Data publikacji: 27.08.2013
Średni czas czytania 29 minut
drukuj

Paweł Majka

Więcej niż Kraków

(„Chochoły, „Dumanowski” i „Fuga” Wita Szostaka)

Najpierw powstały „Chochoły”, wydane przez wyd. Lampa i Iskra Boża (2010), a zapowiadane przez autora jako powieść o Krakowie. Choć widać w książce nawiązania do „Oberków do końca świata”, „Chochoły” różnią się od wcześniejszych powieści Szostaka. Jeszcze bardziej oddalają się od fantastyki, otwarcie mierzą się ze współczesnością. Odniosły też sukces – o Szostaku mówiono poza fandomem, powieść otrzymała nominację do Zajdla, zdobyła nagrodę im. Żuławskiego.

Rok później ukazał się, znów w Lampie, „Dumanowski” i też zaskakiwał. Książka kontynuowała pewne tematy z „Chochołów”, ale napisana została innym językiem i w innej konwencji. Wielu, ja także, przepowiadało tej powieści dużą przyszłość; jeden z odważniejszych krytyków oświadczył nawet: „jeśli teraz Szostak nie zdobędzie sławy, to nie wiem kiedy!”. Powieść napisano z humorem zdolnym pozyskać więcej czytelników niż trudniejsze „Chochoły”. W lekkiej formie poruszała tematy istotne, a czyniła to w sposób podobający się krytykom. Przy tym Szostak nie poszedł wytartym szlakiem historii alternatywnych (choć niektórzy tak go kwalifikowali).

„Dumanowski” był drugą powieścią, której akcja toczyła się w Krakowie. Wyznawcy magii liczb zaczęli wróżyć powstanie „krakowskiej trylogii”. Mieli rację. W roku 2012 ukazała się domykająca całość „Fuga”. I znów zaskoczenie, różniła się formą od „Chochołów” i „Dumanowskiego”, lecz bardzo przypominała je tematyką. To bodaj najtrudniejsza w odbiorze powieść Szostaka ‑ najdalej odchodząca też od fantastyki, przynajmniej w jej konwencjonalnym rozumieniu.

 

„My w Krakowie rozumiemy, co to śmierć lepiej niż inni; my w Krakowie potrafimy żegnać zmarłych ze szczególnym pietyzmem (…)”[i].

Najłatwiej dostrzec w tych książkach cykl opowieści o magicznym Krakowie. Miasto zajmuje szczególne miejsce na mapie Polski i świata – jest stolicą poetów, królów, skarbów kultury, żywą pamiątką historii, bardziej chyba legendarną niż rzeczywistą. Jeśli cała Polska żyje mitami, to Kraków nie tylko żyje nimi szczególnie, ale jeszcze stanowi ich źródło. Szostak pokpiwa sobie z tej sytuacji i snuje pełną ironii opowieść o szczególnych ludziach żyjących w szczególnym mieście, ale także twórczo ją rozwija. Dzięki temu „tryptyk o Krakowie” zmienił się w coś większego i głębszego. Kraków to głównie pretekst. Owszem, można potraktować trylogię Szostaka jako zabawę „krakowskością”, lecz zamykanie jej w tak ograniczonym odczytaniu byłoby krzywdzące. Nawet, jeśli autor potwierdza, że od Krakowa wszystko się zaczęło.

