Jedenaście pięter abstrakcji

Data publikacji: 25.06.2014
Średni czas czytania 14 minut
drukuj
Rozmowa Kamili Lewandowskiej z Marią Rubersz, historyczką sztuki i Prezeską Zarządu Fundacji Sztuki Polskiej ING o tym, jak sztuka stała się częścią życia korporacyjnego. 

Z Panią Marią Rubersz po raz pierwszy spotkałam się w 2012 roku, w ówczesnej siedzibie spółek z grupy ING przy Pl. Trzech Krzyży w Warszawie. Pani Rubersz pokazała mi wówczas kolekcję Fundacji, wyeksponowaną na antresolach czterech pięter budynku. Dzieła polskiej sztuki współczesnej na ścianach biurowych korytarzy nadawały miejscu szczególny charakter, przełamując surowość korporacyjnej przestrzeni. Tym razem, w budynku przy Pl. Unii Lubelskiej prace zostały wywieszone na korytarzach jedenastu pięter ING, nowej siedziby firmy. Na niektórych piętrach można oglądać murale, zrealizowane przez polskich artystów we współpracy z Fundacją i Spółkami ING.

Zmienili Państwo siedzibę, czy coś się zmieniło w Fundacji? Czym teraz zajmuje się Fundacja Sztuki Polskiej ING?

Mamy te same cele, które wyznacza Statut – promocja polskiej sztuki współczesnej, w szczególności młodego pokolenia artystów. Zmiana biura natomiast wpłynęła na sposób ekspozycji kolekcji – jest ona rozrzucona między jedenastoma piętrami. Ciągi komunikacyjne nie są oddzielone od przestrzeni biurowej, więc prace wiszą w bezpośrednim sąsiedztwie pracowników. To duża zmiana, która na początku budziła mieszane odczucia. Niektórzy pracownicy domagali się, by przy ich biurkach wisiały ich ulubione prace. Ponadto, stylistyka biura jest dokładnie przemyślana, nie można wieszać swoich kalendarzy na ścianach, bo założeniem jest, by wyeksponować prace z kolekcji. W związku z tym więcej wagi musimy przykładać do wyjaśniania poszczególnych prac oraz i edukację z zakresu sztuki współczesnej.

W jaki sposób realizowana jest ta edukacja?

Mamy dwa główne kanały komunikacyjne. Pierwszym jest wewnętrzna gazeta – Baśka, w której Fundacja ma swoją stałą rubrykę. Opisujemy np. historię kolekcjonowania na przestrzeni dziejów, dzieła, które właśnie nabyliśmy, zwracamy uwagę na te, które mogą się wydawać niekonwencjonalne, np. prace wideo. Często mówimy o bardzo podstawowych rzeczach, np. uświadamiamy, że dzieło sztuki to nie tylko olej na płótnie. Drugim kanałem jest intranet. Za jego pośrednictwem organizujemy m.in. konkursy dla pracowników ING, którzy najpierw przechodzą kurs sztuki współczesnej (np. koncentrujemy się na abstrakcji), a następnie piszą recenzję o wybranym dziele. Wynikiem konkursu zorganizowanego w maju było około 50 recenzji, w głosowaniu na najlepszą z nich uczestniczyło około tysiąca osób. Staramy się za każdym razem wychodzić z nową inicjatywą, która odpowiada na, np. często zadawane przez pracowników pytania odnośnie sztuki współczesnej.

Czy sądzi Pani, że tego typu edukacja wpływa na większe zainteresowanie pracowników sztuką? Czy po zetknięciu się ze sztuką współczesną tutaj, idą do Zachęty lub Muzeum Sztuki Nowoczesnej?

Myślę, że tak, choć nigdy tego nie mierzyliśmy.  Blisko współpracuję z działem komunikacji, od którego dostaję informacje, jak pracownicy reagują na moje artykuły. Często słyszę, że muszę pisać prościej. Komunikowanie o sztuce współczesnej jest trudne, bo nie ma właściwego języka – ten akademicki jest zbyt hermetyczny, potoczny zaś – niewystarczający. Dla mnie oznacza to, że są zainteresowani. Jeśli sami nie zaczną chodzić do muzeum, to może przynajmniej nie będą zniechęcać swoich dzieci wyśmiewając sztukę współczesną. Będą wiedzieć, że o coś w tym chodzi.

