Settings and search
Medializacja polityki jako spektakl popkulturowy - Kazimierz Krzysztofek
W społeczeństwie spektaklu kulturowy aspekt medialnej polityki jest istotny, wychyla się ona ku mediom, przekształcając w ring, który ma dostarczać doznań.
W społeczeństwie spektaklu kulturowy aspekt medialnej polityki jest istotny, wychyla się ona ku mediom, przekształcając w ring, który ma dostarczać doznań.
Konflikty dobrze się sprzedają w mediach. Nauczyły się one traktować odbiorców polityki nie jako myślących obywateli, lecz konsumentów emocji. Nauczyły się opakowywać anachroniczne „swary polskie” w ponowoczesną formę kultury doznań i przeżyć. Widać tu zderzenie polskiej specyfiki konfliktu z uniwersalnym wzorcem przekształcania polityki w poppolitykę – przemysł politycznej rozrywki. Bo wszystko musi być rozrywką: informacja (infotainment), edukacja (edutainment), dowcipna reklama (advertainment), itp.
Kampanie medialne muszą dostarczać doznań i wytwarzać emocje. Działa tu „zasada kasyna”: każde następne doznanie musi być silniejsze, tak jak w kasynie – każda nowa stawka wymazuje pamięć o poprzedniej. Coraz większy zgiełk chce się przekrzyczeć coraz silniejszą tubą, aby w „medialnym pudle” najmocniej rezonować, czyli osiągnąć blockbuster effect (przyćmienie innych wydarzeń), albo znaleźć jakiś inny pomysł na przyciągnięcie uwagi czytelnika, widza czy słuchacza – wymyślić coś szokującego. Media rozgrywające politykę nie mają tu monopolu – tak działają wszyscy w „ekonomii uwagi”, z awangardową sztuką na czele.
Rynek kupuje politykę, która staje się spektaklem, a jej odbiorca konsumentem. Political reality show, rozgrywający się w mediach zaspokaja potrzebę doznań. Temu służy spektakl wyborczy, ale także niemal każdy akt polityczny, w którym dochodzi do agonu: współzawodnictwa, zmagań. Media i polityka znajdują się w miłosnym uścisku i agresywnym suplesie. Poza mediami reagującymi na wydarzenia, głównym graczem są producenci zawartości – przemysły kultury, które muszą zapełnić dziesiątki kanałów. Produkcja doznań jest nieuchronna. Skoro są produkowane na rynku, to ich wytwórcy muszą konkurować. W przypadku produkcji dóbr materialnych konkurowano ceną i jakością. Produkcja symboli także podlega regule konkurencji, lecz w tym przypadku konkuruje się nie jakością przekazu, a siłą doznań.
Media – zarówno publiczne, jak i prywatne – są rozpięte między przymusem tabloidyzacji, którą narzuca rola gracza rynkowego i generatora zysków, a pokusą misji społecznej, po części w celu poprawienia sobie wizerunku, ale po części także z wewnętrznej potrzeby zrobienia czegoś dobrego dla ludzi.
Nie ulega wątpliwości – i nie ma w tym nic odkrywczego – że przemysł polityki rodzi konflikt między informowaniem obywateli, a zabawianiem publiczności pod kątem interesów reklamodawców.
Konflikty dobrze się sprzedają w mediach. Nauczyły się one traktować odbiorców polityki nie jako myślących obywateli, lecz konsumentów emocji. Nauczyły się opakowywać anachroniczne „swary polskie” w ponowoczesną formę kultury doznań i przeżyć. Widać tu zderzenie polskiej specyfiki konfliktu z uniwersalnym wzorcem przekształcania polityki w poppolitykę – przemysł politycznej rozrywki. Bo wszystko musi być rozrywką: informacja (infotainment), edukacja (edutainment), dowcipna reklama (advertainment), itp.
Kampanie medialne muszą dostarczać doznań i wytwarzać emocje. Działa tu „zasada kasyna”: każde następne doznanie musi być silniejsze, tak jak w kasynie – każda nowa stawka wymazuje pamięć o poprzedniej. Coraz większy zgiełk chce się przekrzyczeć coraz silniejszą tubą, aby w „medialnym pudle” najmocniej rezonować, czyli osiągnąć blockbuster effect (przyćmienie innych wydarzeń), albo znaleźć jakiś inny pomysł na przyciągnięcie uwagi czytelnika, widza czy słuchacza – wymyślić coś szokującego. Media rozgrywające politykę nie mają tu monopolu – tak działają wszyscy w „ekonomii uwagi”, z awangardową sztuką na czele.
Rynek kupuje politykę, która staje się spektaklem, a jej odbiorca konsumentem. Political reality show, rozgrywający się w mediach zaspokaja potrzebę doznań. Temu służy spektakl wyborczy, ale także niemal każdy akt polityczny, w którym dochodzi do agonu: współzawodnictwa, zmagań. Media i polityka znajdują się w miłosnym uścisku i agresywnym suplesie. Poza mediami reagującymi na wydarzenia, głównym graczem są producenci zawartości – przemysły kultury, które muszą zapełnić dziesiątki kanałów. Produkcja doznań jest nieuchronna. Skoro są produkowane na rynku, to ich wytwórcy muszą konkurować. W przypadku produkcji dóbr materialnych konkurowano ceną i jakością. Produkcja symboli także podlega regule konkurencji, lecz w tym przypadku konkuruje się nie jakością przekazu, a siłą doznań.
Media – zarówno publiczne, jak i prywatne – są rozpięte między przymusem tabloidyzacji, którą narzuca rola gracza rynkowego i generatora zysków, a pokusą misji społecznej, po części w celu poprawienia sobie wizerunku, ale po części także z wewnętrznej potrzeby zrobienia czegoś dobrego dla ludzi.
Nie ulega wątpliwości – i nie ma w tym nic odkrywczego – że przemysł polityki rodzi konflikt między informowaniem obywateli, a zabawianiem publiczności pod kątem interesów reklamodawców.