„Teraz, jak czas pozwoli, zamierzam wreszcie zasiąść do zapowiadanej od dawna powieści, którą opatrzyłem etykietką powieści o magicznym Krakowie” – powiedział Wit Szostak w wywiadzie dla portalu „Katedra” w 2008 roku. A w wywiadzie dla Postmoderny.pl, w roku 2012, wyznał: „Do Krakowa dość długo dojrzewałem. Strasznie się bałem pisać o Krakowie”. Sygnałów, że „Chochoły” będą powieścią o Krakowie, w wywiadach z pisarzem znajdziemy więcej. Pytanie, czy człony trylogii naprawdę nimi są? Uważam, że Kraków zszedł tam na plan dalszy, akcja mogłaby się rozgrywać w dowolnym mieście. Wyjątkiem „Dumanowski”, rzeczywiście jedyny poświęcony konkretnemu miastu. W „Chochołach” możemy odnaleźć zapowiedź tego, co stanie się istotą „Dumanowskiego” – wielość historycznych narracji i sprzecznych przekazów. Legendy mieszają się z zapisami pamiętnikarzy, historyków i biografów, przypowieści wydają się równie istotne, jak notatki w dziennikach. Można się zastanawiać, czy kamienica zamieszkana przez rodzinę Chochołów mogłaby tak samo przesiąknąć mitem i kurczowo trzymać się dogorywających tradycji oraz ignorować świat, gdyby stała w innym mieście. Kamienica przy ulicy S. przypomina Kraków, jeśli postrzegać go jako „miasto grobów”, dla którego nikt i nic nie umiera nigdy do końca, a to, co umarło, kształtuje je bardziej niż to, co żywe i zmienne. Bohaterowie „Chochołów” i „Fugi” doświadczają swoich domów (a zatem Krakowa) w podobny sposób – poprzez mitologie nierozerwalnie splecione z osobistym przeżywaniem świata. Być może takie pomieszanie historii i mitu jest swoiste dla tego miasta. Niemniej to dopiero początek. Kraków może być miastem mitów, jednak prawdziwymi bohaterami powieści Szostaka są ludzie zagubieni w tych mitach i próbujący się odnaleźć ‑ w nich lub wbrew nim.

 

„Przez całą noc wędrowałem po snach moich bliskich”[ii].

Dzieląc się z czytelnikami doświadczeniami mającymi wpływ na jego pisarstwo, opowiedział Wit Szostak, jak to, spacerując po Krakowie, uświadomił sobie, że przechodnie tylko pozornie przemierzali te same aleje co on. Na poziomie geograficznym tak właśnie było, jednak, gdy spojrzeć na ulicę przez pryzmat biografii idących nią osób, okazuje się, że posiada ona rozmaite oblicza. Co więcej, tak samo dzieje się z całym miastem i każdym człowiekiem – istnieje ogrom prywatnych map Krakowa (i innych miast), a każda jest niepowtarzalna. Aby poznać inne miasta, należałoby poznać ich mieszkańców, naruszając cudzą intymność. Tak robi to bohater „Chochołów” ‑ bezwstydny podglądacz przemierzający ogromny dom, któremu odebrano naturalne bariery, by bohater mógł uzyskać dostęp do bliskich mu ludzi, poznawać ich, a poprzez nich poznać i świat (dom i miasto), i siebie.

W moim przekonaniu ponosi w tych staraniach klęskę, jak większość „badaczy” niewychodzących poza obserwację zewnętrza. Poznanie nie jest kwintesencją istnienia. Posługujący się jedynie obserwacją narrator musi przegrać, bo samo poznawanie, bez uczestnictwa i przeżywania, niesie ryzyko wyrzeczenia się właściwości. Być może uczyni z siebie jedynie sobowtóra tych, których podgląda. Nic dziwnego, że bohater i narrator rozdrażnił tak wielu czytelników na forach internetowych – w pierwszej części „Chochołów” przypomina raczej ducha niż człowieka. Gorzej, duchy mają przecież własne cele i charaktery; narrator „Chochołów” to zrazu nie człowiek, ale forma czekająca na wypełnienie. Jej los pozostaje smutny i może złościć, póki forma ta próbuje wypełniać się „snami swoich bliskich”, zamiast się spełniać poprzez własne „sny”.