Pracownicy w głównej siedzibie oglądają obrazy na co dzień. Czasami dziwią się, śmieją, pytają, co ma oznaczać dany obraz. Myślę, że to ważne, że mają dostęp do sztuki i podstawowej wiedzy, bo z edukacją kulturalną w Polsce, zwłaszcza w obszarze sztuki współczesnej nigdy nie było dobrze, a obecnie jest chyba jeszcze gorzej. Oczywiście nie stawiamy sobie za cel wykształcenie historyków sztuki. Zajmujemy się głównie artystami, rozwijaniem kolekcji i projektów, ale nie chcemy, by funkcjonowała w próżni. Dlatego  rozwijanie kompetencji kulturowych pracowników wydaje nam się tak istotne.

Jak wygląda Pani współpraca ze światem sztuki, tzn. artystami, od których kupujecie obrazy oraz instytucjami kultury, z którymi realizujecie projekty?

Jeśli pytanie dotyczy kwestii, czy artyści nie odczuwają dyskomfortu z powodu tego, że trafiają do kolekcji korporacyjnej, to z reguły nie. Raczej nie spotykam się z oporem przed tym, by dzieła wisiały w biurze instytucji finansowej. Zawsze tłumaczę, że obrazy nie służą do dekoracji biur, ale wchodzą w skład kolekcji, której celem jest wspieranie sztuki współczesnej. Co ważne, ta kolekcja ma w przyszłości trafić do zbiorów publicznych, nie zostanie sprzedana czy rozproszona, jeśli ING z jakiegoś powodu zdecydowałoby się na rozwiązanie Fundacji. Prace są czasami wykorzystywane w materiałach marketingowych czy np. na kartach płatniczych, ale zawsze dopilnowuję, aby były odpowiednio wydrukowane wraz z informacją, że są częścią kolekcji Fundacji.

Współpracując z instytucjami zawsze zależy nam, by był to układ partnerski. Świetnym przykładem jest Zachęta, z którą pracujemy już dziesięć lat. W 2004 roku podpisaliśmy umowę o współpracy, w ramach której Fundacja przekazuje Galerii co roku darowiznę na zakup dzieł, w zamian za którą uzyskuje pomoc dotyczącą różnych aspektów tworzenia kolekcji. Długoletnia współpraca z Zachętą owocuje dużym zaufaniem stron i wzajemną pomocą. Bardzo cenne są dla mnie konsultacje z dyrektor galerii, Hanną Wróblewską, szczególnie przy wyborze prac do kolekcji czy rozwijaniem innych projektów. Ważna jest też pomoc działu Zbiorów i Inwentarzy, szczególnie Małgorzaty Bogdańskiej. Gdy rozważaliśmy możliwość udostępnienia kolekcji na licencjach Creative Commons mogłam omówić różne kwestie z Marią Świerżewską. Nowym partnerem jest Muzeum Sztuki w Łodzi, z którym organizujemy cykliczny, otwarty konkurs dla artystów poniżej 30 roku życia. Główne założenie konkursu jest takie, by artysta mógł we współpracy z dwiema instytucjami rozwijać projekt merytorycznie, a nie tylko go wyprodukować i wpisać do CV wystawę w ważnym muzeum.

Bez wątpienia jednak często spotykam się z roszczeniową postawą. Mimo, że od lat Fundacja rozwija program i jest jak sądzę przewidywalna i stabilna, instytucje widzą w nas nie partnera, który ma prawo wypowiadać się na tematy merytoryczne, ale sponsora. Taka współpraca nie wchodzi w grę; Fundacja została założona po to, by wspierać sztukę współczesną i jestem przekonana, że czysty sponsoring to krótkowzroczne myślenie. Chyba znacznie bardziej krótkowzroczne dla instytucji, niż dla sponsora. Poza tym otrzymujemy sporo próśb o dofinansowanie, często wysyłanych w ostatniej chwili przed wystawą. Niestety pokazuje to brak profesjonalizmu instytucji, które nawet nie sprawdzają, czym się zajmujemy, ale rozsyłają maile z propozycją ustawienia bannera w przestrzeni wystawy.

Czy oprócz działania Fundacji, Grupa ING sponsoruje inne przedsięwzięcia artystyczne?

