy, widoczny rezultat, może stopniowo i pośrednio nabrać politycznego znaczenia. Tu zaczyna się żmudna praca, której celem jest przekonanie decydentów, że rezultat wart jest dokonania sporej nieraz zmiany.Tekst Anny Mazgal.
Aby dokonać skutecznej przemiany „political won’t” w „political will”[1], trzeba mieć cel, strategię jego komunikowania, sojuszników oraz dobre rozeznanie w przeciwnościach (i przeciwnikach) sprawy, którą się reprezentuje.
Instrument strategicznie ukierunkowanej, politycznej namowy znany jest we wszystkich dziedzinach życia społecznego. W gospodarce, gdzie stosowany jest przez grupy interesu w sposób najbardziej medialnie widoczny, w innych dziedzinach przez grupy uznane za marginalizowane (czy też ich rzeczników – bo jednym z wyznaczników i kół zamachowych wykluczenia wydaje się być niemożność skutecznego wystąpienia we własnej sprawie), do spraw społecznie czy etycznie istotnych, których rzecznicy występują w interesie ogółu czy na rzecz dobra publicznego. Działalność tę określają dwa pojęcia, których jednak nie uważa się za synonimy: lobbing i rzecznictwo.
Argument moralnej przewagi
Nazwę „lobbing”, przyswoiły sobie głównie środowiska biznesowe i gospodarcze. Pochodzi ona od angielskiego słowa „lobby”, które oznacza korytarz, przedsionek, czy też kuluary, w których przedstawiciele grup interesu od zawsze zaczepiali decydentów by przedstawić im swoje postulaty. Pojęcia rzecznictwa nie stosuje się w kontekście interesu ekonomicznego. Uprawiają je kierowani poczuciem sprawiedliwości społecznej rzecznicy grup żyjących w materialnym lub niematerialnym deficycie. Bywa, że rzecznictwo odbywa się także w imieniu ogółu społeczeństwa. Dragan Klaić w swoim tekście „Orędownictwo na rzecz kultury”[2] twierdzi, że „[n]ależy jednoznacznie rozgraniczyć orędownictwo, które ma charakter niekomercyjny, od lobbingu stosowanego przez liczne sektory przemysłu i przedsięwzięcia komercyjne”[3]. Nawet jeśli instrumenty stosowane przez użytkowników obu pojęć będą takie same, w praktyce rzecznictwo odróżniane bywa od lobbingu na podstawie moralnej przewagi celów, jakim służy.
Czy zatem działacze i aktywiści świata kultury będą lobbystami, czy rzecznikami? Klaić uznaje, iż rzecznictwo reprezentuje dziedziny, których „zasoby instytucjonalne, kolektywy i przedstawiciele organizują się w efektywne platformy, wyznaczające rolę aktywizmu w społeczeństwie obywatelskim” i włącza w katalog tych dziedzin „niekomercyjną produkcję kulturalną”.
W polskim, czy nawet środkowoeuropejskim kontekście, lobbing nie kojarzy się pozytywnie. Czy uznawanie, że przy promowaniu zmian systemowych w dziedzinie kultury mamy do czynienia z moralnie czystszym i etycznie lepszym rzecznictwem ma jednak sens? A może staje się ono opakowaniem z abstrakcyjnych wartości ukrywającym wymierne interesy aktorów świata kultury przed tymi, którzy powinni być reprezentowani?
Aktorzy kultury
O ile ostrożność, jaką niektórzy wykazują odnośnie lobbingu wynika z tego, że utożsamiany jest z ekonomicznym interesem tego, kto go w danej sprawie uprawia, o tyle rzecznictwo obarczone jest innym „grzechem głównym”. Często jest się rzecznikiem pewnej sprawy lub występuje się w imię pewnych wartości[4], ale czy adwokaci dobra publicznego dostatecznie często dyskutują o tym, jak dobro to powinno być rozumiane, zwłaszcza gdy poszczególne grupy różnie je nazywają? I czy grupy społeczne czy ogół obywateli, których interesów się strzeże, mają świadomość, że ktoś w ich imieniu z danym postulatem występuje?
