Bądź kreatywny lub zgiń!

Date of publication: 05.11.2014
Średni czas czytania 11 minutes
print

W ostatni numerze Res Publiki Nowej „Przymus kreatywności” (3/2014) autorzy artykułów zastanawiają się jakie warunki muszą zaistnieć, aby Polska stała się krajem nowoczesnym, innowacyjnym, przedsiębiorczym i łatwo adaptującym się. Jednocześnie, w tym samym numerze próbuje się zdefiniować politykę kulturalną i zadania państwa wobec kultury, a także zadania kultury wobec społeczeństwa i gospodarki. Czy rzeczywiście kwestie polityki kulturalnej i polityki innowacyjności są tak ściśle ze sobą powiązane?

W ostatnich latach nic tak nie wpłynęło na politykę kulturalną jak temat „kultury i rozwoju”. Kultura ma już nie tylko wpływać na rozwój jednostek i społeczeństw, ale rozwój ten powinien mieć daleko idące konsekwencje dla wdrażania nowoczesnych rozwiązań i stymulowania przedsiębiorczości. O koncepcji instrumentalizacji kultury pisałam niedawno na łamach tego bloga, dziś chciałabym pokazać praktyczne konsekwencje krzewienia tej doktryny.

Jak to się stało, że kulturę zaczęto wiązać z innowacyjnością w gospodarce? Fetyszyzacja kreatywności i pogoń za innowacją spowodowały wysyp teorii na temat tego, czym jest twórcze myślenie oraz czy można je pobudzać, i jak. Uwierzyliśmy w to, że „każdy jest kreatywny”, o czym przekonywali nas nie tylko pojawiający się jak grzyby po deszczu trenerzy personalni i mówcy motywacyjni, ale i ludzie nauki. Przykładem reprezentującym oba obozy jest Sir Ken Robinson, były akademik i utalentowany, tryskający brytyjskim poczuciem humoru mówca. Stał się popularny po tym, jak na konferencji TED nawoływał do zmiany systemu edukacji szkolnej na bardziej liberalny i zachęcający uczniów do odkrywania i rozwijania własnych pasji. Według Sir Robinsona, szkoła zabija kreatywność, która od dziecka drzemie w każdym z nas.

Jak można zdefiniować kreatywność? Posłużę się zwięzłą definicją badacza kreatywności Keitha Sawyera: to sposób myślenia prowadzący do wygenerowania oryginalnych i aplikowalnych rozwiązań. W ostatnich latach można zauważyć pewien przełom w podejściu do kreatywności. Przestano ją uważać za cechę wyłącznie wyjątkowych jednostek, które swoją pracą przyczyniają się do powstania czegoś „zupełnie nowego”. Kreatywność stała się sposobem myślenia, którego każdy człowiek może doświadczać na co dzień. Zaczęto rozróżniać poziomy natężenia kreatywności wedle koncepcji Big C – little c („dużego K i małego k”). „Duże K” charakteryzuje geniuszy lub ludzi wyjątkowo twórczych, którzy dostarczają nowatorskie koncepcje i rozwiązania. „Małe k” oznacza kreatywne podejście do realizowania zadań, niekoniecznie jednak prowadzi do odkrywania czegoś oryginalnego. To właśnie „małe k” i teorie o kreatywności tzw. miękkiej, której może doświadczać każdy z nas, dały nadzieję na stworzenie innowacyjnego społeczeństwa. Nagle słowa artysty Josepha Beuysa z roku 1978 „Every Man is An Artist” zabrzmiały jak obietnica świetlanej przyszłości.

Demokratyzacja pojęcia kreatywności wynika z założenia, że jest to umiejętność, której można uczyć. I tu właśnie pojawia się kultura i sztuka w roli „motoru gospodarki”. Działalność artystyczną, jako jedną z najbardziej twórczych form aktywności ludzkiej, zaczęto uważać za nieodłączny komponent kształcenia kreatywnego. Raporty przygotowywane przez agencje badawcze, m.in. The Impact of Culture on Creativity (KEA European Affairs na zlecenie Komisji Europejskiej) udowadniały, że kreatywność charakteryzująca działalność kulturalną (ang. culture-based creativity) jest integralnym elementem ekonomii post-industrialnej. „Artyści i ludzie kreatywni są kluczowym ogniwem rozwoju, bo tworzą idee, metafory i znaczenia, które stymulują sieciowanie społeczne i dostarczają nowych doświadczeń”. Według raportu, kreatywność artystyczna napędza technologiczne i naukowe innowacje.

