Przełomy i śluzy - Paweł Płoski

Date of publication:
Średni czas czytania 7 minutes
print
Jedno wiemy na pewno. Zmiana ustroju nie okazała się dla polskiego teatru momentem gwałtownego przełomu. Musiało minąć kilka lat, żeby w życiu teatralnym zaczęła się przemiana.
Można wskazać rok 1997 jako „ów rok”, w którym rzecz się dokonała. Rangi symbolu nabiera fakt, że tego samego dnia – 18 stycznia 1997 – na stołecznych scenach zadebiutowali dwaj reżyserzy. W Teatrze Rozmaitości – dopiero co objętym przez Piotra Cieplaka – Grzegorz Jarzyna wystawia „Bzik tropikalny” Witkiewicza. W Teatrze Dramatycznym premierę ma „Elektra” Sofoklesa w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego.
Jedno wiemy na pewno. Zmiana ustroju nie okazała się dla polskiego teatru momentem gwałtownego przełomu. Musiało minąć kilka lat, żeby w życiu teatralnym zaczęła się przemiana.
Można wskazać rok 1997 jako „ów rok”, w którym rzecz się dokonała. Rangi symbolu nabiera fakt, że tego samego dnia – 18 stycznia 1997 – na stołecznych scenach zadebiutowali dwaj reżyserzy. W Teatrze Rozmaitości – dopiero co objętym przez Piotra Cieplaka – Grzegorz Jarzyna wystawia „Bzik tropikalny” Witkiewicza. W Teatrze Dramatycznym premierę ma „Elektra” Sofoklesa w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego.

Jest data. Jest efektowny zbieg okoliczności. Powinno wystarczyć na przełom. Jednak prof. Zbigniew Raszewski doradzał więcej powściągliwości przy stosowaniu cezur w dziejach teatru. Wielki historyk zwracał uwagę na istnienie „przełomu, który trwale zmienia charakter życia teatralnego, ale sam też może trwać kilka lat”. Dla takiego przedłużającego się przełomu wskazywał zgrabny termin – śluza – „która jest malutkim odcinkiem rzeki, a odgrodzona zarówno od górnego jak od dolnego biegu, choć nie ma własnych źródeł, miewa własny stan wód”.

Rangę symbolu premiery „Bzika” i „Elektry” nabierają dopiero z perspektywy kolejnych lat. Przecież tylko spektakl Jarzyny obwołano wydarzeniem, a popremierowy taniec reżysera przeszedł do anegdoty. Stylizowana „Elektra”, przefiltrowana przez konflikt bałkański, została przyjęta z rezerwą. Można dorzucić kilka wydarzeń do listy tych, które tworzyły atmosferę zmiany. Dwa miesiące później, 21 marca 1997 roku, Anna Augustynowicz wystawia sztukę „Moja wątroba jest bez sensu albo zagłada ludu” Wernera Schwaba. Kolejny symbol nowego języka teatru, nowych tematów, dla których znajdzie się więcej miejsca na scenie. Urokowi końcówce tego obfitego sezonu dodaje premiera Teatru Współczesnego w Warszawie – Maciej Englert znakomicie wystawia „Tango” Mrożka. Recenzenci na prawicy lokują „Artura naszych czasów” – niedaleko Cezarego Michalskiego, Bronisława Wildsteina, ojca Macieja Zięby, Dariusza Gawina i Adama Pawłowicza. No i Mariusza Kamińskiego... Gustaw Holoubek decyduje się ostatecznie objąć dyrekcję Teatru Ateneum po śmierci Janusza Warmińskiego. Teatr Studio po Grzegorzewskim otrzymuje Zbigniew Brzoza.

Jerzy Grzegorzewski odnawia Teatr Narodowy. Przedstawiciele środowiska przypuszczają, że reaktywacja Narodowego będzie okazją do przegrupowań, że narodowa scena mocno zamiesza w kształcie życia teatralnego. Ostatecznie tylko Teatr Studio odczuł boleśnie zmianę. W tym czasie w Starym Teatrze wrze. W 1996 roku jego dyrektorem została Krystyna Meissner, która popada w konflikt z zespołem artystycznym teatru. Obu stronom nie udaje się dojść do porozumienia. Ostatecznie, w 1998 roku, Meissner odchodzi. Na znak solidarności współpracę z teatrem zawieszają Jarocki, Lupa i Wajda.

Lata 1997 i 1998 to początek zmian, które stopniowo obejmowały polski teatr. Nowe pokolenie i nowa estetyka znajdowało powoli swoje miejsce. Kiedy możemy lokować koniec tego procesu „umacniania”? Kiedy „śluza czasowa” zaczęła się zamykać? Chyba w sezonie 2001/2002. Wtedy trzy teatry, poznański Polski, warszawskie Rozmaitości i wrocławski Współczesny, zdecydowały się na współpracę i wystawiły „Oczyszczonych” Sarah Kane w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego. Reżyser operując mistrzowską formą, wyraźnie pokazał, iż nie obchodzi go sama teatralność, czysty artyzm, sztuka dla sztuki – pisał Janusz Majcherek – niejako przepuścił ból Sarah Kane przez samego siebie i swoich aktorów. Przy całym pięknie formalnym jest to przedstawienie niejako poręczone osobiście i dlatego tak dotykające widzów.” „Oczyszczeni” sprowokowali gorącą dyskusję. Wybitne przedstawienie nie było osamotnione. Niedługo potem znów w koprodukcjach powstają kolejne inscenizacje ważnych współczesnych tekstów – poznański Polski i szczeciński Współczesny przygotują „Pasożyty” Mayenburga w reż. Augustynowicz, a Rozmaitości i Polski „4:48 Psychosis” Kane w reżyserii Jarzyny. Otwiera się też szansa dla Starego Teatru – Mikołaj Grabowski decyduje się objąć jego dyrekcję.

Jednocześnie dawni mistrzowie ustępują pola. Pod koniec sezonu 2001/2002, przy okazji premiery „Nie-Boskiej komedii” Jerzy Grzegorzewski ogłasza dymisję – po kilku sezonach bezpardonowych ataków medialnych na Teatr Narodowy, czyniących z z niego główny ośrodek „teatralnej konserwy”. Symboliczne też, że w tym sezonie swe ostatnie przedstawienia przygotowali dwaj reżyserzy, współtworzący oblicze polskiego teatru w II połowie XX wieku – Erwin Axer i Kazimierz Dejmek. I znów przypadek, premiery odbyły się tego samego dnia – 15 września 2001. W Teatrze Współczesnym w Warszawie „Wielkanoc” Strindberga w reżyserii Axera; w Teatrze Nowym w Łodzi prapremiera „Snu Pluskwy” Tadeusza Słobodzianka. Obaj powrócili wtedy do teatrów, które stworzyli ponad pięćdziesiąt lat wcześniej. Być może te premiery wyznaczą kiedyś koniec „powojennych” dziejów polskiego teatru.