Każda sprawa, a zwłaszcza postulat systemowy, który ma szanse trwale coś zmienić, ma olbrzymią grupę interesariuszy, których cele mogą być zbieżne, ale też mogą wzajemnie się wykluczać. Wystarczy spojrzeć na listę nazwisk pod podpisanym 14 maja 2011 Paktem dla Kultury[5], by zorientować się, że pierwsi jego sygnatariusze reprezentują bardzo różne środowiska: artystów, dziennikarzy, organizacje pozarządowe (kulturalne i wspierające), stowarzyszenia producenckie, instytucje kultury oraz oczywiście rząd. Lista osób, które poparły Pakt jest jeszcze bardziej zróżnicowana. Każda z wymienionych grup może mieć odmienne racje, jeśli nie interesy. Administracja i decydenci zwykle bardzo ostrożnie podchodzą do postulatów skutkujących zwiększeniem wydatków, ponieważ oprócz politycznego widzimisię na dyskutowany postulat obowiązuje ich jeszcze dyscyplina wydatków publicznych i zasada racjonalnego gospodarowania. Organizacje pozarządowe mogą chcieć większej dostępności funduszy właśnie ale i samego procesu decyzyjnego w kulturze, by zapewnić bardziej sobie, jeśli nie wpływ, to przynajmniej możliwość wglądu w ten proces. Artyści mogą chcieć tworzyć w sprzyjających warunkach, w ich interesie zatem jest większa dostępność kultury dla jej uczestników – i tak dalej.
Pakt dla Kultury jest efektem ponad półrocznego procesu, w którym ujawniały się te oraz inne interesy. Oczywistością jest stwierdzenie, że wskazanie ważniejszych i mniej ważnych to niezwykle trudne zadanie. W procesie przygotowania postulatów, które mają się stać przedmiotem rzecznictwa często z resztą nie o to chodzi, a raczej o to, by nie pominąć ważnych interesariuszy lub nie przyjąć rozwiązań, które ich by wykluczały. Jest to część odpowiedzialności rzecznika, który nie chce być nazywany lobbystą.
Świadomość i odpowiedzialność
Ważnym elementem rzetelnie prowadzonego rzecznictwa jest dbałość o to, by ci na których się powołujemy, mieli tego świadomość. Paradoks polega na tym, że (wydawałoby się) konieczne ujawnienie postulatu może powodować wzrost zainteresowania nim i w rezultacie zmiany nie będące po myśli rzeczników. Kolejny często popełniany grzech, to niezachwiane przekonanie rzecznika, że wie lepiej co jest potrzebne tym, których reprezentuje.
Należy zaznaczyć, że nie zawsze perspektywa użytkownika systemu jest wyczerpująca. Do każdej niedogodności można się w końcu przyzwyczaić, a nie tęskni się za tym, czego się nie zna. Jeśli bilety do teatru zawsze były drogie, mieszkańcy mogą myśleć, że tak po prostu musi być, a jeśli nie byli w bibliotece, która pełni rolę lokalnego centrum kultury, to nie przyjdzie im do głowy, że to fajne miejsce. Rzecznik powinien zawsze skonfrontować swoją wiedzę i pomysły z tymi, których one bezpośrednio dotyczą, bo tylko w ten sposób jest szansa na zakorzenienie rozwiązań w społeczności. Mizerne skutki „wiedzenia lepiej” obrazuje przykład projektu artystycznego kolektywu Zmiana Organizacji Ruchu na osiedlu Dudziarska w Warszawie, gdzie mieszkańcy poczuli się instrumentalnie potraktowani ponieważ nikt nie skonsultował z nimi projektu namalowania olbrzymich czarnych kwadratów na elewacji bloków[6].
Pieniądze i rzecznicy
Bywa, że w rzecznictwie, tak jak i w lobbingu, chodzi o pieniądze. Mimo że, jak chce Dragan Klaić, rzecznictwo ma w odróżnieniu od lobbingu charakter niekomercyjny, to jednak zdarza się lobbowanie za ideą oraz rzecznictwo sprawy, której istotnym aspektem jest konieczność uwolnienia większych środków. Istotnym elementem Paktu dla Kultury są kwestie finansowania tejże, w tym postulat stopniowego podniesienia wydatków do poziomu 1% budżetu państwa[7].
To co istotne w rzecznictwie, które aspiruje do bycia więcej niż lobbingiem, to patrzenie dalej niż horyzont finansowy postulatu. Z drugiej strony, zmiana systemowa zwykle kosztuje. Nie ma co udawać, że nie o pieniądze chodzi, bo wielu rzeczy nie da się inaczej zrobić. Rodzaj transferu i to, jak środki będą przepływać, powinny interesować rzeczników spraw społecznie istotnych zwłaszcza, jeśli wydawane będą pieniądze publiczne.
