Wódz i jasnowidz

Date of publication: 15.09.2015
Średni czas czytania 12 minutes
print

Początek - wiemy od naszych agentów, że nadrukowano tego tony we Francji i Anglii, jakby ulotki miały zastąpić wojowanie. Tak, to im mogę rzucić w twarz, zamiast wyznawać żeście z troski o ojczyznę w chorobę wpadli i dar stracili....

Warszawa. Polna 32. W willi, przy oknie na pięterku stoi tęgi mężczyzna, dwa, trzy lata po sześćdziesiątce.  Ciężko oddycha, wspiera się o parapet, by nie upaść. W dole po drugiej stronie ulicy pod drzewem widzi obcego i uświadamia sobie, że ten od trzech tygodni obserwuje posesję. To nie może być cały czas ten sam człowiek, zmieniają się, ale mieszkanie pozostaje pod nieustanną obserwacją.

Dlaczego akurat od trzech tygodni? Jest koniec kwietnia 1940 roku. Mężczyzna w oknie czuje się fatalnie od pół roku. Z trudem przyswaja najprostsze informacje z prasy i radia, gubi się w rozmowie, nie uczestniczy w życiu miasta, zaniedbuje aktywność towarzyską i służbę innym, kiedyś wypełniającą mu życie. Zaczęło się we wrześniu, kiedy zawyły syreny, a nad Warszawę przebiły się pierwsze nieprzyjacielskie aeroplany, rozległo się stukanie artylerii przeciwlotniczej, ryk silników, odgłosy wybuchów. Potem były ciemności, szarość i plusk wielodniowej ulewy. A kiedy dwa miesiące później ruszył w mieście karnawał radości, mimo że wojna jeszcze jednak trwała, tyle że na zachodzie, akurat wtedy organizm odmówił mężczyźnie posłuszeństwa. Co prawda zaczął dobrze sypiać, ale skończyly się sny i wizje, nie dostrzega aury otaczającej najbardziej wyrazistych nawet osobników, a dawni coraz rzadziej odwiedzający go znajomi powtarzają ze smutkiem, że wygląda jak cień człowieka. Sam też tak się czuł, jakby jego druga, lepsza, bardziej utalentowana połowa odeszła albo umarła.

I teraz, zabrzmiało to jak niezamierzone szyderstwo, dzwonią z policji, że punkt o 10.00 odwiedzi Mistrza ważna państwowa osoba, może najważniejsza, z prośbą o radę. Mistrza?... Przecież wiadomo, że Stefan Ossowiecki stracił dar, pisały o tym gazety… Ważna osoba mimo to nalega, by ją przyjąć i prosi o dyskrecję, natomiast zapowiadający wizytę starszy przodownik Józef Arendarczyk przeprasza, że wpadnie kwadrans przed spotkaniem i pomoże Mistrzowi ogarnąć siebie i mieszkanie. Wiemy, że są z tym kłopoty, wiemy, że żona wyjechała na tydzień do rodziny, proszę się nie przejmować, gość nie będzie wymagający, pragnie tylko rozmowy, Mistrz musi go pamiętać z poprzednich wizyt.

Naprawdę musi? A jeśli nie da rady? A jeśli nie pamięta? Ma ogarnąć siebie i mieszkanie, na pewno chodzi też o małą policyjną inspekcję. Ha, mistrz odwraca głowę, rzeczywiście łóżko rozwalone, książki na podłodze, na stole niedojedzone resztki. Matka patrzy na to wszystko ze ściany, z portretu Matejki, jakby nie dostrzegała bałaganu, niczego nie miała synowi za złe, może nawet jest zeń dumna. Najmilsze serce matki. Ossowiecki wraca wzrokiem do okna, pod drzewem nie ma już bezimiennego szpicla, może tylko natręta. Zajeżdża odkryty wóz policyjny, wyskakuje sprężysty pięćdziesięciolatek, ani chybi Arendarczyk. Mistrz macha mu rękę z pięterka, że starczy klamką, furtka niezamknięta.

- Moglibyście, przodowniku, być nieco mniej ostentacyjni i bardziej dyskretni rzuca, kiedy policjant staje w drzwiach. Tygodnie obserwacji zanim zdecydujecie się mnie odwiedzić? To żenujące.

W tym starym, w jego niebieskich, teraz jakby wodnistych oczach, zostało jeszcze sporo mocy, myśli z uznaniem Arendarczyk. Naraz dociera doń sens tego, co usłyszał i z powagą kładzie pięść na sercu.

- Mistrz nie był przez nikogo od nas trwale śledzony, to mogę przysiąc. Ale, ja bardzo przepraszam, ale teraz będzie. To trzeba sprawdzić, kto i czego chce…

- Od starego Ossowieckiego…

- Od jasnowidza Ossowieckiego, którego rady zasięgał sam komendant Józef Piłsudski i wiele państwowych person, a dziś odwiedza go Wódz Naczelny. Przepraszam, teraz już na sto procent zakładamy obserwację…

- I ja przepraszam, panie przodowniku. Rozumiem, choć nie wiem, kto by to mógł być.

- Sprawdzimy i zapewniam, że nasz człowiek nie będzie aż tak rzucać się w oczy. Dobrze, trochę uporządkuję książki i uporam się z okruchami… A ta kartka, nieważna, ważna? No to już,  schowajmy ją do szuflady, bo burzy obraz. Pozwoli Mistrz, że jeszcze sprawdzę pokoje na dole?

