Kultura dostępna: "Johnny" w kinach Helios 31.08
Oparta na faktach historia charyzmatycznego księdza Jana Kaczkowskiego (w tej roli świetny Dawid Ogrodnik) i jego relacji z jednym z podopiecznych pokazuje, że każdy zasługuje na drugą szansę. Gdy Patryk dostaje ją od ks. Jana Kaczkowskiego nie podejrzewa nawet jak odmieni to jego życie. Przebaczenie ma prawdziwą moc przemiany ludzkich serc.
"Johnny" - recenzja Łukasza Maciejewskiego
„Zamiast ciągle na coś czekać – zacznij żyć, właśnie dziś. Jest o wiele później, niż ci się wydaje” - mówił ksiądz Jan Kaczkowski, a obsypany nagrodami debiut Daniela Jaroszka pokazuje, że księdzu Janowi nie chodziło o puste zdania, frazesy. Żył właśnie dzisiaj. Tutaj i teraz.
„Johnny” to udane kino środka, zawdzięczające najwięcej nietuzinkowemu bohaterowi, ale i reżyserskiej powściągliwości. Jaroszek, wiedząc, że biografia księdza Jana, kapłana, który dla tysięcy Polaków stał się prawdziwym wzrocem etycznego i odważnego postępowania, sama w sobie jest niezwykle atrakcyjnym materiałem dla kina, postanowił nie ułatwiać sobie drogi.
I dlatego pierwszoplanowych bohaterów w „Johnnym” jest dwóch: to ksiądz Jan grany przez Dawida Ogrodnika, kolejny raz przechodzącego w kinie triumf aktorskiej metamorfozy; oraz Patryk Galewski w mistrzowskiej (nagrodzonej na festiwalu w Gdyni) interpretacji Piotra Trojana. Galewski to jeden z wielu podopiecznych księdza i jego moralnych zwycięstw. Chłopak z patologii, ze społecznych nizin, który dzięki pracy w hospicjum w Pucku i spotkaniu z Kaczkowskim, diametralnie odmienił swoje życie.
Pomysł, żeby biografia Jana Kaczkowskiego była w zasadzie biografią jego misji społecznej, okazał się słuszny. W tle mamy prawdziwe dramaty ludzi, emocje i wzruszenia (najpiękniejsza dla mnie rola w filmie, to drugoplanowa kreacja Marii Pakulnis jako emerytowanej, umierającej w hospicjum aktorki), spór Jana z klerem, urzędnikami kościelnymi, a wreszcie powstanie, budowa i sukces hispcjum pw. Ojca Pio w Pucku.
W dużym stopniu dzięki skupionej, w pełni przemyślanej kreacji Ogrodnika, nie ginie nam w tym człowiek. Nie gubimy postaci. I nie mamy żadnych wątpliwości, że to właśnie on, ojciec Jan Kaczkowski, pociąga za sznurki, jest duchowym przewodnikiem. Silnym, chociaż trudnym człowiekiem. Charyzmatycznym, ale niepoznawionym wad.
Taki portret, niebędący ani świątobliwym oleodrukiem, ani bulwersującym oskarżeniem, spodobałby się zapewne zainteresowanemu. Kaczkowski pisał: „Podstawowa zasada prawa naturalnego brzmi: dobro czyń, a zła unikaj. Od tego masz, człowieku, sumienie, czyli po łacinie conscientia – wiedzę wewnętrzną – żeby podejmować odpowiedzialne decyzje. Dobro czyń, a zła unikaj – tę zasadę każdy z nas ma wszczepioną, bez względu na to, jaką religię wyznaje, jak jest uwarunkowany kulturowo”. I takie przesłanie jest w „Johnnym” najważniejsze.
Łukasz Maciejewski