Początek ery teatrów prywatnych - Joanna Derkaczew

Date of publication:
Średni czas czytania 6 minutes
print
Polski teatr to teatr dotowany. Państwowy. Asekurowany. Rzadko zatroskany o finanse. Wystarczy zahaczyć się o instytucję, by pracować w niewielkim może komforcie, ale bez strachu o jutro.

Polski teatr to teatr dotowany. Państwowy. Asekurowany. Rzadko zatroskany o finanse. Wystarczy zahaczyć się o instytucję, by pracować w niewielkim może komforcie, ale bez strachu o jutro. Tym większe zaskoczenie wzbudzić mogły decyzje artystów, którzy postanowili działać poza opiekuńczymi strukturami. Zaczęło się w 1995 roku od grupki absolwentów warszawskiej Akademii Teatralnej, którzy poza pomysłem nie mieli żadnych podstaw do założenia teatru: ani środków finansowych, ani przestrzeni, ani przygotowania organizacyjnego. Nie chcieli jednak czekać na propozycje angaży, które w tamtych czasach sprowadzały się do grania najdalszych planów w przewidzianych na jakąś nieokreśloną przyszłość spektaklach. Nie chcieli też angażować się w wojnę między kształtującymi się wówczas obozami „postępowców” i „konserwtystów”. Założyli Teatr Montownia, po okresie występów gościnnych na warszawskich scenach, założyli fundację, a w 2005 roku zdobyli własną siedzibę na terenie dawnego basenu YMCA (przekształconą w Centrum Artystyczne Montownia, potem w Centralny Basen Artystyczny). Choć w 2007 roku zdecydowali się zerwać współpracę z CBA – przetrwali. Tymczasem w polskim krajobrazie roiło się już od niezależnych inicjatyw. Położoną w dawnej hali fabrycznej, otwartą dla teatru klubo galerię Le Madamme stworzyli Krystian Legierski i Ewa Solanowska jesienią 2003 roku (po głośnym zamknięciu „Lemy” przez władze miasta ekipa przeniosła się do wielkiej betonowej hali, w której stworzyli klub M25). Także w 2003 roku status centrum artystycznego otrzymał założony przez Wojciecha Trzcińskiego kompleks Fabryka Trzciny na warszawskiej Pradze. Trzy lata później w Fabryce Wódek Koneser ruszył Teatr Wytwórnia. Pozbawiony infrastruktury, zrujnowany magazyn został przekształcony w centrum kulturalne przez grupę młodych artystów, którzy poznali się na warsztatach dramaturgicznych organizowanych nad Wigrami przez Tadeusza Słobodzianka. Pierwsze teatry prywatne padały ofiarą cenzury obyczajowej i błędów w gospodarowaniu należącymi do miasta obiektami. Często budowały od podstaw swoje siedziby, by wkrótce dowiedzieć się, że własność obiektu nie była precyzyjnie ustalona i muszą opuścić wymarzone miejsce bez nadziei na zwrot kosztów. Stały się szansą dla debiutantów i przeciwwagą dla opatrzonych, przewidywalnych estetyk scen instytucjonalnych.
Przełom nastąpił, gdy w 2005 roku w Warszawie startował pierwszy duży nieimpresaryjny teatr prywatny o ambicjach dużego teatru repertuarowego (przerobiony ze starego kina Polonia), działającego na równych prawach i na równie szeroką skalę, co sceny miejskie. Jego właścicielka, Krystyna Janda, starała się zjednać media i widzów hasłami „odważnego teatru kobiet”, „nowej dramaturgii”, „sceny otwartej dla debiutów młodych” itp. Zakładanie teatru wyłącznie dla celów komercyjnych nie mieściło się nikomu w głowie. Dziś Anna Gornostaj, właścicielka Teatru Capitol, ze spokojem i luzem mówi: będziemy wystawiać komedie, realizować swoje marzenia, przyciągać widzów koncertami w klubie nocnym (wstęp w cenie biletu). Teatr musi zarabiać, widzowie muszą się bawić.
Inne nowo powstające teatry prywatne także będą już innymi tworami niż prywatne (zwane raczej niezależnymi) offy. Tamte tworzyły spektakle na korbkę i sznurek, artystom nie schodziły z ust słowa: „przełamywanie schematów”, „trudne pytania”, „wolność artystyczna”. Nowe chcą przede wszystkim zadbać o wygodę i przyjemność publiczności. Emilian Kamiński zapowiada połączenie swojego Teatru Kamienica z restauracją. Michał Żebrowski o planowanej na Pradze scenie mówi bez zażenowania: komercyjna. Postęp cywilizacyjny, poszerzenie rynku i wzrost przedsiębiorczości (nawet wśród artystów!) muszą nieść ze sobą przyzwolenie na komercję, nawet na szmirę. Skoro są na nią klienci? Zmieniają się także obyczaje i typ „prywatnego” widza. Powrócił kult bufetu, który dziś nie jest już tylko ladą z „setką” i wuzetką, ale także luksusowym lokalem.