"Wódz i Aniołki" cz.6

Data publikacji: 15.09.2015
Średni czas czytania 7 minut
drukuj

autor fragmentu: Lech Downar

- Ja nic nie wiem. Ja nic nie wiem. W kółko to samo. Niech się Pan skupi na litość boską.- Dzieduszycki traktował Rydza-Śmigłego jak pięciolatka, który właśnie coś zbroił. W normalnych okolicznościach Marszałek nie pozwoliłby, aby to trwało dłużej niż pół sekundy. Ale to nie były normalne okoliczności i postanowił poczekać aż gospodarzowi wróci zdrowy rozsądek. Sam tymczasem irracjonalnie zastanawiał się kiedy ostatnio dostał taką burę. - Przecież musisz coś wiedzieć, coś podejrzewać. Spróbuj pomyśleć, pokojarzyć fakty, teraz wiesz znacznie więcej. Piłsudski nie zostawiłby Polski ślepej, zagubionej jak dziewica w kompani ułanów. Dzieduszycki bezceremonialnie, nie pytając nikogo o zdanie, przeszedł z Marszałkiem na "ty", i bez skrupułów kontynuował ruganie go. - No takiego ochrzanu to już naprawdę sobie nie przypominam. zdumiał się w myślach Marszałek. - Zaraz, zaraz. Chociaż jak przypomnę sobie dziadka to mniej więcej to podobnie wyglądało.- - Chłopie! Myśl! Polska cie potrzebuje. - - Tak teraz jestem już pewny. Po prostu wykapany dziadunio.- Marszałek zatopiony w swoich wspomnieniach, trzymając się obranej strategii, nie zwracał najmniejszej uwagi na krzyki. - Coś mi tu nie pasuje. młodszy z chłopców swoim zwyczajem, niczym się nie przejmując, wtrącił, tak zwaną, bezcenną uwagę. Dzieduszycki zsiniał, czerwony już był od jakiejś godziny, i zmierzył chłopca wzrokiem, który powinien go spalic. - No to niech nam panicz raczy wyjaśnić cóż takiego zaprząta wielmożną główkę? jakimś cudem gospodarz nie zagryzł chłopca i tylko poczęstował go niewyszukaną ironią. - Kto teraz jest Obrońcą Komnaty? blondynek zdradził co zaprząta wielmożną główkę. - Jakim znowu Obrońcą Komnaty? - Rydz-Śmigły poczuł się już całkowicie zbity z tropu. - Szefem Panie Marszałku, po prostu szefem. wyjaśnił Dzieduszycki. - No właśnie przecież teraz będą musieli zwołać Wielkie Zgromadzenie. starszy chłopiec podskoczył jakby właśnie co najmniej wynalazł koło. - Wielkie Zgromadzenie? Marszałek zwrócił się błagalnie do gospodarza. - Jasnowidze od początku swego istnienia popierają wolną elekcje. Licząc na oświecone umysły polskiej szlachty próbowali stworzyć u nas utopie, gdzie wszyscy byliby równi i takie tam. No ale oświecone umysły polskiej szlachty troszkę przygasają od nadmiaru wina i złota. Dzieduszycki krótko i zwięźle wyłożył historie upadku Rzeczpospolitej szlacheckiej. - Musimy jak najszybciej wracać razem z Marszałkiem. starszy chłopiec zaczął się podnosić i zbierać swoje rzeczy - Już wybrali. rzuciÅ‚ krótko Dzieduszycki. - Jak to wybrali? Przecież to niemożliwe. chłopcy krzyknęli równocześnie. - Możliwe. W nagły przypadkach, jakoś tam można ominąć procedury. słysząc to chłopcy popatrzyli na siebie i zastygli w bezruchu. Trwali tak dłuższą chwile nie odzywając się. - To kogo wybrali? bardzo spokojnie i cicho odezwał się Marszałek. - Ha! I to jest najlepsze. Dzieduszycki uśmiechną się szeroko i odwrócił się w stronę chłopców. - Pana. mówiąc to wskazał starszego chłopca. - Mnie? - Tak pana, Panie Edelman. - wszyscy w pokoju wpatrywali się z niedowierzaniem w starszego chłopca. Najbardziej wstrząśnięty był Marszałek .Nagle okazało się ze nie ma już do czynienia z chłopcem tylko bardzo potężnym człowiekiem, Obrońcą Komnaty, cokolwiek to znaczyło. - Bereits gehen. w drzwiach kuchni pojawił się "niewzruszony Franciszek" i zwrócił się po niemiecku do Dzieduszyckiego. Ten w pierwszej sekundzie wyglądał na zaskoczonego, wydawało się, że nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Jednak momentalnie się pozbierał, i uśmiechnął się do Marszałka. - No niestety muszę odrobinę zmodyfikować swój plan, sprawy nie potoczyły się tak jak chciałem. wyjaśnił jak gdyby nic się nie stało. Podszedł do komody, otworzył ją, i zaczął czegoś w niej szukać. - Gdzie ja to dałem? - już prawie do pasa schował się w szafce. - To przez ciebie. To ty jesteś zdrajcą. młodszy chłopiec znowu to zrobił. - Nie do końca młody przyjacielu. O jest. Nie do końca. Dzieduszycki wyprostował się, obrócił i strzelił prosto w sam środek głowy "Niewzruszonego Franciszka" albo raczej "Niewzruszonego Johana" bo na takiego zdążył już go przemianować Marszałek. - Widzicie panowie, nie jestem zdrajcą. Kocham Polskę i chce dla niej jak najlepiej. Tylko że moje "najlepiej" absolutnie nie pokrywa się z "najlepiej" naszych kochanych jasnowidzów. Od wieków próbują zrobić z naszej kochanej ojczyzny rynsztok. Chcą żeby mogła mieszkać tutaj każda kanalia, każdy odmieniec, każdy dziwak jaki tylko będzie miał na to ochotę. I co jest najgorsze żeby mógł robić co tylko będzie chciał. I jeszcze teraz to.- Dzieduszycki wskazał na Edelmana. - Żyd przywódca. powiedział z odrazą. - No dobra, koniec tego, ruszamy. wskazał bronią drzwi. - Gdzie? zapytał Marszałek. - Nigdy Pan nie uwierzy. -

 

Wybierz ciąg dalszy:

Aktywny wątek: "Wódz i Aniołki" cz.7 - autor fragmentu: Lech Downar