Jak różni, na pozór, są bohaterowie „Chochołów” i „Dumanowskiego”! Jak różne są (na pozór) te powieści! Mamy też elementy wspólne ‑ miejsca narracji, postaci, miejsce akcji – choć ich wiązanie budziło we mnie sprzeciw. Owszem, obie wyrosły z pragnienia autora, deklarującego w wywiadach zamiar pisania o Krakowie. Owszem, w „Chochołach” i w „Dumanowskim” miesza Szostak osobiste doświadczenia jednostki z myśleniem mitycznym i mitem w działaniu. Tu i tam bohaterowie, a za nimi czytelnik, miotają się w fałszywych tropach i takim zapętleniu odsłon rzeczywistości (losów rodzin, kamienic, miasta, narodu), że trudno wskazać, co w tych powieściach dzieje się „naprawdę”. Wszystko to czyni je podobnymi, ale wynikać mogło nie tyle z zamiarów autora, co z jego obsesji, do których publicznie się przyznawał. Toteż mimo podobieństw czytałem „Chochoły” i „Dumanowskiego” osobno. Teraz widzę, że był to bunt równie daremny, jak „życie poprzez obserwację” bohatera „Chochołów”. Mam swoje racje i mógłbym ich bronić, cóż, kiedy niedługo po „Dumanowskim” ukazała się „Fuga”.

Szczęśliwie nie buntowałem się sam. Wszak Szostak oznajmił w jednym z wywiadów: „Dopiero jak zacząłem pisać Fugę, to mi się zaczęło układać trylogicznie i wtedy odsłoniło się jako pełen projekt”[iii].

A zatem jest to trylogia. Trylogia o mieście, ale przede wszystkim o człowieku. Jakkolwiek nierzeczywiste wydają się miejsca i sytuacje z powieści, trzeba zaufać słowom autora: „Długo dojrzewałem do pisania o współczesności i przygoda z fantasy była chodzeniem opłotkami. Chochoły zacząłem pisać dziesięć lat po debiucie i to był pierwszy tekst, który dzieje się dzisiaj. To był moment, kiedy powiedziałem, że napiszę coś, co się dzieje dzisiaj, i to było dla mnie momentem przekroczenia Rubikonu”. I jeszcze: „W ogóle boję się pisać o tu i teraz. Te książki niby się dzieją tu i teraz, poza Dumanowskim, ale jednocześnie opisują światy, których już nie ma. Mam wrażenie, że wobec współczesności jestem zupełnie bezbronny jako pisarz”[iv]. A zatem są to powieści o „tu i teraz” i zarazem nie są. Dlaczego?

Pozornie („pozór” – to słowo wraca i będzie wracać w kontekście powieści Szostaka) najłatwiej byłoby rozprawić się z „Dumanowskim”. Traktowano go często jako jeszcze jedną z modnych historii alternatywnych ‑ wszak nie było takiego bohatera narodowego, a historia Polski toczyła się inaczej. A jednak ta „zmyślona” historia doskonale oddaje charakter współczesnego Krakowa, a może nawet zapatrzenie całej Polski w narodowe mity. Ukazuje je, ale ‑ nie wyśmiewa. Choć „Dumanowski” napisany został z humorem i ironią, to zawsze jest pełen ciepła. Ironia Szostaka nie rani, autor używa jej, by ukazywać z dystansem obsesje swoje i nasze. Bohaterowie „Chochołów” i „Fugi” nie byliby sobą, gdyby nie wyrastali z dziedzictwa „Dumanowskiego”. Historia, która nigdy się nie zdarzyła, opisuje naszą, jak najbardziej realną współczesność, nasze jej postrzeganie i doznawanie.

