Ustawienia i wyszukiwarka
Łukasz Maciejewski | recenzja
„Marzec '68” to film, do którego, jestem o tym przekonany, będziemy wracali. Krzysztof Lang, doświadczony twórca, autor m.in. „Prowokatora” czy „Strefy ciszy”, rekonstruuje wydarzenia Marca 1968 roku, nie w tonacji dokumentalnej czy martyrologicznej, ale z perspektywy uwikłanych w wielką historię młodych ludzi.
Marzec '68 był wydarzeniem symbolicznym dla całego pokolenia. Z opowieści mojej mamy, uczestniczącej czynnie w wydarzeniach marcowych (była wówczas studentką w Krakowie), wiem, jak bardzo tamten czas odcisnął ślad we wspomnieniach młodych ludzi.
Krzysztof Lang, w marcu 1968 roku angażujący się politycznie licealista, ma podobne wspomnienia, ale nie tylko o sentyment chodzi. Dzisiaj, w 2022 roku, w sytuacji wojny w Ukrainie, niepokojów politycznych i społecznych, taki film odbiera się jeszcze mocniej, głębiej.
Film jest uczciwy. Najpierw wydarzenia Marca '68 – zaczyna się od zdjętych „Dziadów” Mickiewicza w reżyserii Dejmka, potem sytuacja zaczyna przyspieszać. Opowieść o wydarzeniach marcowych została ukazana z perspektywy dwojga młodych, zakochanych w sobie ludzi, dziewczyny i chłopca, zagranych żarliwie przez świetnie obsadzonych Vanessę Aleksander i Ignacego Lissa. Ich rodziny stają po dwóch przeciwnych stronach barykady. Rodzina pochodzenia żydowskiego i nomenklatura partyjna. Demony polityczne przeszkadzają miłości. Motyw Romea i Julii zaburzony został podziałem socjopolitycznym, nie rodzinnym, a ponura scena balkonowa odbywa się na zapuszczonym Dworcu Gdańskim. W miejscu, z którego pociągami odjeżdżali do Izreala Polacy, w większości zmuszani do tego wyjazdu, czujący się Polakami, wyrywani swojej ojczyźnie. Wstrząśnięta wydarzeniami marcowymi, Agnieszka Osiecka pisała w pięknej piosence śpiewanej przez Łucję Prus i Skaldów: „Czy też przeżyją, czy dotrwają? I ja żegnałam nieraz kogoś, I powracałam już nie taka, Choć na mej ręce lśniła srogo. Obrączka srebrna jak u ptaka”.
Krzysztof Lang, razem ze świetnymi współpracownikami, pokazuje polską rzeczywistość tuż przed „odlotem” z piosenki Osieckiej. Jeszcze trwają protesty, albo próby łagodzenia sytuacji, młodzi ludzie protestują, starsi zastanawiają się, o czym rozmawiać, jak mają się zachować, debatują, dyskutują, uciekają. Duszne Polaków rozmowy, a na tym tle dwoje młodych ludzi, którzy po prostu chcieli być ze sobą, chcieli się kochać. Nawet to im odebrano.
Pożegnania na Dworcu Gdańskim były rozdzierające. Raz jeszcze Agnieszka Osiecka: „I ja witałam nieraz kogoś / Chociaż paliły wstydem skronie, / I powierzałam Panu Bogu / To, co w pamięci jeszcze płonie. / I ja witałam nieraz kogoś / Za chmurą, za górą, za drogą, / I ja witałam nieraz kogoś, / I ja witałam nieraz...”
Oglądając piękny film Krzysztofa Langa, myślałem cały czas o tym, żeby nigdy nie musieć nikogo żegnać (ani witać) w taki sposób. Świat zasłużył na spokój.