"Wódz i Aniołki" cz.3

Data publikacji: 15.09.2015
Średni czas czytania 7 minut
drukuj

autor fragmentu: Lech Downar

Generał badał gabinet swojego przyjaciela. Przeglądał dokumenty, osobiste notatki, prywatne listy. Ale nie skupiał się tylko na papierach, każdy przedmiot znajdujący się w pokoju zyskał jego zainteresowanie. Był skrupulatny i systematyczny do bólu. Otworzył szufladę i po kolei starannie wyciągał z niej dokumenty. Czytał je, oceniał treść, szukał wskazówek. Gdy one się skończyły sprawdził samą szufladę. Następnie jego celem stało się samo biurko. Nie czuł się z tym dobrze, nie chciał tego robić. Bał się, że natrafi na cos bardzo osobistego, intymnego. Czuł się jak zdrajca. Jednocześnie wiedział, że jest to konieczne i jeśli już ktoś ma grzebać w prywatnym życiu marszałka to lepiej żeby to był on. Kiedy zabierał się za olbrzymią XVIII wieczną szafę z bogato zaopatrzonym barkiem do gabinetu bezszelestnie wślizgnął się adiutant. - Już jest Panie Generale zameldował. - Dawaj go tu natychmiast rzucił krótko Rowecki zamykając barek. Adiutant otworzył szeroko drzwi, stanął w nich bokiem i ruchem ręki zaprosił do środka niewidocznego dla generała gościa. Do pokoju wszedł ogromny, ponad dwumetrowy mężczyzna. Rozejrzał się uważnie i bez słowa zaczął sprawdzać gabinet, zajrzał za zasłony, otworzył szafę. Na twarzy Roweckiego pojawił się ojcowski uśmiech i jakiś dziwny cień triumfu. W drzwiach pojawił się drugi taki sam wielkolud i również wziął sie za sprawdzanie pomieszczenia. Ten okazał się bardziej dokładny od brata bliźniaka. Pozaglądał do szuflad, do kosza na śmieci, pod dywan. Generał westchnął, wyprostował się, a jego twarz przybrał oficjalny wyraz. -Dzielscy można wiedzieć co wy robicie?- Rowecki zwrócił się do pary detektywów. - Tak jak Pan Generał kazał pilnujemy i ochraniamy młodego panicza. Nie ufamy nikomu. Nie tracimy czujności nawet na sekundę. wyjaśnił po chwili konsternacji bardziej skrupulatny bliźniak. Na twarzy Generała znowu pojawiło się ojcowskie zadowolenie. - Janek, a co twoim zdaniem może czaić się w szufladzie, albo pod dywanem?- Generał zwrócił się do wielkoluda po imieniu. Niewiadomo jak, ale Rowecki bezbłędnie rozpoznał braci. Dzielski otworzył usta, ale nie wydobył z siebie żadnego dziwięku. - Panie Generale proszę nie męczyć moich ochroniarzy wtrącił się do dyskusji młodziutki, szczupły szatyn stojący w drzwiach. Za nim stał trzeci identyczny brat Dzielski czujnie rozglądający się po korytarzu. - Witam Panie Bartoszewski przywitał się Rowecki - "Moich ochroniarzy"? Widzę, że już lepiej układają się stosunki z Panami Dzielskimi.- - Powiedzmy, że dogadaliśmy się wyjaśnił Bartoszewski uśmiechając się tajemniczo do olbrzymów. Wszyscy trzej odpowiedzieli uśmiechami, które w zamierzeniu pewnie też miały być tajemnicze. - Kończmy z tymi wygłupami panowie. Dzielscy na korytarz i pilnować żeby nam nikt nie przeszkadzał Rowecki znowu stał się szefem polskiego wywiadu. Bracia, pomimo swoich gabarytów, w sekundzie zniknęli z gabinetu. - No dobrze Panie Bartoszewski. W drodze wyjaśniono Panu sytuację. Jesteśmy w kropce, nie mam żadnego punktu zaczepienia. Nie chce Pana dodatkowo stresować, ale jest pan naszą jedyną nadzieją. oznajmił surowo Rowecki. - A co z mistrzem Ossowieckim? zapytał z nadzieją młodzieniec - Niestety od jakiegoś czasu nie jest w najlepszej formie. Wiem, że dopiero poznaje Pan swoje zdolności, ale w tym momencie jest Pan jedynym jasnowidzem, na którego możemy liczyć.- rozwiał jego nadzieje Generał - Ale ja jeszcze tak mało wiem. - - Trochę wiary w siebie. Rowecki poklepał młodzieńca po plecach. Młody jasnowidz jeszcze chwilę stał ze spuszczoną głową. W końcu wyprostował się i rozejrzał po gabinecie. Generał nie chcąc przeszkadzać odsunął się na bok. Bartoszewski podchodził do rzeczy, które nie wiadomo dlaczego zwróciły jego uwagę, podnosił je i ściskał w ręce. Zamykał oczy i trwał tak parę sekund. Lecz za każdym razem, w akompaniamencie mruknięcia Roweckiego, odkładał je z powrotem. Niespodziewanie, gdy dotknął fotela Marszałka, gwałtownie upadł. Zacisnął pięści i skulił się. Rowecki natychmiast do niego doskoczył. - Władek, co ci jest? - Widzę go, widzę go ciężko dyszał Bartoszewski. - Kogo widzisz? - Widzę Marszałka. Stoi pod rozgwieżdżonym niebem. Księżyc w nowiu. Wszystko jakieś inne, złote. Niech uważa. Musi uważać. - Na co na Boga? - - Biała strzała, biała strzała. - Śmigły-Rydz ostrożnie wynurzył się z zarośli. Sprawdził czy nikogo nie ma w pobliżu. Otrzepał z pyłu ubranie i poprawił fryzurę. Jeszcze raz sprawdził czy jest sam w okolicy i kiwnął na chłopaków. Wyłonili się niepewnie i popatrzyli na Marszałka. - No szybko, idziemy ponaglił ich. - A Pan Marszałek ma jakiś plan? zapytał starszy z chłopców, gdy już dołączyli do niego. - Właśnie go opracowuję - Powinniśmy udać się do Dzieduszyckiego. Do niego będzie najbliżej. swoim zwyczajem najmłodszy uratował sytuację.

 

Wybierz ciąg dalszy:

Aktywny wątek: "Wódz i Aniołki" cz.4 - autor fragmentu: Lech Downar