Settings and search
Śląska szkoła architektury - Robert Konieczny i Katarzyna Furgalińska
Śląska szkoła architektury to bardziej zjawisko na architektonicznej mapie kraju niż rzeczywisty prąd architektoniczny. Zdecydowanie łatwiej wymienić nazwiska jej przedstawicieli aniżeli charakterystyczne obiekty, a to dlatego, że „śląska szkoła” to przede wszystkim sposób myślenia, a nie dogmat stylistyczny czy formalny.
Śląska szkoła architektury to bardziej zjawisko na architektonicznej mapie kraju niż rzeczywisty prąd architektoniczny. Zdecydowanie łatwiej wymienić nazwiska jej przedstawicieli aniżeli charakterystyczne obiekty, a to dlatego, że „śląska szkoła” to przede wszystkim sposób myślenia, a nie dogmat stylistyczny czy formalny.
Istotą zjawiska jest silny background, który śląscy architekci nabywają na gliwickim Wydziale Architektury i który determinuje ich przyszłe poczynania, nadając ich twórczości pewien, czasem bardzo subtelny, wspólny mianownik.
Wciąż żywa na Śląsku tradycja modernizmu, sięgająca korzeniami międzywojennego funkcjonalizmu, czerpiąca z późnego modernizmu lat powojennych, a znajdująca obecnie kontynuację w stylu, który można określić pojemnym pojęciem „neomodernizmu”, w połączeniu z tradycją industrialną i postindustrialnym śląskim krajobrazem, sprawiają, że śląscy architekci rzadko ulegają pokusie stosowania wizualnych fajerwerków i poszukują raczej rozwiązań efektywnych niż efektownych. Konsekwentnie wpajana projektantom dyscyplina myślenia sprawia, że proces projektowy zostaje sprowadzony niemal do postaci równania matematycznego, a prezentacja jego finalnego efektu do formy wywodu logicznego. W rezultacie otrzymujemy architekturę dobrej jakości – rzetelną, poprawną i pozbawioną zbędnych ozdobników. Architekturę, która często skutkuje wygranymi w konkursach, gdyż „zabija” bezkompromisowością i konsekwencją, bezbłędnie trafiając w sedno problemu.
Na czym polega jej słabość? Siłą rzeczy, operując już wcześniej zdefiniowanymi pojęciami, rzadko występuje w niej element zaskoczenia, często zwyczajnie brakuje jej „wartości dodanej”, czegoś ulotnego, co sprawi, że będzie wielka, a nie tylko poprawna.
Niewątpliwie zatem jest to pewien paradoks, że o wyjątkowości śląskiej architektury decyduje jej poprawność, powściągliwość i pragmatyzm – pojęcie „śląska szkoła architektury” zaczyna być czytelne i jednoznacznie pozytywne dopiero w szerszym kontekście polskiej codzienności architektonicznej, pełnej tandety, bylejakości i plebejskiego przepychu.
Istotą zjawiska jest silny background, który śląscy architekci nabywają na gliwickim Wydziale Architektury i który determinuje ich przyszłe poczynania, nadając ich twórczości pewien, czasem bardzo subtelny, wspólny mianownik.
Wciąż żywa na Śląsku tradycja modernizmu, sięgająca korzeniami międzywojennego funkcjonalizmu, czerpiąca z późnego modernizmu lat powojennych, a znajdująca obecnie kontynuację w stylu, który można określić pojemnym pojęciem „neomodernizmu”, w połączeniu z tradycją industrialną i postindustrialnym śląskim krajobrazem, sprawiają, że śląscy architekci rzadko ulegają pokusie stosowania wizualnych fajerwerków i poszukują raczej rozwiązań efektywnych niż efektownych. Konsekwentnie wpajana projektantom dyscyplina myślenia sprawia, że proces projektowy zostaje sprowadzony niemal do postaci równania matematycznego, a prezentacja jego finalnego efektu do formy wywodu logicznego. W rezultacie otrzymujemy architekturę dobrej jakości – rzetelną, poprawną i pozbawioną zbędnych ozdobników. Architekturę, która często skutkuje wygranymi w konkursach, gdyż „zabija” bezkompromisowością i konsekwencją, bezbłędnie trafiając w sedno problemu.
Na czym polega jej słabość? Siłą rzeczy, operując już wcześniej zdefiniowanymi pojęciami, rzadko występuje w niej element zaskoczenia, często zwyczajnie brakuje jej „wartości dodanej”, czegoś ulotnego, co sprawi, że będzie wielka, a nie tylko poprawna.
Niewątpliwie zatem jest to pewien paradoks, że o wyjątkowości śląskiej architektury decyduje jej poprawność, powściągliwość i pragmatyzm – pojęcie „śląska szkoła architektury” zaczyna być czytelne i jednoznacznie pozytywne dopiero w szerszym kontekście polskiej codzienności architektonicznej, pełnej tandety, bylejakości i plebejskiego przepychu.