Kultura dostępna: "Prawdziwe życie aniołów" w kinach Helios 5.10
"Prawdziwe życie aniołów" - recenzja Łukasza Maciejewskiego
Krzysztof Globisz – ten głos, ta postawa, ten człowiek. Aktor z tysiąca i jednej roli.
Entuzjazm. Z tą emocją kojarzył mi się zawsze najbardziej, z tym kojarzy się nadal.
Entuzjasta życia, nawet wtedy, kiedy owo życie zaczęło Krzysztofowi Globiszowi dokuczać, przeszkadzać, domagać się złośliwie należnych serwitutów.
Artur B. Więcek, cudowny krakowski reżyser, który zapewnił Globiszowi wielką popularność i stuprocentową rozpoznawalność tak zwaną anielską serią – filmami „Anioł w Krakowie” i „Zakochany Anioł”, postanowił domknąć trylogię, opowieścią trzecią - „Prawdziwym życiem aniołów”.
Tym razem sytuacja jest odmienna. W „Prawdziwym życiu...” więcej jest życia niż fikcji. Globisz, chociaż w filmie nosi imię Adam, gra siebie, będąc jednocześnie w roli (nagrodzonej niedawno na festiwalu Kozzi w Zielonej Górze), co jest wielką sztuką.
W filmie gra aktora po udarze. Z afazją. Aktora, którego życie wygląda trochę tak życie Krzysztofa Globisza. Radość z każdego dnia, wdzięczność za każdy dzień, ale i czasowe ucieczki w nadrzeczywistość, w jakieś góry Tischnerowskie, przyjaźnie, retrospekcje. To psychiczna przestrzeń, do której nie mamy dostępu. Portalem uchylającym rąbka tajemnicy staje się kino.
Partnerująca Globiszowi, Kinga Preis, gra w filmie żonę aktora, Agnieszką Globisz. To było szczególne zawodowe wyzwanie: będąc w roli, budując tę rolę własnymi środkami, Preis staje się także prawdziwą Agnieszką, cudowną kobietą, z którą mam przyjemność przyjaźnić się od lat. Jednocześnie uwiarygadnia wzorzec określonej postawy. Życie, codzienne życie z chorym, to jest poświęcenie, wielkie wyzwanie, ale i odkrywanie w sobie nowych pokładów czułości i radości. Agnieszka to wszystko w sobie ma. Podobne cechy posiadają tysiące opiekunów chorych w Polsce. To w gruncie rzeczy im film powinien być zadedykowany.
Łukasz Maciejewski