Klata Fest 3–7 grudnia 2005 r.

Date of publication:
Średni czas czytania 3 minutes
print
Od Klata Fest oficjalnie zaczęła się w polskim teatrze epoka nowego bohatera z początku znienawidzonego przez konserwatywnych recenzentów, dziś – uznawanego za najważniejszego reżysera swojego pokolenia.

Joanna Derkaczew

Od Klata Fest oficjalnie zaczęła się w polskim teatrze epoka nowego bohatera z początku znienawidzonego przez konserwatywnych recenzentów, dziś – uznawanego za najważniejszego reżysera swojego pokolenia. Gdy na ulicach Warszawy pojawiły się plakaty z krwawymi literami, wyrytymi na nagim torsie młodego mężczyzny z irokezem na głowie, nic nie wskazywało jeszcze, że zbliża się wojna. Gdy jednak okazało się, że zakrwawiony trzydziestolatek, to reżyser Jan Klata, który jako pierwszy po Krystianie Lupie i Jerzym Grzegorzewskim będzie miał w stolicy monograficzny festiwal, zawrzało.
W pięciu prezentowanych na Klata Fest spektaklach (Nakręcana pomarańcza, Lochy Watykanu, ...córka Fizdejki, Fanta$y, Rewizor) reżyser operował ostrymi cięciami, stosował grube metafory, klasykę przerabiał na manifesty.
Z początku rzadko mówiło się o artystycznej stronie jego przedstawień, częściej o tematach, jakie wprowadził do teatru. Wzbudzał oburzenie, bywał oskarżany o brak warsztatu, szalbierstwo, gwałty na klasykach. Od grudniowego przeglądu jego twórczości w Warszawie wszystkie dyskusje o kulturze masowej, kreującej roli mediów, polskiej historii czy Kościele zatrzymują się w końcu na „buntowniku z dziką fryzurą”.
Pojawił się na teatralnym horyzoncie równolegle z Mają Kleczewską czy Przemysławem Wojcieszkiem. Podczas gdy oni zdobywali uznanie i nagrody, on zawsze był obiektem najostrzejszych ataków. W końcu jednak to on stał się uznaną przez media osobowością, a bez jego spektakli trudno wyobrazić sobie dziś jakikolwiek festiwal polski i międzynarodowy. Także jego teatr przeszedł największą przemianę warsztatu i strategii budowania komunikatów. Nikt już nie powie, że to amatorski teatrzyk blackoutów, ani że Klata nie umie pracować z aktorem. Najbardziej konsekwentnie ze swojej grupy pokoleniowej drąży interesujące go tematy: tradycji, polskości, skutków radykalnych przemian, odpowiedzialności historycznej. Jego spektakle układają się w coraz spójniejszą i bogatszą opowieść o naszych czasach. Tym ciekawszą, że budowaną z elementów oswojonych, bezpiecznych, których znaczenie wszyscy niby znamy i rozumiemy (jak w przypadku wystawionej przez niego w Starym Teatrze Trylogii). Pokazuje, jak pozorne są te przekonania. Tradycja nigdy nie jest u niego oswojona. Jest bolesną zadrą, zarzewiem konfliktów, wypartą traumą. Epoka Klaty trwa.