Wyjątkowo. W tym roku ING jest jednym ze sponsorów filmu Jana Komasy „Miasto 44”, ale firma rzadko angażuje się w tego typu współpracę. ING podchodzi do wspierania kultury strategicznie: Fundacja ma swój program i on jest podstawą do wspierania sztuki.

Jeśli mowa o bannerach, czy ING poprzez wspieranie sztuki kształtuje swój wizerunek zewnętrznie, czy raczej skupia się na korzyściach wewnętrznych?

Staram się dbać o zapewnienie podstawowej komunikacji zewnętrznej, np. poprzez kanały social media, czy stronę internetową fundacji. W ten sposób popularyzujemy samą sztukę, ale i wskazujemy, dzięki komu powstaje kolekcja czy poszczególne projekty. O otaczaniu budynków galerii bannerami nie ma mowy, ale też zawsze dbam o to, by projekt był podpisany nazwą Fundacji. Oczywiście działania Fundacji są uwzględniane w raportach CSR i innego tego typu publikacjach, informacja o Fundacji jest na stronie ING, ale nie jest to komunikacja zakrojona na szeroką skalę.

Czy myśli Pani, że coś się w Polsce zmienia, jeśli chodzi o współpracę kultury i biznesu? Czy wzrasta świadomość korzyści wynikających ze współpracy z kulturą?

Działalność Fundacji zaliczyłabym do działań firmy w ramach społecznej odpowiedzialności biznesu. Ten obszar jest jeszcze w Polsce słabo rozwinięty, i choć nawet dyrektywy unijne zalecają przestrzeganie określonych standardów, niewiele firm się tym przejmuje. Jeśli już, to są to firmy działające globalnie, które dobre praktyki mają od dawna wpisane w swoją strategię. Na korzyść współpracy kultury i biznesu działa coraz większa popularność artystów w mediach. A jednak przedsięwzięcia, w które wchodzą przedsiębiorstwa są często krótkofalowe i nawet dobrze zapowiadające się projekty po dwóch, trzech latach znikają. Ponadto dominuje stereotypowe myślenie, że kulturę można bezpośrednio przełożyć na efekty marketingowe.

Czy zagraniczne firmy podejmują współpracę z kulturą w sposób bardziej dojrzały? Pamiętam jak wspominała Pani, że Fundacja powstała z inicjatywy centrali w Holandii.

Tak. Oczywiście wszystko zależy od konkretnego regionu, ale z pewnością Zachód ma tu znacznie silniejsze tradycje. W Holandii kolekcja ING powstaje od 40 lat. Początki kolekcji, nad którą pieczę obecnie sprawuje ING w Wielkiej Brytanii, czyli Barings Collection, to lata 20-ste XX w. Ponadto funkcjonuje wiele wybitnych kolekcji korporacyjnych, które nierzadko są udostępniane publiczności, mają profesjonalnie opracowania. Korporacje wspierają czy wręcz inicjują badania i programy, którym daleko do prostego marketingu. Potrafią się też angażować w działania, które mogą wywoływać niechęć w niektórych krajach, np. problematykę płci kulturowej.

Kultura bardziej potrzebuje biznesu, czy biznes kultury?

(śmiech) Kultura nie funkcjonuje w próżni. Od zawsze była wspierana przez władców świeckich czy organizacje kościelne, korporacje nie mają tak długiej historii, ale od dekad interesują się kulturą. Zmieniła się trochę forma wsparcia, prywatne podmioty są w dużej mierze pośrednikiem między artystami, a publicznością Uważam, że błędem jest myślenie o tej współpracy w kategoriach prostej wymiany usług. Czasami oczywiście można zaobserwować próbę redukcji kultury do nośnika reklamowego, ale nie ma co demonizować tej sytuacji. Przecież finansowanie przez Ministerstwo Kultury i podległe mu instytucje jest związane z politycznymi grami różnych grup interesu. Moim zdaniem te środowiska współpracują, choć szczególnie w naszej szerokości geograficznej należy popracować nad modelem tej współpracy, zmienić nie tylko jej zakres, ale i jakość.

Zdjęcia wnętrz siedziby ING publikuję dzięki uprzejmości Pani Marii Rubersz.

Kolekcja Fundacji Sztuki Polskiej ING jest dostępna na stronie ingart.pl/pl