„Samiec Alfa" - Kultura Dostępna w Kinach
Pięciu mężczyzn spotyka się na kursie samorozwoju, prowadzonym przez charyzmatycznego coacha, który obiecuje, że naprawi ich relacje z partnerkami. Kontrowersyjne metody samozwańczego specjalisty stawiają ich życie na głowie, co prowadzi do serii zabawnych, niekiedy mrożących krew w żyłach konsekwencji.
Recenzja | Łukasz Maciejewski
„Samiec Alfa” Katarzyny Priwieziencew i Igora Priwieziencewa jest filmem zwodniczym. Rozpoczyna się niczym typowa komedia sytuacyjna, po czym film odważnie skręca w stronę absurdu. Daje to oryginalny kontekst poznawczy – widz czuje założony zapewne przez twórców, dysonans poznawczy, trudno mu się przyzwyczaić, wejść we właściwy nastrój, odpowiednią konwencję. To wszystko pasuje jednak do treści. Oglądamy bowiem grupę mężczyzn w różnym wieku, granych przez świetnych aktorów kilku pokoleń, począwszy od Krzysztofa Stroińskiego, poprzez Tomasza Schuchardta i Piotra Trojana, kończąc na Konradzie Eleryku i Adamie Bobiku, którzy trafiają na enigmatyczny kurs prowadzony przez coacha-uzurpatora, w tej roli Mirosław Haniszewski. „Lider” ma nauczyć niedorajdów w różnym wieku, niedorajdów reprezentujących typ aktywny lub pasywny, jak zostać tytułowym samcem alfa.
Kłopot w tym, i w filmie rodzeństwa Priwieziencewów wybrzmiewa to dosyć mocno, że abstrahując od osobliwych metod coachingu, dzisiaj pojęcie samca alfa jest rozmyte równie mocno jak określenie wzorca kobiecości czy wzorca męskości. Od dawna przecież stracił wartość wizerunek mężczyzny Alfa – macho, typ łajdaka, ostrego faceta, spełniającego się raczej w siłowni, niż w kuchni. Taki wzorzec jest już bardzo przestarzały. Gdyby zrobić ranking znaczenia tego określenia, większość respondentów odparłaby zapewne, że męskość to odpowiedzialność, czułość, towarzyszenie kobiecie, żonie, matce, partnerce, w najprostszych czynnościach codzienności.
Druga warstwa komediodramatu skupia się na postaci „Lidera” granego wiarygodnie przez Mirosława Haniszewskiego w swojej pierwszej pierwszoplanowej roli. To postać budząca wiele wątpliwości, ale niejednowymiarowa. „Lider” manipuluje kursantami, wie, jak może wygrać z nimi na argumenty, są przecież w większości psychicznymi i intelektualnymi słabeuszami, robi to dla pieniędzy, dla poklasku, ale również dlatego, że żarliwie wierzy w to co robi, co mówi. I w tym aspekcie film „Samiec Alfa”, tym razem w odczytaniu metaforycznym, zyskuje trzecią jeszcze kategoryzację, stając się historią niebezpieczeństwa siły słowa, bez argumentów.
Nie trzeba sięgać daleko do historii powszechnej, do historii dyktatorów politycznych, żeby zorientować się, jak wielki jest to problem. Zwłaszcza młodzi ludzie dają się ponieść fali. Cała sfera globalnego oddziaływania social mediów to w dużym stopniu manipulacja. Ludzie poddają się fantazji samozwańczych przewodników duchowych w żaden sposób nie predystynowanych do tego, żeby sprawować rząd dusz nad nastolatkami, dzieciakami, a być może także ich rodzicami. To niebezpieczna gra, również – co dobitnie wskazują zatroskani o tę rzeczywistość reżyserzy „Samca Alfa” - gra o smutną przyszłość.
Paradoksalnie zatem, film, który chciał być przede wszystkim komedią, najciekawszy jawi się w warstwie socjologicznej, jako przypowieść o naszych czasach. O mężczyznach, samcach alfa – słabej płci.