A co z „Chochołami” i „Fugą”? Można znaleźć w nich wiele tropów wskazujących, że to powieści współczesne. Zwłaszcza w „Fudze” widoczne są ślady przemian z ostatnich lat. Ale ich akcja została jakby zawieszona w czasie. Można umiejscowić akcję trylogii w Krakowie ‑ z czasem jest trudniej, bo kamienica przy ulicy S. pozostaje poza nim albo w czasie sobie tylko właściwym. W zasadzie fabuła „Dumanowskiego” rozgrywa się w określonej przeszłości, a fabuły „Chochołów” i „Fugi” teraz. A jednak bohaterowie tych dwu powieści mogliby żyć kiedykolwiek. Kłopoty z tożsamością narratora „Chochołów” i biograficzne zawieruchy Bartłomieja Chochoła, rytuały rodzinne i świąteczne nie należą do konkretnego czasu. Osiemnastowieczni, dziewiętnastowieczni i dwudziestowieczni Chochołowie w niemal taki sam sposób obchodziliby święta, podobnie radziliby sobie z kryzysami w rodzinie, szykowaliby się do śmierci i próbowali poradzić sobie sami ze sobą, jak i my obecnie. Akcja „Chochołów” i „Fugi” toczy się współcześnie, ale toczy się też zawsze. Miejsca akcji tych powieści, ale  i czas, w którym się rozgrywają, są mityczne. Co więc czyni je powieściami współczesnymi?

Jeśli coś może to sprawić, to najpewniej bohaterowie.

 

„Nazywam się Bartłomiej Chochoł i jestem ostatnim królem Polski”[v].

Narrator „Chochołów” stara się odtwarzać dzieje swojej rodziny, a poprzez nie poznawać siebie. Przygląda się innym, odkrywa przed sobą i czytelnikiem kamienicę, a za nią miasto, i powoli, mozolnie zdobywa dla siebie własne życie. Jest w nim równie zagubiony jak Bartłomiej Chochoł i jak – mimo wszystko – Dumanowski.

Czytając „Fugę”, spostrzegłem, że „Chochoły” opowiadały o dzieciństwie – okresie, kiedy pozostajemy pod wpływem najbliższych, a przestrzeń zawiera się dla nas w domu rodzinnym i świątecznych trasach odwiedzin u dziadków i babć, wujków i cioć oraz w kościele bądź innym miejscu przynależnym uroczystościom. Dziecko, jak narrator powieści, uczy się być sobą, zarówno poprzez najbliższych, jak i pomimo nich. Dziecko początkowo zachwyca się wszystkim, co dostępne jest mu w rodzinie i poprzez nią. Nie dostrzega rys w opoce, jaką stanowią dom i rodzina. Dopiero z czasem wzrasta w nim indywidualność i jej poczucie. Jeśli pojawiają się kłopoty, mogą urosnąć w jego oczach do rozmiaru katastrof, ale także uświadomią szerszą niż rodzinna rzeczywistość. A czasem dorastające dziecko zaczyna uczyć się nie tylko samodzielności, ale i samotności. I bardzo często, jak bohater „Chochołów”, chce pozbyć się przynajmniej tego drugiego.

Odczytywany w takim świetle „Dumanowski” to opowieść o młodzieńczym buncie i dorastaniu. Dumanowski zawsze wędruje, bo wędrówka jest przynależna młodości. Nie odrzucając domowych tradycji, ma już własne plany i dąży do ich realizacji. Do końca pozostaje kochliwym i skłonnym do erotycznych przygód „młodzianem”, do końca marzy i chyba wierzy w realność planów. Drugi tom trylogii to opowieść o okresie dorastania, a zatem o czasie buntu i nadziei, czasie planów i wiary w ich spełnienie. Przede wszystkim to opowieść o czasie samodzielnego już i świadomego kształtowania siebie. Dumanowski, świadom jak bardzo mit i przesycone nim miasto wpływają na to, kim się staje, próbuje – inaczej niż bohater „Chochołów” – wpływać na swój los przede wszystkim przez kreowanie mitu i miasta będącego jego nosicielem. W takim przypadku, choć nie dostrzegamy tego w pierwszej chwili, Dumanowski to buntownik ‑ jako jedyny z bohaterów trylogii Szostaka, konsekwentnie zmagający się z losem, próbujący narzucać miastu własną wolę. Nawet sędziwy (ciałem) Dumanowski nie porzuca wędrówki i prób wpływania na świat, nie porzuca i zakochania przynależnego raczej młodości niż stateczności ludzi sędziwych. Czas na starość dopiero nadejdzie, a opisze ją „Fuga”.

