Settings and search
Burz.
autor fragmentu: Grzegorz Gębka
-Panie, jak pan twierdzi Jasieński… Ossowiecki! Wiem co pan wtedy słyszał. W chwili kiedy dostał pan udaru! Niech pan nie robi takich oczu. Wiem wszystko. To się stało w listopadzie. W Pałacu Namiestnikowskim. Na podpisaniu traktatu pokojowego z Niemcami. Niech Pan nie pyta skąd mam te informacje. Oczy Ossoweckiego skamieniały jak marmur, aby szybko przepleść się żyłkami krwistego przerażenia. -I co się pan tak dziwisz.- Ciągnął Jasieński - Wszyscy o tym szeptali. Potem pod pozorem remontu, zdjęli z galerii Sali Kolumnowej te ozdobne hermy. Pan Milczysz? Ossowiecki w istocie milczał. Nieprzyjemny knebel przerażenia zatkał mu usta. Tamtych wydarzeń już nie pamiętał, jednak pamięć naprędce tkał w nim nowy kilim świadomości, w miejsce starego, zagubionego gdzieś na skutek udaru. -Panie Ossowiecki , dobrze się pan czujesz? Oczy starca napełniły się łzami, postać zatoczył się dynamicznie, poczym opadła dłońmi na zimną powierzchnię schodów kopernikowskiego monumentu. Mężczyzna skulił się w chwilowej konwulsji…. Jasieński pomógł mi się podnieść, podał chusteczkę. -Panie Jasieński. Czy kiedykolwiek mówiły do Pana martwe przedmioty? Czy śpiewały panu o sprawach martwych? O ludziach w każdym wieku. Roztrzaskanych, jak bibeloty, z daleka od wszystkich mebli, do niedawna jeszcze swoich mieszkań. Czy przypominały panu coś, o czym dobrze Pan wie, bo słyszał pan to już wcześniej. Ale Pański umysł nie jest w stanie tego przyjąć. W ich zimnych ustach słyszałem jęczenie kości całego tego kraju. Jęczenie i tego miasta. Bały się wszystkie stalowe stemple, ich nity i drewniane więźby dachów. W głębi duszy bali się i ludzie. Usta herm objawiały dlaczego skórę świeżego lakieru wszystkich nadwiślańskich mostów pokrył pot zardzewiałej krwi… Straciłem przytomność… Jasiński przeniósł wzrok z jasnej sześciopiętrowej fasady monumentalnego gmachu, na twarz starca -Panie Ossowiecki… Staruszek drgnął zaskoczony nagłą wypowiedzią rozmówcy. Przyciągnięty z jakby jednoczesnego pobytu ciałem i duchem jeszcze w jakimś innym miejscu. -Zwrócił pan uwagę, na fakt że tej wiosny ptaki nie wrócił do kraju? Hermy miały racje to się dopiero wydarzy. Dlatego potrzebujemy pana. Na trzecim piętrze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych pod adresem Nowy Świat 69 młoda stereotypistka odwróciła twarz od okna. W dziennych promieniach słońca, lśniła w dole, mocno wbita w bruk, czarna postać thorvaldsenowskiego monumentu. Odwróciwszy wzrok dziewczyna zdążyła jeszcze zaobserwować kątem oka, wjeżdżającego w Krakowskie Przedmieście Fiata 815 w ekstrawaganckim kolorze czerwieni. Tak odjechali… Połączenie urwało się. Przez chwilę wsłuchała się w nagły powtarzalnie brzający sygnał w słuchawce. Po czym odłożyła ją na widełki. Burzowe chmury coraz szybciej nadpływały nad miasto. -Pada… Ignacy Mościcki stał przy oknie gabinetu swojego prezydenckiego apartamentu na Zamku Królewskim. Drobne krople rzęsistego deszczu coraz gęściej uderzały o jego prezydencką postać rozciągniętą i poszerzoną w okiennych kwaterach walcowanego szkła. Wyglądał na zadowolonego z siebie i całkowicie pochłoniętego chwilą. I pomyśleć, że mając częściowo w garści siłę jednego tylko żywiołu, można zwyciężyć każdego, chociażby najsilniejszego przeciwnika… Powierzchnia nieba nagle popękała bruzdami błyskawic. Do prezydenckich uszu dotarł przytłumiony grzmot, a prezydenckie usta rozchyliły się w ledwie widocznym uśmiechu. Z głębi pokoju dało się słyszeć nerwowy tętent czyichś palący. Fascynujące, absolutnie zajmujące, drogi Edwardzie… Ciągnął prezydent Wytrącony z zamyślenia, siedzący w fotelu Edward Rydz-Śmigły powstrzymał swoją dłoń od dalszego bębnienia. Po czym powolnym ruchem sięgnął po stojącą na stoliku karafkę wody. Jednak nieoczekiwanie cofnął dłoń, kiedy woda w karafce zatańczyła w takt dwóch ostatnich pozaokiennych grzmotów. Naczelny Wódz, sam zaskoczony, czy też przestraszony niekonsekwencją swojego postępowania nasączył swoja wypowiedź niedbałą ironią gruboziarnistego nieporadnego żartu. To nic nowego Ignasiu. Gdyby nie Twoje w młodości fascynacje chmurami, nic by nie było z technologii siania burz, i z naszego ostatniego zwycięstwa. Prezydent odwrócił twarz w stronę Rydza-Śmigłego który siedział wbity w fotel przyglądając się bacznie bliżej nieokreślonemu "czemuś" zawieszonemu gdzieś pomiędzy jego własnymi kolanami. Nie powiesz mi drogi Edziu, że nasze przeszłe zwycięstwo nad Niemcami tak bardzo zaprząta twoje teraźniejsze myśli?… Marszałek podniósł wzrok i spojrzał prosto w twarz prezydenta. astanawia mnie, poco im Ossowiecki. Chociaż zdecydowanie bardziej zastanawiające jest, dlaczego zamiast trzymać go w jakiejś piwnicy, stawiają go w biały dzień przed ministerialnymi oknami. Czego oni mogą chcieć?... Prezydenckie czoło, jak burzowe niebo wyciągnęło na wierzch, po kolei wszystkie ukryte zmarszczki zatroskania. Przekaźnik radiowy na gmach Prudentialu ściągał kolejne pioruny. Wyładowaniom nie było końca. Burza nad Warszawą rozpętała się na dobre.
Wybierz ciąg dalszy:
Aktywny wątek: Wiatr ze wschodu - autor fragmentu: Robert Dudziński