Przypisywanie kulturze roli czynnika napędzającego innowacyjność miało różnego rodzaju konsekwencje w sferze edukacji. Wydaje się, że najszerszym echem kwestia ta odbiła się w edukacji amerykańskiej (co nie powinno dziwić). Miejsce dla sztuki w nauczaniu pojawiło się zwłaszcza wraz z naciskiem na kształcenie interdyscyplinarne. I tak do akronimu “STEM” (science, technology, engineering, mathematics), oznaczającego zintegrowane nauczanie wymienionych dziedzin, dodano A (od Arts rozumianego szeroko, jako fine arts – sztuka, liberal arts – humanistyka i social arts – nauki społeczne). Inicjatywa „STEM to STEAM” została zapoczątkowana w 2006 roku przez Georgette Yakman, wówczas studentkę Virginia Polytechnic. Ruch ten ma na celu wkomponowanie edukacji artystycznej i elementów humanistyki do nauk ścisłych. Celem jest stworzenie bardziej zrównoważonego systemu nauczania, poprzez łączenie kompetencji społecznych, emocji i wyobraźni z umiejętnościami „twardymi’ i wiedzą.

Innym, bardziej bezpośrednim przejawem wykorzystywania sztuki w nauczaniu przyszłych innowatorów i przedsiębiorców jest włączanie przez najlepsze amerykańskie uczelnie zajęć artystycznych do programów kształcenia liderów. Na Massachusetts Institute of Technology i University of Chicago przyszli menadżerowie uczą się zarządzania poprzez sztukę, np. biorą udział w samodzielnej produkcji filmowej. Na Uniwersytecie Stanforda wszyscy studenci pierwszego roku są zobowiązani do uczęszczania na zajęcia ze sztuki (opisał to swego czasu The Economist). Podobne przykłady, choć na mniejszą skalę, można zauważyć w Europie. Oxford University oferuje studentom kurs Leadership as a Performing Art prowadzony przez dyrygenta chóralnego Petera Hanke. W Kopenhaskiej Szkole Biznesu działa zaś Centrum Sztuki i Zarządzania, które prowadzi badania nad powiązaniem sztuki i przywództwa oraz wykorzystuje metody związane z działaniem artystycznym w kształceniu przyszłych menadżerów. Edukację poprzez sztukę próbują wdrażać także korporacje, poprzez wykorzystanie interwencji artystycznych. Polegają one na wykorzystywaniu technik artystycznych do kształcenia w pracownikach kreatywnego podejścia, zachęcenia ich do przełamywania schematów, podejmowania odpowiedzialnego ryzyka i improwizacji. Richard Berkley pisze w Res Publice Nowej o siedzibie jednej z warszawskich międzynarodowych korporacji, w której stworzono salę do słuchania muzyki. Po co? Bo, jak pisze Berkley: „Muzyka rozwija zdolność słuchania i dzielenia się pomysłami, zachęca do zrewidowania i polepszenia przygotowanych już raportów i projektów, a nade wszystko – motywuje do pracy na rzecz wspólnego celu.”. Jaka korporacja nie marzyłaby o takiej postawie pracowników?

Czy włączanie sztuki do edukacji na różnych poziomach spowoduje podnoszenie poziomu przedsiębiorczości i gospodarczej pozycji państw? Taka wizja jest z pewnością atrakcyjna i istnieją na to pewne dowody. W wywiadzie dla Res Publiki Nowej dyrektor Biblioteki Narodowej Tomasz Makowski powołuje się na raport Polska 2030. Trzecia fala nowoczesności przygotowany pod kierownictwem ministra Michała Boniego. Z badań zawartych w raporcie wynika, że poziom kreatywności w krajach europejskich jest zbieżny z ich poziomem czytelnictwa. W obu obszarach Polska nie wypada najlepiej. Ponury obraz polskiej gospodarki kreśli też Grzegorz Lewicki wskazując, że ze względu na brak strategicznych gałęzi przemysłu, Polska jest w pełni zależna od zagranicznego kapitału i innowacyjności Europy Zachodniej. Skoro tak, to jest dużo do zrobienia.

Pytanie tylko, jaka rolę w tej ogólnej „strategii uinnowacyjniania” miałaby odgrywać polityka kulturalna. Nikt raczej nie wątpi, że społeczeństwo o wysokich kompetencjach kulturalnych, na co w zdecydowanych stopniu wpływa partycypacja i edukacja kulturalna, jest bardziej otwarte i twórcze. Należy to na każdym kroku podkreślać. A jednak traktowanie kultury jako „narzędzia”, do czego w swoim tekście dla Res Publiki Nowej namawia Marta Sienkiewicz, stwarza niebezpieczną konieczność ewaluacji efektów jego stosowania. Jak wiadomo, efekty partycypacji w kulturze są odległe w czasie oraz nie dają się bezpośrednio uchwycić. Ponadto, sama twórczość artystyczna, należy przecież do kategorii działań kreatywnych, wymaga wychodzenia poza normy i schematy, podejmowanie ryzyka oraz tolerancji dla popełniania błędów. Podporządkowanie działalności kulturalnej wskaźnikom „ukreatywniania” społeczeństwa odsuwa ją od eksperymentowania, czyli właśnie kreatywności. Choć podkreślanie znaczenia i roli kultury jest ważne, należy to robić z rozwagą. Nie traktujmy kultury jak pigułki na wszystko.

dr Kamila Lewandowska