Obywatele kultury
Prof. Zygmunt Bauman pisze, że twórcy kultury i urzędnicy od kultury „powodowani są takim samym pojmowaniem swojej we wspólnym świecie roli i jej przeznaczenia, jakim jest uczynienie wspólnego im świata innym, niż pozostawałby czy stałby się bez ich ingerencji i wkładu w jego stan i funkcjonowanie. Jedni i drudzy żywią (niebezzasadne) wątpliwości co do tego, czy porządek rzeczy, aktualnie istniejący czy pożądany, mógłby się ostać czy powstać o własnych siłach i bez ich udziału.”[8] Gdzieś pomiędzy nimi są uczestnicy czy też, wg terminologii 2.0, użytkownicy kultury. To do nich wszystkich – do nas wszystkich – należy kultura. Aby „czynić wspólny nam świat innym” w sposób rzetelny i społecznie akceptowany, winniśmy o przyszłym kształcie świata kultury debatować.
Lobbing od rzecznictwa różni bowiem tak naprawdę jedno: ten pierwszy ma prawo reprezentować swój wyłączny interes bez oglądania się na innych i poddać go subiektywnej ocenie decydentów. Rzecznictwo wyrasta zaś na forum starcia rozlicznych interesów, gdzie są one konfrontowane z tym, jak dobro wspólne rozumie możliwie szerokie grono interesariuszy kultury.
Oczywiste jest przy tym, że nie ma jednej definicji dobra wspólnego. Zmienia się ona w czasie i pod wpływem nowych okoliczności. Dlatego też nie wystarczy raz usiąść do stołu i umówić się co do kształtu ważnych dla kultury postulatów, takich jak np. te zawarte w Pakcie dla Kultury. Jego twórcy powinni co jakiś czas wspólnie sprawdzać, czy Pakt nadal realizuje postawione przed nim cele.
Anna Mazgal jest ekspertką Ogólnopolskiej Federacji Organizacji Pozarządowych i członkinią Obywatelskiego Forum Legislacji przy Fundacji im. S. Batorego. Z ramienia OFOP jest Przewodniczącą European Network of National Associations i członkinią komitetu sterującego Affinity Group of National Associations w CIVICUS World Alliance of Citizen Participation. Członkini redakcji tygodnika „Kultura Liberalna” (kulturaliberalna.pl), stale współpracuje z portalem www.ngo.pl.
[1] Por.: “From Political Won’t to Political Will. Building Support for Participatory Governance.” to interesująca pozycja na temat rządzenia z udziałem obywateli. (Kumarian Press, 2009)
[2] Tekst dostępny na www Europejskiego Kongresu Kultury: http://www.culturecongress.eu/ngo/ngo_bestpractice_klaic .
[3] Tłumacz zdecydował się na użycie słowa „orędownictwo”, chociaż w literaturze przedmiotu i w praktyce działania organizacji pozarządowych w Polsce przyjął się termin „rzecznictwo” jako odpowiednik angielskiego „advocacy”.
[4] Za: Rzecznictwo w organizacjach pozarządowych. Wstęp., Piotr Frączak; (w:) Frączak P., Mazgal A.,
Rzecznictwo krok po kroku – jak się organizować, ustalać stanowiska oraz skutecznie dopominać się o swoje prawa, Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych, Warszawa (2007)
[5] link: http://obywatelekultury.pl/2011/05/podpisalismy-pakt-dla-kultury-podpisz-sie-i-ty/
[6] Więcej o tym projekcie, jego lokalnej recepcji oraz społecznie zakorzenionych działaniach innych twórców, np. Pawła Althamera pisze m. in. Aleksandra Niżyńska, w Street art jako alternatywna forma debaty publicznej w przestrzeni miejskiej, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2011
[7] Punkt VII par. 2 Paktu, w brzmieniu: „Rząd, poprzez odpowiednie działania we współpracy z sygnatariuszami Paktu, doprowadzi do osiągnięcia poziomu co najmniej 1% nakładów na kulturę w budżecie państwa poczynając od roku 2012 w perspektywie do 2015 roku. Do wydatków tych nie wlicza się środków samorządowych i europejskich (za wyjątkiem tzw. wkładu krajowego do projektów i programów finansowanych ze środków UE realizujących postanowienia Paktu).”
[8] Cytowane z tekstu Kultura między państwem a rynkiem, zamieszczonego na stronie www Europejskiego Kongresu Kultury, na podst. książki Zygmunta Baumana „Kultura w płynnych czasach”