„Wracam do mieszkania dziadków, które pamiętam jak dziś. Tu spędzę resztę życia. Wspinam się mozolnie stopień za stopniem. Noga ciągle boli. Pożegnałem żonę”[vi]. Tych słów z początku powieści nie mógłby wypowiedzieć człowiek młody, to słowa starca wracającego do domu pachnącego wspomnieniami, by czekać końca nad zdjęciami w albumach i obserwować cienie przeszłości w pęknięciach i przebarwieniach farby na ścianach. Część rzeczy Bartłomiej Chochoł pamięta wyraźnie, inne się zamazały. Jego życie to rwany ciąg opowieści o nim i mieście, których prawdziwości nie może być pewien. Zbyt wiele mitów wpływa na pamięć – dzieciństwo jest pełne tajemnic i radości, a dorosłość zmierzchu buntów i wyrastających zeń rozczarowań. We wspomnieniach baśń miesza się z tym, co uważamy za rzeczywiste ‑ babcine gotowanie urasta do rozmiarów legendy. W kuchni zasiadają herosi, bo nietrudno jest zostać uwznioślonym, dobrym i życzliwym herosem w oczach dziecka. Sędziwy mężczyzna, który marzy, by coś pięknego jeszcze go spotkało, przygląda się obrazkom ze swojego życia, odczytuje je na nowo i dziwi się sobie. Widzi siebie przez pryzmat ludzi minionych. Wspominając własne dzieciństwo, rozgląda się za dziećmi. Pamięta swoje życie i dom pełne ludzi, nie może się nadziwić pustce wokół i do końca w nią nie uwierzy. Przeszłość i czas obecny ‑ wszystko przeniknięte jest jednym rytmem, jedną powracającą frazą. Gdy rozmyślamy nad swoim życiem, próbujemy nadać mu jakiś spinający wszystko sens, niechby to miała być tylko melodia w tle.

Na pierwszym planie trylogii Szostaka narzuca się zmitologizowane miasto i czuje się mityczne myślenie o historii. W istocie wszystko to stanowi tło dla opowieści o tym, jak mit kształtuje człowieka. „Myślenie mitologiczne i problem podmiotowości to są osobne sprawy. Czasami udaje się to spleść, bo czasami mit okazuje się świetnym wehikułem do opowiadania. To są osobne obsesje”[vii] – powiedział „Lampie” Szostak. Czy chodzi więc „tylko” o opowieść? O to, że Bartłomiej Chochoł, wspominający życie, układa je w mitologiczną mozaikę „tylko” dlatego, że „czasami mit okazuje się świetnym wehikułem do opowiadania”? Chyba niekoniecznie. Zbyt mocno jest obecny mit w trylogii, by służyć mógł tylko za wehikuł narracji. Z rodzinnej mitologii wyrasta bohater „Chochołów”, Dumanowski stara się kształtować własny mit, a wpisuje się w mit narodowy i może mit krakowski. Poprzez mit patrzy na swoje życie Bartłomiej Chochoł. Zbyt wiele tego, by uciec przed pytaniem, czy podmiotowość jest rzeczywiście „osobną sprawą” wobec mitu.

Te trzy powieści to historie pewnego „ja” dążącego do zdobycia, wykształcenia i zachowania, a także ponownego odkrycia własnej podmiotowości. Bohaterowie gubią ją, ale i budują poprzez mit, od którego nie potrafią się uwolnić. Pośrodku powieści Szostaka zawsze stoi jakieś „ja”, gorączkowo, a czasem rozpaczliwie, szukające własnej tożsamości. I nikomu, nawet zbuntowanemu Dumanowskiemu, nie udaje się jej odnaleźć niezależnie od mitu. Wśród tego, co spina wszystkie trzy powieści, jest właśnie to przekonanie, że wyrastamy z czegoś więcej niż tylko geny i edukacja społeczna.