Kiedy puka Marszałek Śmigły Rydz, pokój jest ogarnięty,a Arendarczyk czeka w salonie na parterze. Ossowiecki siedzi przy stole w pokoiku na pięterku z pledem na kolanach.

- Otwarte. Witam pana Marszałka. Proszę siadać.

Marszałek macha ręką, nerwowo krąży po pokoju. Sięga po tomik z pryzmy na stole, nie patrzy na tytuł, odkłada książkę.

- Powiem, o co chodzi, najkrócej jak można. Za parę dni opowiadam przed międzynarodowym audytorium o przygotowaniach poprzedzających wojnę. Konferencja na Politechnice, "Wojskowe i cywilne aspekty europejskiego zwycięstwa". Będą nasi i zagraniczni generałowie, profesorowie…  Zapytają bez wątpienia, czym prosił przed wojną o poradę u Mistrza Ossowieckiego. No, prosiłem, wiadomo. I co Mistrz powiedział, jaki los wywróżył dla zagrożonej ojczyzny… Mam im rzec? Bom przecież sam Mistrzowi, by nie zwiększać paniki, straszne proroctwo powtarzać zabronił. I mistrz zakazu usłuchał.

- A com dokładnie przepowiadał?

- Mistrz nie pamięta?

- Dzieje się ze mną coś dziwnego, jakby przeszedł przeze mnie wielki wiatr i wywiał, co ważne. Głowa nie ta.

- Udar?

- Obie ręce sprawne, mowa właściwie też, a kiedy potraktować kolano młotkiem, noga odskakuje, że hej. Lekarze mówią, że to psyche nie soma, ale nie kwapią się wyjaśniać, co w tym przypadku znaczy jedno i drugie. Ale do rzeczy, panie marszałku, com wieszczył?

Marszałek siada, pochyla się, oplata głowę dłońmi, łokcie opiera na kolanach.

- Klęskę straszną. Pożogę. Obce samoloty i bomby, wyjące niczym piekielne bydło. Zniszczone polskie lotniska, zburzone domy, wojska pobite, cywilnych uciekinierów sieczonych na drogach seriami z góry, brednie jakieś po niemiecku zrzucane z sojuszniczych francuskich i angielskich samolotów zamiast bomb… Potem inne papierki, marnym polskim pisane, które sypią na nas sowieci…

- Horrendum wzdryga się Ossowiecki i poprawia pled.

- To się jeszcze zdarzy, czy to był błąd przepowiedni?

- Może już się zdarzyło.
- Komu, na Boga!? Przecież nie mnie! - Rydz zrywa się, robi parę kroków, wygląda przez okno. Wraca i siada przy stole. Bo były tam gorsze rzeczy. Wódz polski na moście w górach przez młodego oficera powstrzymywany, zawrócić do swoich żołnierzy nie chce, opuszcza armię, za granicę uchodzi. A wtedy ten oficer, gołowąs, wyciąga broń i w serce sobie pali, ale to wodza nie powstrzymuje, rzucają trupa na wóz i jadą dalej…

- Straszne. I co pan Marszałek przedsięwziął?

- Same dyplomatyczne i wojskowe rzeczy, za mało pewnie, ale wyszło, jak wyszło… Mogłem się modlić o deszcz, nie przyszło do głowy. A jak lunęło, to walkę miałem na głowie, nie modlitwy.

- Modlić się trzeba zawsze.

- Mówię tylko, że nie przychodziło mi do głowy nic jeno błaganie o zlitowanie. I prosiłem, a potem jak los dał szansę, rąbek szansy…

- Bóg!

- Tak jest, Bóg! Tośmy jej sięgnęli szablami… Znaczy, z Bożą pomocą.

Teraz Ossowiecki na chwilę ukrywa głowę w dłoniach.  

- To, co się stało to był dar, łaska - mówi wreszcie. - I jasnowidzenie to był dar. Bóg dał, Bóg wziął, widać tak było trzeba podług Bożych kalkulacji i wyroków. Najczęściej prawdę trzeba gadać, ale bywają tajemnice, o których nie wszyscy wiedzieć muszą… Powiedzcie im, panie marszałku, że wizje stary Ossowiecki miał niejasne, bo chorował, głównie modlić się kazał.

- Tam będą różni ludzie, może im śmieszną się wydać taka rada udzielona polskiemu wojskowemu.

- Czasem trzeba wziąć na siebie trochę śmieszności. Im śmieszniej, tym większa zasługa. Wolicie opowiadać o żołnierzyku z kulą w sercu?

- Za nic w świecie.

- O tych ulotkach to można chyba powiedzieć. Oczywiście, jeŠ›li taka będzie wola pana marszałka.

W oczach Rydza zapalają się szelmowskie ogniki.

- A mogę, tylko sza, bo to tajemnica. Wiemy od naszych agentów, że nadrukowano tego tony we Francji i Anglii, jakby ulotki miały zastąpić wojowanie. Tak, to im mogę rzucić w twarz, zamiast wyznawać, żeście z troski o ojczyznę w chorobę wpadli i dar stracili.

 

Wybierz ciąg dalszy:

Aktywny wątek: "Wódz i Aniołki" - autor fragmentu: Lech Downar

Aktywny wątek: Poeta i jasnowidz - autor fragmentu: Robert Dudziński