Data publikacji: 15.09.2015
Średni czas czytania 7 minut
drukuj

autor fragmentu: Rafał K. Markowski

Kapitan Achmentowicz, podobnie jak wiele razy wcześniej wśród kaukaskich górali czy potomków stepowych chanów, rozpoczął swój oratorski popis. To kwiecistość wymowy zjednywała mu słuchaczy pośród ludów uznających opowieści przy obozowym ognisku za najwyższą formę sztuki. Ale przekonywało ich dopiero porównanie ich obecnej sytuacji i dziejów z historią Polaków. Dawna chwała i potęga, roztrwonione przez nieroztropność i warcholstwo, utrata wolności, dziesięciolecia powstań, w końcu zrzucenie kajdan po stuleciu niewoli. Nic dziwnego, że i tym razem Adamowi udało się przekonać mistrza derwiszów i starszyznę głównych ujgurskich plemion do zawiązania sojuszu i zwołania pospolitego ruszenia przeciwko komunistom. W ciągu jednego roku z Turkiestanu Wschodniego poznikały wszystkie chińskie garnizony. Kolejny rok posłużył budowaniu struktur młodego państwa i umacnianiu jego granic. W Europie nowy porządek owocował pokojem i wzrostem dobrobytu. Sowieckie imperium traciło kolejne prowincje, co w Moskwie zaostrzało walkę o władzę pomiędzy komunistycznymi frakcjami. Tymczasem w Azji sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Tracąca wojenny impet Japonia podpisała rozejm z Brytyjczykami i Chińczykami. Ci pierwsi mogli teraz skierować swe siły przeciwko ruchowi niepodległościowemu w Indiach, kierowanemu przez Chandrę Bose. W Chinach natomiast kruche przymierze komunistów z nacjonalistami zaczęło się rozpadać. W ciągu ostatnich lat w tym małżeństwie z rozsądku podwładni Mao zyskiwali systematycznie dominację, nie szło to jednak w parze z popularnością wśród mas społecznych. Po odsunięciu japońskiego zagrożenia na drugi plan, Mao potrzebował kolejnego celu polityczno-militarnego, wokół którego mógłby zjednoczyć swoich zwolenników i naród. Mandżuria pozostawała pod dominacją japońską, Ujgurowie zyskiwali coraz większą siłę, dlatego też celem ataku komunistów mógł stać się Tybet, jako zdecydowanie słabszy pod władzą młodego Dalajlamy. Zajmując Dach Świata, Mao pokazałby rodakom, że nadal kontroluje sytuację i siła jest po jego stronie. Dla prowadzącej długofalowe działania Tajnej Centrali Wywiadu ten zamknięty dla obcych kraj stał się więc kolejnym celem. Rozmowa na ten temat, prowadzona przez Achmentowicza z jego przełożonym, pułkownikiem Markowskim, była krótka i konkretna. Tybet? Czyś ty się szaleju najadł? Nie znam ani słowa po tybetańsku! Achmentowicz słynął z zupełnie niewojskowej bezpośredniości, którą ktoś nieżyczliwy mógłby nazwać niesubordynacją. Poradzisz sobie, jak zwykle. Szef całkowicie zignorowała jego wybuch. Będziesz miał świetnych współpracowników. To para naszych rodaków, która od kilkunastu lat tam mieszka. Przeszli na buddyzm, zapuścili korzenie. Ale sercem są ze starym krajem. I popierają nasza sprawę. Achmentowicz nie dawał za wygraną. Równie dobrze moglibyście mnie wysłać do Etiopii... O tym też myślimy... Całkiem poważny ton Markowskiego zbił Adama z tropu. W Lhasie niepokorny kapitan znalazł się na początku 1950 r. Informacje dostarczone przez polskie małżeństwo nie nastrajały optymistycznie. Niespełna piętnastoletni Dalajlama Tenzin Gjatso i jego otoczenie w ogóle nie zdawali sobie sprawy z chińskiego zagrożenia. Żyli w oderwaniu od rzeczywistości, pozostając pod wpływem grupki niemieckich imigrantów, którym udało się przejąć kontrolę nad kluczowymi sprawami państwa. Niemcy szerzyli wariację nazistowskiej ideologii i propagowali rytuały, łączące lamaizm z okultyzmem. Na czele niemieckiej sekty stał Ernst SchÁ¤fer, który w latach 1938-39 prowadził badania w Tybecie z ramienia Ahnenerbe nazistowskiej organizacji poszukującej na świecie korzeni "rasy niemieckiej". W czasie wojny wraz z grupką współpracowników powrócił na Dach Świata, aby tutaj próbować budować swoją wersję aryjskiej Rzeszy. Teraz, kiedy Hitler i jego poplecznicy od lat gnili w celach Spandau, na drugim końcu świata hybryda nazizmu podnosiła głowę i mąciła w umysłach. Kilka miesięcy zabrało kapitanowi dotarcie do Dalajlamy i najważniejszych dostojników tybetańskich. Dzięki dostarczonym przez TCW dowodom, udało mu się przedstawić lamom prawdziwe oblicze nazistów. Szczególnie przekonały ich zdjęcia z obozów koncentracyjnych i wojennych okopów, a także plany ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej. Przerażeni wcześniejszą naiwnością Tybetańczycy wypowiedzieli nazistom gościnę. Na to tylko czekało komando Achmentowicza. Na wyraźne życzenie lamów miano unikać ofiar, ale Niemcy bronili się; padły strzały z obu stron. Wśród zabitych napastników znalazł się sam SchÁ¤fer. Jego dotychczasowi tybetańscy przyjaciele postanowili wyprawić mu tradycyjny pogrzeb. Adam patrzył na ceremonię z oddalenia. Ciało Niemca zostało najpierw starannie poćwiartowane, a potem rzucone na żer sępom, które obsiadły okoliczne skały. Tak skończył czarny orzeł nazizmu, który chciał pożreć serce tej najbliższej niebu krainy. Teraz nadszedł czas na zajęcie się kolejnym zagrożeniem tym, które kryło się pod symbolem czerwonej gwiazdy. Był maj 1950 r.

 

Wybierz ciąg dalszy:

Aktywny wątek: W maju 1951 Zmierzch imperiów - autor fragmentu: Rafał K. Markowski