 

„Wszystkie opisane tu historie wydarzyły się naprawdę, choć nieco inaczej; co jednych może napełnić radością, a innych niewysłowionym żalem”[viii].

Pozostaje pytanie ‑ co czyni „Chochoły”, „Dumanowskiego” i „Fugę” powieściami współczesnymi, jak, w odniesieniu do dwóch z nich, zaplanował autor? „Zmitologizowane podmioty” to nie jest jednak wynalazek współczesności. Sam napisałem, że fabuły „Chochołów” i „Fugi” mogłyby się rozgrywać „zawsze”, że wszystkie te powieści nie dzieją się w określonym „kiedyś”, ale w czasie mitycznym. Cóż, że autor eksperymentuje nieco z formą – Melville też to robił, a pisał w XIX wieku. Owszem, igraszki z kulturą wynikające ze świadomości istnienia wobec niej i potrzeby wyrażania tego wiążemy zwykle z literaturą współczesną, a dekonstrukcję wyciągamy z postmodernizmu. Forma nadaje więc powieściom Szostaka cechę dzieł współczesnych, ale sama forma to za mało. Napisałem o bohaterach. Ich rozterki są mi bliskie, ale to samo mogę rzec o bohaterach Dumasa. Zanim stwierdzimy, że Szostak napisał powieść współczesną, jak planował, spytajmy, czy opowiedział o współczesności. Choć i to żadne kryterium, przecież kłopoty pani Bovary zachowały aktualność, choć Flaubert pisał o niej więcej niż sto pięćdziesiąt lat temu.

Niemniej jestem przekonany, że „Chochoły”, „Dumanowski” i „Fuga” opowiadają o nas i naszym tu i teraz. O tym, co nas kształtuje i jak nie potrafimy sobie z tym poradzić, jak zagubieni czujemy się wobec własnej tożsamości drżącej wśród wichury codzienności. Moje „ja” bywa równie zakłopotane jak „ja” narratorów „Chochołów” i „Fugi”. Moja Polska (teraz, ale może i zawsze), jest równie zakłopotana sobą, jak Polska Dumanowskiego, w której nigdy nie powstał „Król Duch” ani „Pan Tadeusz”, ale która i tak wygląda tak samo. Być może bohaterowie powieści nie żyją „kiedyś” albo „teraz”, ale żyją w mitycznym „zawsze”, ale ich przeżycia stanowią komentarz do naszych przeżyć i doświadczeń. „Dumanowski” może okazać się jedną z istotniejszych powieści ostatnich lat w dyskusji o historii i mitologii Polski. „Chochoły” i „Fuga” opowiadają o samotności jednostek podobnie serio jak stricte współczesne „Cząsteczki elementarne” Huellebecqa czy „Opętani” Palahniuka, choć znacznie się od nich różnią. Mówią o współczesności nie mniej niż zanurzone w niej powieści innych autorów o bitych dzieciach czy codzienności kobiet i mężczyzn. Być może Szostakowi udało się napisać coś bardziej ponadczasowego, przez co nieco „przegrał” współczesność. Ale nie zmienia to faktu, że mówi o „tu i teraz”, bardzo polskim „tu i teraz”, nie tylko krakowskim, więcej niż wielu autorów reportaży i powieści przypominających reportaże.

 

 

 

 

 

[i] Wit Szostak, Dumanowski, Lampa i Iskra Boża, 2011

[ii] Wit Szostak, Chochoły, Lampa i Iskra Boża, 2010

[iii] Jestem ostatnim królem Polski, Postmoderna.pl, wywiad z Witem Szostakiem przeprowadziła Olga Szmidt

[iv] Ibidem

[v] Wit Szostak, Fuga, Lampa i Iskra Boża 2012

[vi] Ibidem

[vii] Jestem ostatnim królem Polski, Postmoderna.pl

[viii] Wit Szostak, Dumanowski, op. cit.