Perypetie centrali i nagrody literackie - Magdalena Miecznicka

Date of publication:
Średni czas czytania 4 minutes
print
Zanik centrali po latach komuny to rzecz dobra i zrozumiała – wyzwolona myśl uwiła sobie wiele gniazd w peryferyjnych ośrodkach, nowych ideach i sposobach pisania. Ten nośny termin pochodzi z tekstu słynnego literaturoznawcy Janusza Sławińskiego z 1994 roku – dość szybko jednak stracił aktualność.
Zanik centrali po latach komuny to rzecz dobra i zrozumiała – wyzwolona myśl uwiła sobie wiele gniazd w peryferyjnych ośrodkach, nowych ideach i sposobach pisania. Ten nośny termin pochodzi z tekstu słynnego literaturoznawcy Janusza Sławińskiego z 1994 roku – dość szybko jednak stracił aktualność. W 1997 roku utworzono Nagrodę Nike, która – dzięki potędze „Gazety Wyborczej”, patronatowi prezydenta Kwaśniewskiego etc. – stała się nowym centralnym ustawodawcą polskiego gustu literackiego i zaczęła symbolizować powrót centrali, który odbywał się w życiu publicznym i duchowym.
Nagroda Nike niemal od początku swojego istnienia fenomenalnie sprzedawała książki. Nie było innych nagród literackich, które mogłyby się z nią choćby porównać. Choć istniejąca od 1962 roku Nagroda Fundacji im. Kościelskich szczyciła się zapewne większym prestiżem, to jej nagłośnienie medialne w porównaniu z Nike było żadne. Istniejącą od 1985 roku Nagrodę im. Andrzeja Kijowskiego określić trzeba jako raczej niszową – a Nagroda im. Józefa Mackiewicza (przyznawana od 2002 roku), wyróżniająca zwykle dzieła dotyczące polskiej historii, miała charakter cichego buntu wobec Nike. Żadna nagroda nie mogła się też mierzyć z Nike pod względem sumy, na którą opiewał czek: laureat nagrody „Gazety Wyborczej” dostawał najpierw 80 tys. złotych, a dziś już 100 tys. Dodajmy, że istniejący od 1993 roku silny medialnie Paszport Polityki nie wprowadzał szczególnej dywersyfikacji, ze względu na bliskość ideowo środowiskową tego tygodnika z gazetą Adama Michnika.
Ale po aferze Rywina cesarstwo „Gazety Wyborczej” zaczęło się chwiać – i przy okazji rozpadła się literacka centrala. W 2006 roku powstała Nagroda Literacka Gdynia, która wyróżnia pisarzy w trzech kategoriach: proza, poezja i esej, przy czym każdy laureat dostaje 50 tys. złotych. Dużo szumu robi też powstała w tym samym roku we Wrocławiu Nagroda Literacka Europy Środkowej Angelus, która wynosi 150 tys. złotych. Jurorzy utworzonej ostatnio Nagrody Mediów Publicznych obdarowują z kolei czekiem na 200 tys. złotych… Walka o nową palmę pierwszeństwa ma więc szalenie nas cieszący efekt uboczny – zapełnia pisarskie kieszenie.
Wszystkie te nagrody są symbolem rozbicia monopolu. I choć czasopisma umarły już niemal wszystkie – donosi się wprawdzie, że istnieją jeszcze „Odra”, „Kresy” etc., ale nikt ich od lat nie widział, a co dopiero czytał – to pluralizm literacki i krytyczny szerzy się także w gazetach codziennych („Rzeczpospolita” i „Dziennik” prawdziwie różnią się od „Gazety Wyborczej”), no i na rosnących w siłę portalach internetowych.